Egzekucja na drodze

Opublikowano: poniedziałek, 07, wrzesień 2015 07:52
Pietras Sławomir

Wracając z Wiednia do Poznania wstąpiłem do Kudowy, zainteresowany południowym wykładem mojego przyjaciela Piotra Nędzyńskiego pt. „Dlaczego arii Hanny ze Strasznego Dworu strasznie boją się soprany”. Ta naukowa dysertacja miała odbyć się w pijalni wód mineralnych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Moniuszkowskiego.

Najwidoczniej pomyliłem terminy, bo trafiłem na wywody jakiejś prelegentki, która zobaczywszy mnie zawołała uprzejmie: Witamy dyrektora Pietrasa! Coś mnie tchnęło i zacząłem domyślać się, kim jest ta pani.

Z jej opowiadania wynikało, że niedawno wróciła z Haiti, gdzie z piątką poznańskich śpiewaków i reżyserem Passinim wystawiła operę Halka Stanisława Moniuszki. Nie, nie w Port-au-Prince - stolicy tego egzotycznego kraju, gdzie przecież nie ma teatru operowego. Ta egzekucja odbyła się wprost na wiejskiej drodze w górskiej wiosce Cazale, oddalonej o 70 km, od haitańskiej stolicy. Poza przybyszami z Poznania wzięło w niej udział kilkudziesięciu mieszkańców tej wsi, niemających dotąd pojęcia, czym jest opera i nigdy niesłyszących podobnego śpiewu. Mieszka tam ponoć kilka tysięcy ludzi dotkniętych trzęsieniami ziemi, bez prądu, bieżącej wody i w strasznej biedzie. Chodzą jednak z zawieszonymi na szyi ładowarkami od telefonów komórkowych, jedynym znakiem dążenia do cywilizacji poprzez doładowywanie tych komórek stojącym we wsi jedynym agregatem.

Całość tego pandemonium jego twórcy zarejestrowali kamerą, aby pokazać wszystko na Biennale w Wenecji. Tutaj należy skończyć dowcipy i wesołe komentarze. Włosi od dawna słysząc o naszych śpiewakach mówią, że to operowe głosy z północy. Teraz mogą dodawać, że  uprawiamy swą sztukę w buszu.

Fragmenty tej rejestracji zademonstrowano osłupiałej grupce uczestników wykładu. Przy dźwiękach weselnego poloneza z I aktu, maszerowały egzotyczne brązowo-czarnoskóre pary tubylców. Na wiejskiej drodze poznańscy artyści coś wyśpiewywali w szlacheckich kontuszach przywiezionych z Polski, a kilkunastoosobowa haitańska orkiestra przygrywała – jak powiedział jeden ze śpiewaków – na poziomie 5 klasy szkoły muzycznej. Po obu stronach drogi przyglądali się temu mieszkańcy wsi, a jeden przyprowadził nawet z sobą kozę.


Prelegentka twierdziła, że Halka jest o wykluczeniu, ponieważ w naszych czasach pojęcie mezaliansu już nie istnieje. Jesteśmy tylko „my” i „oni”. Doświadczenia uzyskane w drodze zetknięcia się surogatu polskiej opery narodowej z prymitywem egzotycznego ludu na wiejskiej drodze w środku Haiti dodało naszej cicerone – jak powiedziała – bodźca do nowego, odkrywczego spojrzenia na dzieło Stanisława Moniuszki. Podchwycił to reżyser Passini, który oświadczył: „ Halka powinna być zwierzęciem, a nie człowiekiem” i po powrocie do kraju zabrał się do roboty.

Górale w jego przedstawieniu są – zdaniem pomysłodawczyni - stadem pół zwierząt, pół ludzi, mogących równie dobrze kojarzyć się z Indianami, Pigmejami, czy Aborygenami. Podczas I aktu chór przebrany we fraki (sic!) siedzi na widowni, a kobiety mają brody i wąsy, zaś tytułowa bohaterka odziana jest w suknię  z kory brzozowej z wiankiem na głowie. Mazur tańczono dopiero na końcu przedstawienia, po czym wszyscy rzucają się  w przepaść za Halką.

Podobno jest już po premierze w Poznaniu. Nie oglądałem jej rezultatów bojąc się , aby mi serce nie pękło, kiedy zobaczę, co dzieje się z moim ukochanym teatrem, w którym pozostawiłem tak wiele lat pracy, emocji, uczuć i dozgonnego przywiązania do jego tradycji. Chyba jednak w jesieni przebiorę się za melomana, kupię bilet, wezmę sole trzeźwiące i usiądę na widowni. Przydaliby się również ochroniarze, bo w samotności nie ręczę za siebie.

Tymczasem kudowska prelegentka kończyła swoje wywody, których słuchało już tylko kilkanaście osób, bo reszta zdumiona już wcześniej opuściła pijalnie. Wychodząc usłyszałem, jak pewna elegancka melomanka nie kryjąc oburzenia krzyczała: To chyba jakaś wariatka?!
Nie – odrzekła inna – to dyrektorka Opery z Poznania.

                                                                            Sławomir Pietras