Trzy dni na katafalku

Opublikowano: poniedziałek, 09, listopad 2015 09:05
Pietras Sławomir

Młodsi koledzy (bo starsi w większości poumierali), wysłuchując moich teatralnych opowieści pytają, czy istnieją jakiekolwiek przepisy dotyczące ceremonii pożegnania i pochówku dyrektora teatru, jeśli skończył swą posługę trwając na stanowisku. Znam to zagadnienie mimo, że przypadki zejścia antreprenera na stanowisku są niezwykle rzadkie. Z jednej strony świadczy to o harcie ducha ludzi tego zawodu, z drugiej zakończenie urzędowania zejściem śmiertelnym, zwłaszcza po długim życiu jest mało możliwe, ponieważ wcześniej albo wykończą cię czyhający zewsząd jawni lub ukryci wrogowie, albo popełnisz błędy i zmuszony będziesz abdykować z własnej winy.

Ogarniając pamięcią losy dyrektorów teatrów ze smutkiem konstatuję, że właściwie jedynym sposobem osiągnięcia sukcesu jest umrzeć na stanowisku. Nie przepisy prawa, ale długa teatralna tradycja nakazuje wystawienie paradnego katafalku we foyer teatru, najlepiej na trzy dni. W ten sposób artyści i załoga mogą przychodząc z kwiatami przekonać się z bliska, że dyrektor już nikomu nie zagrozi. Po chwili szczerej lub udawanej tylko modlitwy wychodzą z teatru i w najbliższej kawiarni nie przerywając żałoby zawzięcie dyskutują, kto teraz powinien być następnym.

Ich miejsce na foyer zajmują liczne klasy z okolicznych szkół, których młodzież dzięki troskliwości zmarłego otrzymywała za półdarmo bilety wstępu, zwłaszcza na spektakle, których nikt inny nie chciał oglądać. W Polsce Ludowej można było też liczyć na całe zastępy klasy robotniczej, która uczestnicząc w takich funeraliach otrzymywała okolicznościowe zwolnienia od pracy.

Osobnym rytuałem są okolicznościowe przemówienia. Zdarzały się oracje porywające, wygłaszane mistrzowsko, pełne refleksji i głębokiego sensu. O wiele częściej mamy do czynienia z mowami ględzących miernot, których szansa przemawiania na pogrzebie jest jedyną okazją do wystąpienia publicznego. Od jakiegoś czasu próbuje się utrwalać zwyczaj przemawiania któregoś z członków rodziny, jeśli dyrektor takową posiadał.


Uczestniczyłem w kilku uroczystościach pogrzebowych dyrektorów, których żegnałem rzewnie, ponieważ byli moimi mistrzami. Zaliczam do nich wielce przejmujący pogrzeb Danuty Baduszkowej, którą na cmentarz witomiński w Gdyni odprowadzały nieprzeliczone tłumy publiczności, artystów i wychowanków. Z wielką czcią i szacunkiem soliści łódzkiego Teatru Wielkiego ponieśli na cmentarz wilanowski trumnę ze swym pierwszym dyrektorem Stanisławem Piotrowskim, który rekomendował mnie na opuszczone przed laty przez siebie stanowisko.

Kłopotliwe okazało się pożegnanie doczesnych szczątków dyr. Roberta Satanowskiego, nie tylko zasłużonego dyrygenta, ale przede wszystkim wybitnego dyrektora teatrów operowych, u którego terminowałem i uzyskałam samodzielność. Skremowane szczątki szalona wdowa postanowiła obwieźć po wszystkich teatrach, którymi Mistrz kierował w swoim długim życiu. Najbardziej uroczyste pożegnania odbyły się w Operze Narodowej i u nas w Poznaniu. Po zakończeniu objazdu z urną oraz obrzędach w Bydgoszczy, Krakowie i Wrocławiu zaczęto rozpytywać, kiedy odbędzie się właściwy pogrzeb. Udałem się w tej sprawie do wdowy, mieszkającej wówczas w Lądku Zdroju. Jeśli chcesz się zobaczyć z Robertem – oświadczyła – to proszę bardzo! Otworzyła drzwi do gabinetu, a ja z przerażeniem ujrzałem, że urna z prochami stoi na telewizorze. Jeżeli w najbliższym czasie nie zorganizujesz przyzwoitego pogrzebu – wykrzyknąłem – dam znać do sanepidu lub wezwę policję! Po pewnym czasie stosowna uroczystość odbyła się na wrocławskim Psim Polu.

Wracając do katafalku. W trudnym momencie rozstawania się na zawsze z liderem pracy teatralnej, któremu szczęśliwym trafem udało się odnieść sukces, nie należy skąpić poważnej uroczystości, godnego pożegnania, mądrze sformułowanych nekrologów i wszystkiego, co chcielibyśmy powiedzieć i wyrazić przy ostatecznym rozstaniu. Taki los spotkał zespół Teatru Nowego w Łodzi, którego osierocił wspaniały dyrektor Zdzisław Jaskuła. Jemu jak mało komu należą się trzy dni teatralnego katafalku, serdeczne pożegnanie i nieprzemijająca pamięć.

                                                                                        Sławomir Pietras