Okno na parlament

Opublikowano: poniedziałek, 03, kwiecień 2023 06:29
Pietras Sławomir

Wybierając się na spektakl Ernaniego do Teatro La Fenice w Wenecji, postanowiłem wstąpić do warszawskiego Och Teatru na premierę farsy Okno na parlament, zanim z mojego Poznania dotrę do Okęcia. Poprosiłem o zaproszenie, a Krystyna Janda – do której należy się zwracać per „Pani Prezes”, bo kieruje aż dwoma obleganymi przez widzów scenami – zapytała, czy nie szkoda czasu na farsę, gdy się jedzie na spektakl, w którym nasza teatralna wielkość Helena Modrzejewska grała przed dwoma wiekami Elwirę w sztuce Wiktora Hugo, zanim Giuseppe Verdi i jego librecista Francesco Maria Piave zrobili z tego operę? 

 

Okazało się, że nie szkoda! Już w westybulu teatru przy ul. Grójeckiej znalazłem się pośród warszawskiej śmietanki melpomeny na czele z Januszem Gajosem i Wiktorem Zborowskim oraz Krzysztofem Zanussim z małżonkami, a z polityków obecni byli Halina i Marek Borowscy oraz Katarzyna Lubnauer z młodzieniaszkiem wpatrzonym w nią – jak nie przymierzając – Cherubin w Hrabinę w Weselu Figara.

 

Spektakl był pyszny! Wszyscy uważający, że farsa realizowana na scenie to gatunek trudny, powinni to zobaczyć. Krystyna Janda po raz kolejny udowodniła, że jest reżyserem wybitnym, coraz bardziej zagrażającym swej aktorskiej świetności. Szalone tempo spektaklu, mistrzowskie rozgrywanie poszczególnych scen w nawałnicy dziejących się przekomicznych zdarzeń, zabawna logika następujących po sobie niesamowitych perypetii, wreszcie dopracowane w szczegółach i detalach kreacje poszczególnych wykonawców – oto atrakcyjne atuty tego farsowego przedsięwzięcia.

 

Okno na parlament Napisał Ray Cooney, a przetłumaczyła – jak zwykle z dogłębną znajomością komediowego fachu – Elżbieta Woźniak. Wprawdzie nie chodzi tu o polski parlament, rząd, czy karykaturalne figury naszej – pożal się Boże – politycznej rzeczywistości, ale publiczność natychmiast reagowała na analogie, porównania i to, co idiotyczne i bezsensowne nie tylko w zagranicznej polityce.


Na czele aż dziesięcioosobowej obsady Krzysztof Stelmaszyk w roli Richarda Willeya, ministra w jakimś angielskim rządzie, którego szczególnymi względami darzy kobieta – premier. Ta obszerna i karkołomna rola będzie zapewne należała do czołowych osiągnięć tego aktora. Kierownika hotelu w którym rozgrywa się akcja zagrał mistrzowsko Grzegorz Warchoł, dla którego komizm postaci jest czymś, z czym urodził się dla sceny. Bystrym i przebiegłym kelnerem był Mirosław Kropielnicki, stylowy i przezabawny. Włoska pokojówka, to urodziwa i pełna temperamentu Aleksandra Szwed. Ciało trupa (to taka rola, ale on w pewnym momencie ożywa) świetnie zagrał Tomasz Drabek. Natomiast rewelacjom w tej doskonale skompletowanej obsadzie okazał się  nieznany mi wcześniej Krystian Pesta, jako młody George Pigden, miły, rzetelny, trochę nerwowy asystent ministra, wyraźnie uzależniony od tego, co sądzi mieszkająca z nim mamusia.

 

Tę rewię wybornego aktorstwa uzupełniają Weronika Warchoł (Jane Worthington), atrakcyjna, ale nie bardzo rozgarnięta młoda kobieta, Sławomir Paczek (zazdrosny mąż Ronnie), Lidia Sadowa (Pamela, żona ministra) oraz Sandra Korzeniak (Gladys, zasadnicza, atrakcyjna kobieta po czterdziestce).

 

Aby nie spóźnić się na samolot nie zostałem wypić lampki wina, na którą zostali zaproszeni wszyscy obecni na premierze. Opuszczali widownię rozbawieni, zaskoczeni powagą i rzetelnością, z jaką w teatrach Jandy traktuje się repertuar rozrywkowy. Podobno wszystkie spektakle zaplanowane na najbliższe miesiące widzowie wykupili w teatralnej przedsprzedaży. 

 

Wracając, wsiadłem do tramwaju w którym głośno dyskutowano, komentując przedstawienie, poszczególnych wykonawców i jego spektakularny sukces. Prym wiodła Katarzyna Lubnauer, która jako czołowa opozycjonistka mimo wszystko jeździ tramwajem, a nawet chodzi piechotą. Wsłuchując się w jej opinię i wrażenia wyniesione z premiery w Och Teatrze przejechałem aż trzy przystanki, zamiast przesiąść się w kierunku Okęcia. Okazało się, że ta aktywna i elokwentna posłanka zna się na teatrze nie gorzej, niż na polityce, o czym wiedzieliśmy, oglądając ją w telewizji. Towarzyszący jej młodzian słuchając ciągle się w nią wpatrywał – nie przymierzając – jak ja komentując sztukę, talent, dokonania i osobę Krystyny Jandy, patrząc na nią niezmiennie z podziwem, wzruszeniem i atencją.

                                                                   Sławomir Pietras