Rozmowa Jakuba Skrzywanka ze śmiercią

Opublikowano: poniedziałek, 13, luty 2023 07:33
Pietras Sławomir

Wczesne dostrzeżenie talentu teatralnego tego młodzieńca nie było zresztą sprawą trudną. Od kiedy, jeszcze w czasie krakowskich studiów, zaczęto powierzać mu realizację wykoncypowanych przez siebie zadań reżyserskich, przeszedł samodzielną, ryzykowną, karkołomną i zadziwiającą drogę twórczą przez teatry Wałbrzycha, Wrocławia, Warszawy (Powszechny), Poznania, a od roku Szczecina, gdzie - nie skończywszy jeszcze lat trzydziestu - został dyrektorem artystycznym Teatru Współczesnego. Namaściła go sama Anna Augustynowicz, poprzedniczka na tym stanowisku z trzydziestoletnim dorobkiem, mówiąc: „Jakub, oprócz tego, że jest niezwykle zdolnym reżyserem, jest przede wszystkim człowiekiem, który lubi ludzi, a teatr robi się z miłości".

 

Było to dla mnie ekstremalne zaskoczenie, że tak wybitna i adorowana przeze mnie twórczyni teatralna dostrzegła wartość w młodszym o kilka pokoleń „wydziwusie". W ciągu tych ostatnich zaledwie lat Jakub, po kilku pouczających asystenturach, już samodzielnie wyreżyserował m.in. Cynkowych chłopców, Superspektakl, Mein Kampf, Opowieści niemoralne, KordianaDuchologię polską, Kaspra Hausera, Spartakusa, Miłość w czasach zarazy Śmierć Jana Pawła II.

 

Na ten ostatni spektakl wybrałem się właśnie do Teatru Polskiego w Poznaniu, forsując tłumy publiczności zapełniającej widownię do ostatniego miejsca podczas nieostatniej przecież serii styczniowych przedstawień.

 

Nie będę opisywał supernaturalistycznego, toczącego się bez przerwy przez blisko dwie godziny scenariusza, w którym odgrywane są niemal minuta po minucie ostatnie chwile życia Jana Pawła II. Aby to wszystko wyreżyserować, Skrzywanek posłużył się mnóstwem konsultacji medycznych, prawnych i językowych, by zbudować dzianie się sceniczne w skali niemal 1:1, oparte na dokumentacji szpitalnej oraz wspomnieniach świadków umierania Papieża - kardynała Stanisława Dziwisza i arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego. Reżyser tego zatrważającego widowiska nie powstrzymał się nawet od sceny w prosektorium, gdzie bohater tytułowy, poddawany balsamowaniu, leży nagi (w tej roli Michał Kaleta) z pokaźnym kutasem i niemałymi jajami na wierzchu.


Realizatorzy twierdzą, że chcieli „przyjrzeć się jeszcze raz ostatnim chwilom Karola Wojtyły i zapytać: Czy wobec śmierci i choroby wszyscy jesteśmy równi, gdzie jest granica w ukazywaniu choroby i cierpienia oraz czym staje się ona, kiedy wszystko to, co prywatne, staje się publiczne? Są to szczególnie ważne pytania w społeczeństwie, które wciąż nie pogodziło się ze śmiercią Jana Pawła II - tego być może ostatniego Boga na ziemi".

 

No właśnie, pięknie powiedziane. Ale czy to jakże delikatne zagadnienie musi na oczach widzów roztrząsać sztuka teatralna, nie przekraczając wprawdzie, ale wyraźnie ocierając się o granicę intymności, dyskrecji i dobrego smaku, mimo reżyserskiej aranżacji na doprawdy wysokim poziomie? To, co oglądałem na scenie, jest - moim zdaniem - bardziej publicystyką niż działaniem teatralnym. Reżyser i zarazem scenarzysta (wraz z Pawłem Dobrowolskim) ani nie stawia żadnej tezy, ani nie formułuje jakiegokolwiek wniosku. Szkoda, że Jakub nie zwierzył mi się z tego podejmowanego przedsięwzięcia, bo doradziłbym mu zainspirować się średniowieczną Rozmową Mistrza Polikarpa ze Śmiercią, która być może zasugerowałaby cel i przesłanie płynące z wiwisekcji umierania naszego Papieża.

 

Nie byłbym człowiekiem z Opery, gdybym wśród chóru kardynałów w finale nie zauważył najbardziej tłustych byłych moich artystów chóru z Pawłem Szajkiem na czele, śpiewających profesjonalnie religijne chorały. Opętany tego rodzaju wątpliwościami udałem się na doroczny koncert dla dobrodziejów i przyjaciół Hospicjum Palium w auli poznańskiego Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Jego atmosfera, świetna organizacja, a przede wszystkim tłum odświętnej publiczności daleko odbiegał od smutnych, mrocznych i mało optymistycznych zjawisk kryjących się za działalnością Polskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej. Na estradzie wystąpili porywająca i pięknogłosa sopranistka Katarzyna Hołysz (Chopin, Kálmán, Bernstein), świetny duet fortepianowy Renata i Maciej Pabichowie (Piazzolla, Milhaud), z szeregiem swoich standardów zespół Dizzy Boyz Brass Band oraz licytujący różne atrakcyjne precjoza, lubiany nie tylko w Poznaniu, wspaniały aktor Michał Grudziński. Wieczór prowadził z elegancją i perfekcją Leszek Łukomski, z którego umiejętnościami w tej dziedzinie zetknąłem się po raz pierwszy.

 

W ten sposób oderwałem się wreszcie od mrocznej papieskiej martyrologii, w którą wpędził mnie mój reżyserski pupil Jakub Skrzywanek.

                                                                 Sławomir Pietras