Operowe wcielenie Krystyny Jandy

Opublikowano: poniedziałek, 14, wrzesień 2015 08:06
Pietras Sławomir

Spieszę donieść, że po latach wrócił na afisz spektakl Maria Callas – Master Class amerykańskiego dramaturga Terence McNally`ego. Jego premiera odbyła się właśnie w warszawskim Och-Teatrze. W przerwie spotkałem dawno niewidzianego Macieja Prusa, który zachwycony przedstawieniem oznajmił: Kiedy byłem młodym chłopcem, dawano to w Teatrze Powszechnym. Też grała Krystyna Janda. Była zachwycająca, ale teraz jeszcze się rozwinęła.

Wszystko się zgadza, ale Prus coś pomylił. Kiedy był „młodym chłopcem” najlepsze lata kariery przeżywały Mieczysława Ćwiklińska, Irena Eichlerówna, Nina Andrycz, a później Aleksandra Śląska. Oczywiście Krystyna Janda była już na świecie, ale zapewne nie przeczuwała, że kiedyś będzie następczynią tamtych gwiazd. Problemem jej rozległego repertuaru od lat jest sceniczne kreowanie autentycznych postaci (Medea, Modrzejewska, Stańczakowa, Foster Jenkins, Wałęsowa, Marlena Dietrich, Marianne Faithfull). Jest to przedsięwzięcie wielce niebezpieczne zważywszy, że publiczność natychmiast konfrontuje odtwarzane postacie z autentykami, a krytyka zwykle wie lepiej, jaką była naprawde mityczna morderczyni swych dzieci, żona przywódcy Solidarności, primadonna stulecia, czy Maria Skłodowska-Curie (szkoda, że Janda nie zdecydowała się stworzyć filmowego wizerunku tej postaci).

Jeśli chodzi o Marię Callas powtórnie przeszła sama siebie. Przed laty (kiedy Prus był już starym prykiem), zaraz po premierze warszawskiej przyjechała z tym spektaklem do Poznania, zachwyciła nas i pozwoliła się odwieźć z Gmachu pod Pegazem na Stare Miasto otwartym kabrioletem z epoki, wśród wiwatujących tłumów.

Prus ma rację mówiąc, że teraz się rozwinęła. Chodzi tu o psychologiczne pogłębienie postaci, wstrząsające zagranie dwóch monologów na tle pirackich nagrań Aminy Belliniego i Lady Mackbeth Verdiego. Z pełnym sukcesem wchodzi w dramatyczny dyskurs z autentycznym głosem swej bohaterki pozostawiając wielkie, porywające i niezatarte wrażenie.


Reżyser Andrzej Domalik zadbał, aby wszyscy uczestnicy master class byli komparsami godnymi wielkiej divy. Największe wrażenie wywarł na mnie epizod pracownika technicznego, zagrany przez metamorficznego Michała Zielińskiego. Bardzo dobrym akompaniatorem był Mateusz Dębski, zarówno jako pianista jak i wykonawca zadań aktorskich.

Świetnie zaprezentowali się śpiewacy występujący jako studenci podczas lekcji śpiewu. Tenor Rafał Bartmiński imponował warunkami zewnętrznymi i wzorowo zaśpiewaną „Recondita armonia” z Tosci, Agnieszka Adamczak pięknym głosem pokazała „Ah, non credea mirarti” z Lunatyczki, a Jolanta Wagner brawurowo zaśpiewała „Vieni, t`affretta” z Macbetha. Ponieważ zarówno prezencja, warunki głosowe, temperament i obycie sceniczne tej śpiewaczki zwróciło powszechną uwagę wytwornej i obeznanej publiczności, na popremierowym cocktailu zaczęto spekulować, czy aby tak świetny sopran dramatyczny Krystyna Janda nie sprowadziła prosto z Bayreuth?

Ale skądże! Okazało się, że jest to chórzystka z Opery Nova z Bydgoszczy. Jeśli takie głosy i talenty aktorskie dyr. Maciej Figas trzyma w chórze, to miasto nad Brdą zasługuje na miano polskiego Glyindebourne, Orange czy Torre del Lago… Albo inaczej. Operowych talentów mamy aż tyle, że ginąc z głodu muszą gnieździć się w chórach i tylko okazjonalnie błyszczeć podczas operowego wcielenia Krystyny Jandy.

Była boska! Od czasów dzieciństwa Macieja Prusa kreację Marii Callas drobiazgowo przeanalizowała w głosowej intonacji, barwie, geście, sposobie poruszania się i panowania nad tekstem, partnerami i publicznością.

Spektakl otrzymał doskonałe tłumaczenie tekstu, dokonane przez mieszkającą w Londynie Elżbietę Woźniak. Powszechnie podziwiano dobrą organizację spektaklu, świetną atmosferę panującą w Och-Teatrze, podczas tego wieczoru przesiąkniętą klimatem sztuki operowej o wiele bardziej, niż dzieje się to w większości polskich teatrów operowych.

A przewodziła temu Krystyna Janda, wcielając się w Marię Callas lepiej, niż mogłaby to zrobić osobiście niezapomniana nieboszczka.

                                                                                        Sławomir Pietras