Don Giovanni i warczenie antagonistów

Opublikowano: poniedziałek, 07, grudzień 2015 08:40
Pietras Sławomir

W ciągu ostatniego półwiecza z mozartowskim Don Giovannim zmierzyło się aż kilkunastu polskich reżyserów. Pamiętam realizację Wiktora Bregy`ego, Macieja Prusa, Mariusza Trelińskiego (Warszawa), Antoniego Majaka, Marka Grzesińskiego, Adama Hanuszkiewicza (Łódź), Sławomira Żerdzickiego, Wiesława Ochmana (Bytom), Henryka Tomaszewskiego (Kraków), Lii Rodbaumówny (Wrocław), Janusza Nyczaka (Poznań).

Teraz podjęła się tego Maria Sartova w Teatrze Wielkim w Łodzi. Powstał spektakl zwarty, logiczny, wyreżyserowany sprawnie, wydobywający z wykonawców maksimum ich możliwości scenicznych, wspierający wykonanie pięknych, acz trudnych zadań wokalnych. Dobrą jakość pracy reżysera poznaje się, gdy – zwłaszcza w klasyce – jest nienatrętna, a nawet pozornie niezauważalna. Taka była praca Marii Sartovej, w dekoracjach Marii Marszałek i kostiumach Martyny Kander.

Przedstawienie otrzymało interesującą obsadę solistów, na której czele stawiam kreację Leporella w wykonaniu młodego wiekiem, aktorstwem i sprawnym głosem basa Partyka Rymanowskiego. Podobały mi się również wszystkie trzy ofiary odwiecznego uwodziciela. Donnę Annę śpiewała na poziomie europejskim Iwona Sobotka, Elvirę – Dorota Wójcik, rewelacyjna wokalnie, przekonująca aktorsko, prawdziwa ozdoba sceny łódzkiej, a Zerlinę Patrycja Krzeszowska, pod każdym względem wyśmienita.

Dobrze brzmiał bas Aleksandra Teligi (Komandor) i Grzegorza Szostaka (Masetto), gorzej tenor Tomasza Krzysicy (Ottavio). Natomiast bohater tytułowy nie bardzo mi się podobał. De gustibus non disputandum est, zwłaszcza gdy zapomniano dojrzeć w zespole solistów Adama Szerszenia, a wśród dyplomantów prof. Piotra Micińskiego w łódzkiej Akademii Muzycznej zjawiskowego barytona Mikołaja Trąbkę.

Niemałą odwagą wykazał się młody kapelmistrz Wojciech Rodek, inaugurując swą działalność na stanowisku dyrektora artystycznego dyrygowaniem mozartowskiego Don Giovanniego. Miał bowiem za plecami legendy stojących ongiś przy tym samym pulpicie Latoszewskiego, Czyża, Madeya, Wodiczki, Kachidze, Kamirskiego, Wicherka, Straszyńskiego i Kozłowskiego.


Pokierował muzycznie premierą precyzyjnie, stylowo, z właściwymi proporcjami między głosami solistów a brzmieniem orkiestry. Jej aktualna kondycja wymaga zapewne bardziej intensywnej i długotrwałej współpracy z dyrygentem. Wojciech Rodek został dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego w Łodzi, a nie z-cą dyrektora ds. artystycznych, jak to stanowisko określają w innych teatrach nierozgarnięci urzędnicy samorządowi. Jeśli dyrektorem został menager, to obok siebie powinien mieć dyrektora artystycznego jako pierwszego artystę teatru, a nie zastępcę zrównanego rangą z administratorem, buchalterem, czy kierownikiem technicznym (nie uwłaczając w niczym tym cennym specjalnościom teatralnym).

Don Giovanni otwiera nowy rozdział w historii łódzkiego Teatru Wielkiego. Jego nowy dyrektor Paweł Gabara dobrze zaczął. Świadczy o tym entuzjazm publiczności na premierze oraz… słyszalne tu i ówdzie po kątach poszczekiwanie starych basów i tenorów. Przez wiele lat wiernej, operowej służby powypadały im zęby, słuch wyraźnie stępiał, pamięć stopniowo zanikła i w konsekwencji nic się im nie podoba.

Stałem wśród tego towarzystwa na przerwie w pięknie wyremontowanym paradnym westybulu i aby odwrócić uwagę od ich artystycznych frustracji – toż to moi dawni współpracownicy! – zacząłem troskliwie wypytywać o zdrowie. Ożywili się natychmiast. Jedni przez drugich wymieniali szpitale, sanatoria, schorzenia, zabiegi, tabletki, zastrzyki i czopki, powoli zapominając że przyszli, aby jak zawsze skrytykować i potępić swoich operowych następców.

Nie wszyscy. Wśród kilku pokoleń jakże mi drogiej łódzkiej społeczności operowej, jest wiele osobowości z życzliwością, a nawet entuzjazmem towarzyszących odwadze i kompetencji kolejnych ekip budujących przyszłość  Teatru Wielkiego.

Niechże ci nasi następcy nie zważają na warczenie i poszczekiwanie antagonistów, wśród licznych przeciwności robią swoje; pracowicie, cierpliwie, wytrwale i z talentem, a przede wszystkim z ciągle pielęgnowaną miłością do sztuki operowej.

                                                              Sławomir Pietras