Nie mnie oceniać teksty sąsiadów i konkurencji, ale udając współczucie, odczuwam niekiedy Schadenfreude z ewentualnego potknięcia lub wpadki. Tak jest i tym razem. Andrzej Bober pisząc „pode mną” o Barbarze Piaseckiej-Johnson (Ona powinna być bohaterką opasłej książki, a nie tylko wizytownika, czy alfabetu) pomylił tenorów. Wspominając słynny zabrzański koncert organizowany w roku 1992 przez prof. Zbigniewa Religę twierdzi, że jego gwiazdą był „José Carreras, wielki światowy tenor”. Otóż nie. Jego gwiazdą był jeszcze większy światowy tenor, ale o nazwisku Placido Domingo. Dyrygował wtedy Andrzej Straszyński, a oprócz Dominga śpiewała czołówka moich ówczesnych solistów z Joanną Cortés, Moniką Cichocką, Bogusławem Morką i Adamem Kruszewskim. Pomylić Dominga z Carrerasem to tak, jakby nie dostrzec różnicy między Piasecką-Johnson, a np. Grażyną Kulczyk. Albo jeszcze gorzej…
Tego rodzaju przypadłości nie muszą być związane z wiekiem. W zeszłym tygodniu odbyła się w Będzinie podniosła, wzruszająca i niecodzienna uroczystość. Pani Krystyna Hamankiewiczowa, nestorka zagłębiowskiej inteligencji, wdowa po wieloletnim dyrektorze słynnego Technikum Energetycznego na sosnowieckiej Pogoni, synowa wspaniałego ongiś organisty kościoła Świętej Trójcy w Będzinie i wreszcie matka dr Macieja Hamankiewicza, wieloletniego prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, a obecnie ordynatora szpitala św. Elżbiety w Katowicach – obchodziła uroczyście swe setne urodziny.
Do reprezentacyjnego salonu będzińskiego hotelu Cumulus przybyło kilkudziesięciu potomków Jubilatki, przyjaciół z Zagłębia i różnych stron Polski, spora grupa gości z zagranicy, poprzedzona wizytą prezydenta Łukasza Komoniewskiego, który w Będzinie ma wprawdzie kilku stulatków, ale taką tylko jedną!
Przed kilku laty na zaproszenie Krystyny Hamankiewiczowej gościłem w sosnowieckim Klubie Inteligencji Katolickiej, gdzie po prelekcji dotyczącej polskiej opery narodowej odpowiadałem na szereg pytań licznie zgromadzonych nestorów, z których ja byłem najmłodszy, a dzisiejsza jublilatka – najstarsza. Ale tylko metrykalnie. Bo zarówno wtedy, jak i teraz prezentowała nienaganną elegancję w poruszaniu się i ubiorze, żywiołowo reagowała na bodźce otoczenia, zainteresowana toczącymi się dyskusjami, biorąc w nich aktywny udział.
Widząc mnie wyraziła mnóstwo uwag dotyczących moich felietonów w „Angorze”. Podziękowała za wspomnienie nazwiska Edwarda Monkoszy, kompozytora, pedagoga i organisty częstochowskiego, który był nauczycielem Antoniny Kaweckiej i którego znała osobiście. Pochwaliła moje starania o nietykalność inscenizacyjną i reżyserską arcydzieł polskiej opery narodowej. Z uznaniem wyrażała się o promowaniu najmłodszych pokoleń polskiej wokalistyki i artystów baletu. Z troską upominała o ochronę pamięci „chłopca z Sosnowca” – Jana Kiepury, najcenniejszy znak firmowy Zagłębia Dąbrowskiego. W rozmowach wykazywała tak dogłębną tematykę moich felietonów, że słuchając tego uczestnicy urodzinowej uroczystości pobiegli kupić ostatni numer „Angory” , aby chociażby w ten sposób być na bieżąco.
Z uznaniem wyrażała się również o poszczególnych hasłach mojego Alfabetu na str. 56, dodając od siebie niektóre nazwiska. Oczywiście uwzględnię wszystkie, ponieważ pochodzą od mojej najstarszej czytelniczki, równocześnie uważnej, wnikliwej, ciągle dysponującej pamięcią i refleksem, którego mogą jej pozazdrościć liczne nastolatki.
Przywilejem osoby stuletniej w tak świetnej formie jest podkreślanie swego wieku, a nie ukrywanie go, jak czynią to w miarę upływu lat niektóre kobiety. Jedna z gwiazd Teatru Wielkiego w Łodzi za mojej dyrekcji w wypełnionej ankiecie personalnej podała datę urodzenia z której wynikało, że dorosłego i wykształconego już syna urodziła mając lat … dwa! Na moją krotochwilną groźbę, że zadzwonię na policję, bo podawanie fałszywych danych personalnych jest przestępstwem, krzyknęła: Nie pamiętam! … i podarła tę felerną ankietę.
Długo będę wspominał setne urodziny mojej najstarszej czytelniczki, otoczonej córkami, synem, licznymi wnukami i wnuczkami przybyłymi z mężami i dziećmi, czyli prawnukami. Wszyscy urodziwi, wyedukowani, dobrze wychowani – następne pokolenia zagłębiowskiej inteligencji. Przemawiali do nestorki swego rodu serdecznie i troskliwie prosząc, aby zechciała doczekać pra-prawnuków, które pomału, ale już są w drodze...
Wśród moich pamiątek rodzinnych pozostał różaniec, który przed laty przywiozłem mojej Matce z Ziemi Świętej, aby modliła się za moje poczynania i zdrowie. Postanowiłem teraz podarować go na setne urodziny Matce mojego przyjaciela dr Macieja, aby modliła się za całe swe potomstwo i nas wszystkich. Aby nigdy nikt z nas nie pomylił – broń Boże – Kiepury z Paprockim, Ochmanem lub na przykład z Beczałą!
Sławomir Pietras