Proszę o dyskusje, a nie sprostowania

Opublikowano: poniedziałek, 20, luty 2023 07:23
Pietras Sławomir

Mój niedawny felieton „Karolu weź się do roboty” nie spowodował jak dotąd oświadczenia zastępcy dyrektora Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca Karola Urbańskiego, że się już wziął! W sprawach, które poruszyła Bożena Kociołkowska nie zabrały jeszcze głosu czołowe postacie środowiska, wśród których powinien się znaleźć nasz nestor – choreograf Henryk Konwiński, do czego gorąco zachęcam. Również wśród publicystów i krytyków baletowych panuje cisza, bo zapewne i tym razem zastanawiają się, będąc delikatnie mówiąc nieprzewidywalnymi. Wreszcie w sprawach szkolnictwa baletowego milczą wszyscy za to odpowiedzialni. Jedni w obawie, że stracą posady, drudzy w przekonaniu, że autor felietonu w Angorze pisząc to nie był trzeźwy, lub postradał zmysły.

 

A ja ciągle wierzę, że najtrudniejsze problemy polskiego baletu staną się tematami obrad przygotowywanego podobno Polskiego Kongresu Baletowego, którego stan osobowy – przynajmniej w wyliczeniu Kociołkowskiej – składa się z ponad 50 procent cudzoziemców (108 Polaków, 121 obcokrajowców, nie licząc niebranych pod uwagę zespołów baletowych Poznania, Bydgoszczy i Krakowa).

 

Aż tu redakcja przysyła mi pismo od dyrekcji Polskiego Baletu Narodowego, które publikuję w całości, aby sprostać wymogom prawa prasowego, ale przede wszystkim dobrym obyczajom.

 

„Sprostowanie: W tekście felietonu pana Sławomira Pietrasa „Karolu, weź się do roboty” … pojawił się cytat z artykułu p.B. Kociołkowskiej (pisownia oryginalna) opublikowanego w czasopiśmie „Kultura i biznes”. Niestety autorka cytowanego fragmentu zamieściła tam kłamliwe dane nt. proporcji Polaków i obcokrajowców w zespole Polskiego Baletu Narodowego w sezonie 2021/22 (podała, że zespół liczył 82 osoby z czego 26 to Polacy, a 56 to cudzoziemcy), sugerując tym, że znaczna większość naszych artystów to tancerze zagraniczni. Tymczasem proporcje te wyglądały następująco: zespół liczył 84 osoby: w tym 45 Polaków i 39 cudzoziemców, a zatem ponad połowę stanowili tancerze polscy. Nie ma w tym oczywiście winy autora felietonu, ale cytowane tam dane wprowadzają w błąd czytelników tygodnika. Będziemy wdzięczni za zrozumienie naszych intencji. Łączę wyrazy szacunku IWONA BORUCKA, Asystent dyrektora Polskiego Baletu Narodowego”.


Tak więc w tej tanecznej instytucji do kontaktów z mediami służy asystent dyrektora. Byłem kimś takim w Operze Śląskiej, ale było to bardzo dawno. Gdybym odważył się napisać podobne sprostowanie, to albo mój dyrektor wyrzuciłby mnie z tego stanowiska, albo taki tekst wylądowałby w koszu. Przecież w tym najlepszym naszym zespole baletowym działa dyr. Paweł Chynowski, wybitny znawca nie tylko tej sztuki, ale również stylistyki, dobrych obyczajów i ortografii. Szkoda – bo pewnie zapracowany – że nie ułożył pani Boruckiej tego nieszczęsnego pisma.

 

A może zamiast spierać się o nieistotne aktualnie liczby cudzoziemców w zespole, lepiej przyjąć pogląd, że ich obecność w Balecie Narodowym powinna być wyjątkiem, a nie kadrową zasadą i podstawą, co mogłoby ewentualnie dotyczyć gwiazd, a nie również szeregowców. A może zamiast pisać bezsensowne sprostowania zająć się udziałem w dyskusji co zrobić, aby przyszłe kadry polskiego baletu ilościowo i jakościowo przewyższały przybyszów z zagranicy, zwłaszcza tych, których gdzie indziej nie przyjęto. Przy okazji dobrze przypomnieć, że Polki i Polacy w całej swej historii wiedli prym w sztuce tańca wśród narodów Europy i świata.

 

Trzeba by również podyskutować o profilu repertuarowym Polskiego Baletu Narodowego, tematyce jego spektakli, wątkach historycznych i współczesnych, proporcjach dzieł obcych i polskich w tym przysłowiowych Giselle Don Kichotów zamiast Wesela w Ojcowie czy Pana Twardowskiego. Chyba, że będą to takie widowiska, jak Jezioro łabędzie czy Casanova w Warszawie Pastora/Chynowskiego. To – proszę bardzo, jest to jakaś droga. Oby własnymi siłami, z obmyślonym na nowo szkolnictwem, sprawną i dogłębną rekrutacją,  promocją sztuki tańca w szeroko pojętych kręgach społecznych, z kultem dla naszej baletowej przeszłości i odważnym patrzeniem w przyszłość.

 

A nie pisanie – na poziomie asystentki dyrektora – buchalteryjnych wyliczeń wybitnej baleriny, zawartych w manifeście teatralnego managera, który z polską sztuką baletową i jej ludźmi ma do czynienia od dziecka, czyli od … epoki kamienia łupanego. 

                                                                          Sławomir Pietras