Apetyt na dyrektorowanie

Opublikowano: poniedziałek, 04, kwiecień 2016 07:41
Pietras Sławomir

Co pewien czas w gabinecie rektora poznańskiego UAM zbiera się starannie dobrane grono reprezentantów różnych dziedzin kultury. Oficjalnie nazywa się to Radą Fundacji Kultury Polskiej. Ostatnio gremium to przez aklamację przyznało swą doroczną nagrodę Przemysławowi Kieliszewskiemu, dzielnemu i skutecznemu dyrektorowi Teatru Muzycznego w Poznaniu. W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy postawił on na nogi tę scenę, sformułował jej sensowny program i plany, zapewnił sukcesy kolejnych premier i atrakcyjność wydarzeń, skupił uwagę mediów, a przede wszystkim przyciągnął najlepszą poznańską publiczność.

Wszyscy stoimy za nim murem, wiedząc z jak wielką niechęcią i nikczemnością musi zmagać się na co dzień, mając przeciwko sobie niewielką, ale uporczywą grupę artystycznych miernot okupujących związkowe funkcje, z których – wydaje im się – nie ruszy ich nawet zbliżająca się III wojna światowa.

Na posiedzeniu tym spotkałem Ewę Wycichowską. Z pewnym zadowoleniem opowiadała, jak wielkim zainteresowaniem cieszy się opuszczane przez nią wkrótce stanowisko dyrektora Polskiego Teatru Tańca. Na ogłoszony konkurs zgłosiło się podobno aż 10 kandydatów. Niestety każdy z nich nijak się ma do wielkości artystycznej założyciela PPT Conrada Drzewieckiego, oraz jego następczyni.

Kto by się spodziewał, że wieloletni tancerz Andrzej Adamczak, artysta przyzwoity i spokojny, mający za sobą pierwsze debiuty choreograficzne, nosi przysłowiową buławę w plecaku, podając swą kandydaturę na dyrektora teatru.

Albo Iwona Pasińska, niezła tancerka i początkujący choreograf, ale na etapie, na jakim nigdy nie była jej dotychczasowa dyrektorka. Wycichowska bowiem w swej pięknej karierze zawsze „szła, skacząc po górach”.

Słyszę, że przez osoby trzecie sugeruje swą kandydaturę Paweł Mikołajczyk. Ale chyba nie spełnia –kuriozalnych zresztą wymogów kwalifikacyjnych. Poza tym przy niewątpliwym talencie i pasji przejawia zbyt wiele szaleństwa, a jednocześnie zbyt mało powagi. 


O Januszu Wojciechowskim, niegdysiejszym soliście baletu gdańskiego, który również zgłosił się do konkursu, mogę powiedzieć wiele dobrego, ale jako o baletowej gwieździe. U Drzewieckiego takimi samymi gwiazdami byli Kościelak, Śliwa, Stańda, Solecki, Misiuda, czy Knapik, ale żaden z nich nie aspirował nigdy do zostania jego następcą.

Kandyduje także Kaja Kołodziejczyk z Kamienia Pomorskiego, która przed laty będąc małą dziewczynką przyglądała się zorganizowanym przez nas zaślubinom Ewy Zając i Jarosława Sołowianowicza, gwiazdom polskiego baletu na uchodźctwie podczas wakacji w ośrodku Opery Wrocławskiej w Dziwnowie. Odniosła wtedy wrażenia na tyle silne, że wstąpiła do szkoły baletowej, trochę potańczyła i szybko zajęła się choreografią. Jak dotąd jej twórczość nie powaliła nikogo na kolana, mimo rozlicznych stypendiów, projektów, zamówień, praktyk, szkoleń, międzynarodowych współprac, a nawet moczenia się w wodzie w Holendrze tułaczu u Trelińskiego.

Najpoważniejszą postacią wśród tych kandydatów jest Karol Urbański. Zaczynał tańczyć w Łodzi i pozostaje jedynym artystą baletu, którego nie udało mi się uchronić od służby wojskowej. Odbył ją dzielnie, wrócił do teatru najpierw łódzkiego, potem warszawskiego. Tutaj ukończył studia filozoficzne, stworzył pierwsze choreografie, rozpoczął działalność pedagogiczną, a od trzech sezonów kieruje baletem Opery na Zamku w Szczecinie.

Organizowanie bezrozumnych konkursów na stanowiska dyrektorów teatrów rozbudzają jedynie apetyty na dyrektorowanie kandydatów chybionych, albo przedwczesnych. Przypadek Przemysława Kieliszewskiego (również z konkursu) jest potwierdzeniem tezy, że co jakiś czas można wystrzelić nawet z balaski w płocie.

Wróćmy jednak do poznańskiego konkursu nie mającego szans na pozytywne rozstrzygnięcie przyszłości Polskiego Teatru Tańca, ponieważ zgłosiły się do niego osoby, które co najwyżej powinny czuć się zaszczycone, że w ogóle osiągnęły status kandydatów.

Nieodżałowanej pamięci moja mistrzyni dyrektorowania, mentorka i autorytet w rozmaitych kwestiach teatralnych Danuta Baduszkowa pouczała mnie, że aby zostać dyrektorem teatru, trzeba tego bardzo chcieć. Po latach własnych doświadczeń dodaję skromnie ale stanowczo, że sam apetyt niestety nie wystarcza.

                                                                                          Sławomir Pietras