Słowo u łódzkim Jubileuszu

Opublikowano: poniedziałek, 20, październik 2014 17:22
Pietras Sławomir

Niech najnowszą historią łódzkiej sceny operowej i jej dniem dzisiejszym zajmą się obecni włodarze, teatralni komentatorzy i liczne gremia współtwórców oblicza Teatru Wielkiego, których działania obserwuje na co dzień cierpliwa łódzka publiczność.

W dniach 60 – lecia stałej sceny operowej w Łodzi spróbuję sięgnąć do jej dziejów dużo wcześniejszych, niż moja dyrekcja. Operę Łódzką założyli i zbudowali poznaniacy: prof. Władysław Raczkowski (dyrygent i chórmistrz), Zygmunt Latoszewski (wybitny kapelmistrz i super profesjonalny dyrektor), Antoni Majak (wybitny bas, reżyser i kierownik artystyczny), Feliks Parnell (wielki choreograf, twórca łódzkiego baletu). W gronie tym było jeszcze więcej przybyszów z Poznania, którzy przynieśli tu z sobą wiedzę, umiejętności, profesjonalizm w pracy, dobry obyczaj teatralny, talenty i pracowitość. A co najważniejsze, osiedli się w Łodzi na stałe mimo, że raczkujący zespół operowy tułał się po obcych scenach, a do wybudowania gmachu przy Palcu Dombrowskiego było jeszcze daleko.

Z tych czasów pamiętam Bal maskowy z Jadwigą Pietraszkiewicz, dopiero co przybyłą z Wilna, Lakme z debiutującą Delfina Ambroziak, Casanowę z młodym Tadeuszem Kopackim i okropną inscenizację Halki z Weroniką Kuźmińską i Romualdem Spychalskim, zresztą pięknie śpiewającymi.  Mało kto wspomina ówczesny ambitny repertuar baletowy z Paradami Parnella, Coppelią, Giselle i Panem Twardowskim.

Na kartach dziejów opery polskiej pozostało – poza już wspomnianymi – grono wspaniałych łódzkich solistów: Zofia Śliwińska, Lidia Skowron, Zofia Rudnicka, Izabela Strzałkowska, Edward Kamiński, Igor Mikulin. W latach sześćdziesiątych w obliczu zbliżającego się otwarcia Teatru Wielkiego dołączyli do nich Adam Duliński, Jerzy Orłowski, Henryk Kłosiński, Marian Woźniczko, Teresa May-Czyżowska, Władysław Malczewski, Teresa Kubiak, Alicja Pawlak, Halina Romanowska, Eugeniusz i Elżbieta Niziołowie. Z tego zacnego grona jubileuszu 60-lecia doczekali tylko Delfina Ambroziak, Tadeusz Kopacki, Roman Werliński, Zdzisław Krzywicki, Jerzy Jadczak, Romuald Spychalski, Andrzej Saciuk, Izabela Nawe i Tomasz Fitas. Podczas uroczystości powinni oni należne hołdy i podziękowania odebrać w imieniu swoim i nieobecnych już kolegów.


Szczególnym sentymentem otulam nieżyjącego danceur noble Eugeniusza Jakubiaka i jego wspaniałą partnerkę Iwonę Wakowską, którzy pod baletową dyrekcją Witolda Borkowskiego stanęli na czele świetnego wówczas zespołu, otwierającego bogaty repertuar baletowy nowootwartej sceny z Panem Twardowskim, Jeziorem łabędzim, Romeo I Julią, Sylfidami, Harnasiami, Weselem w Ojcowie i Córką źle strzeżoną. 

Kierownik literacki Stanisław Dyzbardis, dyrektor administracyjny Włodzimierz Piekut, artystyczny – Zygmunt Latoszewski i naczelny – Stanisław Piotrowski stanowili ekipę kierowniczą pierwszych 6 lat świetności Teatru Wielkiego w Łodzi. Ten ostatni w roku 1982 zarekomendował mnie – jak się okazało – na 10 lat kontynuowania swojego dorobku. Jeśli czasem zdarza się, że ktoś porównuje dokonania mojej ekipy z tamtą, nazywając te okresy najlepszymi w dziejach operowej Łodzi, sprawia mi to niezmiennie głęboką satysfakcje i rozbrajającą przyjemność. 

A w odległej już przeszłości nikt mnie tak nie zaszczycał, jak prof. dr Zygmunt Latoszewski – legendarna postać polskich przywódców operowych – gdy zwracając się do mnie mówił: Panie Kolego! 

Niech mi towarzysze łódzkiej operowej pracy, bywalcy spektakli mojego dziesięciolecia, wreszcie obecna wspaniała załoga Teatru Wielkiego wybaczą, że pozostawiam innym rozprawianie o czasach nam bliższych. Zapewne uczynią to sprawiedliwie i nie przeoczą niczego, co zapewne mnie zdarzyło się w tym krótkim tekście.
Dodam tylko, że nie byłoby operowej Łodzi w obecnym kształcie, gdyby nie wieloletni upór w budowaniu nowego gmachu pewnej prostej łódzkiej tkaczki, która przyjaźniła się z Władysławem Gomółką i była I sekretarzem KW PZPR. Wierzyła ona, że ciężko pracującym w tym mieście ludziom należy się Teatr Wielki, opera, piękne wnętrza, podniosła atmosfera i wyrafinowana sztuka. Nazywała się Michalina Tatarkówna-Majkowska, co przypominam, czy to się komuś podoba, czy nie! 

                                                                            Sławomir Pietras