Co z tym dziedzictwem?

Opublikowano: poniedziałek, 20, czerwiec 2016 07:32
Pietras Sławomir

Kto wie, czy podczas trwającego właśnie narodowego zawirowania nie dojdzie do sprecyzowania konkretów dotyczących „dziedzictwa narodowego”, stanowiącego drugi człon nazwy Ministerstwa  Kultury. Polska opera narodowa sięga roku 1778 (Nędza uszczęśliwiona Macieja Kamieńskiego wg. Bohomolca z tekstem Bogusławskiego). Zaraz potem nastąpił okres twórczości Karola Kurpińskiego (m.in. Król Łokietek, Jadwiga, królowa polska, Pałac Lucyfera, Krakowiacy i górale, Zamek na Czorsztynie, Henryk VI na łowach). Operowe dziedzictwo narodowe zostało jednak zbudowane na twórczości Stanisława Moniuszki (Halka, Hrabina, Flis, Verbum Nobile, Straszny dwór).

W epoce pomoniuszkowskiej, protagonistą twórczości lirycznej był jego uczeń Stanisław Żeleński (ojciec Boya) ze swym Jankiem, Konradem Wallenrodem, Starą Baśnią i Goplaną. Potem Roman Statkowski pozostawił piękne dzieła Maria i Filenis, Ludomir Różycki Bolesława Śmiałego, Meduzę, Erosa i Psyche, Baeatrx Cenci, Casanovę, Diabelski Młyn i Lili chce śpiewać.

Osobnym zjawiskiem jest Manru Paderewskiego, jedyne dzieło polskie, które przebiło się do Metropolitan Opera. Szymanowski skomponował tylko Króla Rogera i Hagith, a w tym samym okresie powstała Legenda Bałtyku Nowowiejskiego, Iola Rytla, Zygmunt August Joteyki, czy Zaczarowane koło Gablenza.

Również w czasach nam bliższych szereg polskich kompozytorów podejmowało trud tworzenia sztuki lirycznej. Bunt żaków, Teodor Gentelman, Krakatuk  (Tadeusz Szelingowski), Cyrano de Bergerac, Tragedya, albo rzecz o Janie i Herodzie, Lord Jim, Maria Stuart (Romuald Twardowski), Płomienie (Stefan Poradowski), Zmierzch Peruna (Zbigniew Penherski), Awantura w Recco (Maciej Małecki), Białowłosa, Kynolog w rozterce, Inge Bartsch (Henryk Czyż), Diabły z Loudun, Raj utracony, Król Ubu, Czarna maska (Krzysztof Penderecki).

Pisana z pamięci wyliczanka ta jest wielce niekompletna. Zawiera jednak tytuły, które ze względu na swą wartość muzyczną i dramaturgiczną nie powinny schodzić z repertuaru naszych scen muzycznych i operowych. Tak ze swą twórczością narodową czynili zawsze Czesi, Węgrzy, Rosjanie, nie mówiąc o Włochach czy Niemcach.


Patrząc na ten zestaw operowych tytułów obejmujący dwa i pół wieku historii polskiego teatru operowego, z satysfakcją postrzegam wielkie przywiązanie kompozytorów do tematyki rodzimej, polskiej historii, literatury i poezji.

Dlaczego u licha od lat wszystko to spoczywa w szafach z nutami i magazynach teatralnych, jest nieobecne w dysertacjach muzykologicznych, nie stanowi dumy narodowej i świadomości  bogactwa tego dziedzictwa.

A jak to wygląda w dziedzinie repertuaru baletowego? Równie fatalnie! Zarówno dzieła dawniejsze (Wesele w Ojcowie, Mars i Flora, Na kwaterunku, Figle Szatana), jak i spektakle XX-wieczne (Świtezianka, Kupała, Mazepa, Swantewit,  Paw i dziewczyna, Złota Kaczka, Bursztynowa Panna, Klementyna, Z chłopa król, Esik w Ostendzie) od dziesięcioleci są nieobecne na scenach. Choreografowie unikają ich jak ognia, aby nie być podejrzanymi o parafianizm, wstecznictwo i zaściankowość. Nawet arcydzieło narodowej sztuki baletowej Pan Twardowski jest omijany w planach repertuarowych. Paweł Chynowski, który od lat ma na to wpływ i należytą kompetencję wspomina dzieło Ludomira Różyckiego jakby zjadł szczura i popił wodą z kranu.

Czas by jednak z tym skończyć. Gdyby nowa władza nadal natrafiała na opór w stosunku do operowego i baletowego dziedzictwa, donoszę najuprzejmiej (a to też rodzaj tradycji narodowej), że tematyka polska pojawiała się w przeszłości również w dziełach wybitnych cudzoziemców. Dzień królowania Verdiego, Borys Godunow Musorgskiego, Król mimo woli Chabriera (opery), Student żebrak Millöckera, Polska krew Nedbala, Carewicz Straussa (operetki). W baletach motywy polskie znajdujemy w Coppelii Delibesa, La Gitanie Taglioniego, Hrabinie i wieśniaczce Adama, czy Fontannie Bachczysaraju Asafiewa.

Jeżeli nadal polski repertuar będzie ignorowany, przyłączę się do zwolenników „dobrej zmiany”, ale nie wstąpię do partii rządzącej lecz stanę na czele ulicznych przemarszy. Oby tylko nie okazało się, że za mną pomaszeruje niewielka grupka wytrwałych patriotów sztuki ojczystej, bo resztę to wcale nie będzie obchodzić w tym złowróżbnym i zgubnym narodowym zawirowaniu.

                                                                            Sławomir Pietras