Przegląd nowości

Jak ulepić gwiazdę opery?

Opublikowano: piątek, 24, czerwiec 2022 17:16

Czerwcowy kurs Opera Masterclass identyfikowany ze słynną, choć już nieco zapomnianą śpiewaczką z XVIII wieku Antoniną Campi z Miklaszewiczów, patronką Międzynarodowego Konkursu Wokalnego, stał się w ciągu ostatnich pięciu lat ważnym wydarzeniem w dziedzinie upowszechniania, promocji i podnoszenia poziomu sztuki wokalnej. Zrozumienie wagi tego zamierzenia kulturalnego skłoniło mnie do przeprowadzenia pogłębionego badania ankietowego wśród uczestników tegorocznego Kursu Mistrzowskiego. Swój czas i zawodowe doświadczenie poświęcili adeptom szlachetnej, choć bardzo trudnej sztuki tacy śpiewacy, jak Ewa Vesin – wybitny sopran o międzynarodowej renomie, Mariusz Kwiecień – słynny baryton, gwiazda Metropolitan Opera, a dziś także pedagog i dyrektor artystyczny Opery Wrocławskiej, oraz Rafał Bartmiński – tenor, filar Teatru Wielkiego – Opery Narodowej z Warszawy.

 

Campi,Masterclas 1

 

Do prowadzenia kursu zaangażowano także wybitnych pianistów-korepetytorów gwiazd operowych i solistów instrumentalistów – Olgę Tsymbaluk, Tomasza Pawłowskiego i Mischę Kozłowskiego. Wszyscy prowadzący zajęcia, śpiewacy i pianiści pracowali z kursantami z ogromnym zapałem i zaangażowaniem, pomagali im własnym przykładem – śpiewali, aby zasugerować prawidłową pozycję, podpowiadali mimiką, śledzili z napiętą uwagą każdy przebieg. Tak aktywna praca pedagogów przyciągała na zajęcia także kursantów, którzy już swoje lekcje zakończyli. W takich realiach, w oparciu o udział Szkoły Muzycznej I II stopnia im. Tadeusza Szeligowskiego w Lublinie 16 kursantów będących na różnym stopniu wtajemniczenia skorzystało ze wskazówek renomowanych śpiewaków. Kim są, co sądzą o karierze muzycznej i czego pragną młodzi adepci? Dzięki odpowiedziom na pytania ankiety i rozmowom indywidualnym można nakreślić hipotetyczną sylwetkę śpiewaka, którym staje się młody człowiek już od pierwszej lekcji wydobywania głosu. Na  Masterclass w Lublinie stawiło się sześciu uczniów lubelskiej szkoły wytypowanych przez placówkę, która użyczyła swoje sale. Pozostali zostali zakwalifikowani po przesłuchaniu nadesłanych nagrań, a mieli już za sobą przynajmniej kilkuletni okres ćwiczenia się w sztuce profesjonalnego śpiewu, albo zakończony dyplomem magistra lub licencjata tok nauki na poziomie wyższym, a nawet pierwsze udane występy sceniczne.

 


 

Każdemu z nich przydały się uwagi Mistrzów, którzy o sztuce śpiewu wiedzą już wszystko, lub prawie wszystko, bo niejednokrotnie uczciwie przyznają, że prowadzenie indywidualnych lekcji z adeptami to także rodzaj nauki dla nich samych. Wróćmy jednak do uczestników kursu Masterclass. Co było początkiem ich romansu ze sztuką? Jak wpadli na pomysł, by poświęcić się w tak młodym wieku nauce śpiewu? Czy było to jakieś objawienie, głos z Nieba dający poczucie posiadania talentu, czy zimna kalkulacja, że właśnie to warto robić w życiu? Nic z tych rzeczy.

 

Campi,Masterclas 2

 

Nikt z nich nie podąża drogą wytyczoną przez któregoś z rodziców, choć są tacy, którzy próbowali lub próbują działać np. w amatorskim ruchu kulturalnym w swoim środowisku, albo podzielali gust rodziców w słuchaniu muzyki rozrywkowej, rockowej, metalowej itp. W większości jednak zainteresowanie śpiewaniem nastąpiło w wyniku korzystnego zbiegu okoliczności, np. uczęszczania na zajęcia chóru w szkole albo w parafii, gdzie zetknęli się z doświadczonym organizatorem, dyrygentem, nauczycielem, który w sposób niekolizyjny potrafił zainteresować młodego człowieka muzyką. I nierzadko rodzice nawet nie wiedzieli w jakim kierunku podążają zainteresowania ich potomstwa. Często na pytanie o rutynowe lekcje tzw. wychowania muzycznego w szkole powszechnej odpowiedź była zdecydowanie negatywna. Szkoła najczęściej w tej dziedzinie tylko marnuje czas i zniechęca uczniów. Lekcje tzw. muzyki to np. nudne wymaganie jakichś danych encyklopedycznych, albo stresujący przymus zaprezentowania – zaśpiewania zadanej piosenki przed całą klasą. To dlatego zapewne przeciętny Polak o swoich kompetencjach muzycznych mówi, że są zerowe. Gdy zapytałam o pierwsze spotkanie ze szkolonym głosem, zwrócenie uwagi na piękną barwę i doskonały śpiew często pojawiało się nazwisko Luciano Pavarottiego, a nawet jego legendarne już nagranie Nessun dorma z opery Turandot. Oczywiście byli też tacy, którzy zwrócili uwagę na Piotra Beczałę, na Ewę Podleś i innych. W ankiecie było też pytanie ogólne, jak oceniają muzykalność Polaków. Przeważnie odpowiedź była zdecydowanie negatywna. Nikt już prawie nie śpiewa nawet kolęd w czasie Bożego Narodzenia, co pół wieku temu było zwyczajem powszechnym. Paradoksalnie, niektórzy odpowiadają, że jeśli Polacy coś śpiewają, to tylko po alkoholu. Na takiej glebie wyrosły więc zainteresowania i marzenia młodych uczestników Masterclass. Ankieta rozpisana wśród tych osób zawierała też pytania o ulubione pieśni kandydatów. I tu przyjemne zaskoczenie – kilkoro wskazało na utwory Mieczysława Karłowicza.

 


 

Ten niewielki ilościowo dorobek świetnego symfonika ma jednak ogromny ładunek estetyczny, piękne melodie i mistrzowsko dobrane do nich poetyckie teksty. To są nasze muzyczne skarby, co dostrzegają nawet młodzi ludzie wychowani na kompromitujących nieraz wzorach upowszechnianych przez stacje radiowe i telewizyjne oraz kompletny uwiąd wiedzy muzycznej serwowanej przez szkolnictwo powszechne. Moi rozmówcy są oczywiście nietypowi, wysoce zmotywowani w kierunku muzycznej klasyki. Można przyjąć, że to „ostatni Mohikanie" prawidłowego formowania kulturalnego człowieka, więc ich przyszłość powinna nas szczególnie interesować. Są to niezwykle cenne osobowości.

 

Campi,Masterclas 3

 

Np. uczestniczka kursu, która sama siebie określa jako sopran liryczny i już studiuje na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie ma za sobą 13 lat muzycznej edukacji na różnych poziomach, powiedziała coś niesłychanie ważnego – co dostrzegają tylko ci, którzy się na muzykę otworzą, przestaną się wstydzić swych nietypowych preferencji: Ludziom lepiej się żyje, gdy mają coś wspólnego z muzyką! Przyjmijmy, że to jest motto przyświecające moim rozważaniom. Ankieta zawierała też pytania związane z kwestiami technicznymi dotyczącymi śpiewu, takimi jak dbałość o głos – higiena, nawodnienie, wypoczynek, dobry sen, oraz podobieństwo ludzkiego głosu do barwy instrumentu – padły rozmaite odpowiedzi: wiolonczela, skrzypce, klarnet, nawet rożek angielski. Istotnym pytaniem, na które próbowali odpowiedzieć kursanci są nadzieje, jakie wiążą z uczestnictwem w Masterclass w Lublinie. W tym wypadku odpowiedzi były niemal jednakowe. Każdy śpiewak niezależnie od stopnia przygotowania i opanowania sztuki bel-canta może się czegoś ważnego dowiedzieć od osób, które od lat utrzymują się na topie rynku operowych artystów, którzy sami w praktyce pokonywali wszelkie trudności, znają odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące śpiewu, repertuaru operowego, kondycji człowieka stającego oko w oko z wyzwaniami jakie stwarza scena. Właśnie tacy artyści zdecydowali się prowadzić Masterclass i to oni stanowili magnes dla adeptów sztuki wokalnej. To do nich zgłosili się bez wahania uczniowie wspomnianej już szkoły muzycznej II stopnia z Lublina, niekiedy przychodzący na zajęcia z profesorami uczącymi ich śpiewu, to dla nich przybyli z różnych stron kraju, w tym z Warszawy czy Łodzi studenci i już dyplomowani śpiewacy.

 


 

Pojawiły się nawet dwie osoby z Chin, które po nauce we Włoszech postanowiły poszerzać swoją wiedzę i umiejętności w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Obecność Mariusza Kwietnia, Ewy Vesin czy Rafała Bartmińskiego to są argumenty przesądzające o obecności w Lublinie. Tym bardziej, że ze strony prowadzących kurs niekiedy pojawiała się zachęta do wzięcia udziału w jesiennym Konkursie Wokalnym w Lublinie, w którym jurorami będą osoby decydujące o obsadach w spektaklach operowych w ważnych teatrach europejskich.

 

Campi,Masterclas 4

 

Ta ostatnia uwaga oczywiście nie dotyczyła wszystkich biorących udział w Masterclass, bo w zajęciach indywidualnych brały także udział osoby całkiem świeże wokalnie, które na początku muszą pojąć i przećwiczyć wszystkie składowe dobrego oparcia głosu, uruchomieniu aparatu oddechowego, pokonania rozmaitych wstępnych blokad i nawyków stojących na przeszkodzie prawidłowego śpiewu. W zajęciach Masterclass można było więc obserwować żmudne ćwiczenia oddechowe. W przypadku lepszego opanowania oddechu prowadzący warsztaty nieustannie śledzili stawianie każdego dźwięku, który na skutek trudności „cofa się”, spadał z wysokiej pozycji, czy zaczepiał o gardło. Natychmiastowe przerywanie wykonywanego utworu, gdy Maestro usłyszy jakiś wadliwie brzmiący dźwięk, to niemal reguła wspomnianego kursu. Innym ważnym elementem prowadzącym do właściwej interpretacji utworu było zwrócenie uwagi na rozmaite aspekty muzyczne, harmoniczne i aktorskie wykonywanych utworów, arii i pieśni. Tutaj ogromnie interesujące były uwagi kierowane np. do uczestników z Chin, wychowanych w innej kulturze, nie rozumiejących często odmiennego ducha każdego utworu zapisanego przez kompozytora w nutach, charakteru kreowanej postaci w wyśpiewywanych kwestiach, podchodzących do muzyki europejskiej, jak do trudnego, wymagającego zadania, nastawionych wyłącznie na prawidłowe prowadzenie głosu. Rezultaty zajęć warsztatowych Masterclass i ich projekcję na możliwości artystyczne młodych adeptów mogliśmy podziwiać podczas Koncertu Galowego w Sali Operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie. Arie i pieśni wybrane przez prowadzących kurs zostały dostosowane do aktualnych możliwości wykonawczych, ale kolejność ukazywania się na scenie nie została podyktowana obecnym poziomem opanowania warsztatu wokalnego. 


 

Tym razem chodziło o to, by śpiewacy na początku swojej drogi (mający za sobą mniej lat nauki) nie czuli się jakoś dyskryminowani, co więcej, chodziło o to, aby mogli w otoczeniu lepiej sobie radzących kolegów i koleżanek bardziej zmobilizować się, aby nie wypaść zupełnie blado. Śpiewanie jest trudną sztuką, choć przecież zdarzają się talenty, które mają głos ustawiony i brzmiący niejako „od natury”. Śpiewanie według reguł bel-canta nawet u tzw. naturszczyków wymaga jednak profesjonalnej korekty, wsparcia artystycznych produkcji trafnymi uwagami. To również zapewniają kursy Masterclass organizowane w Lublinie. Koncert zaczął się więc od występu śpiewaka już wyedukowanego, wykonującego role tenorowe np. w operach Mozarta i Moniuszki w Polskiej Operze Królewskiej. Jacek Szponarski, który już skończył naukę w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, zaśpiewał arię z opery Traviata Verdiego wraz z recytatywem De miei bolenti spiriti.

 

Campi,Masterclas 5

 

Był to więc przykład dobrego opanowania głosu i śpiewania ze zrozumieniem wykonywanej roli, pełen pasji i muzycznych emocji zawartych w muzyce włoskiego mistrza. Gdyby jednak przyjąć, że ten artysta był najlepiej przygotowany ze wszystkich występujących po nim, to wcale nie musiało oznaczać, że nikt nie mógłby się z nim równać, że pewność i rutyna wykonania nie wymagają jeszcze czujnej obserwacji i przychylnej korekty głosu, w którym zawsze mogą się pojawiać jakieś elementy prowadzące na fałszywe ścieżki operowania własnym śpiewającym ciałem. Po tenorze na scenę weszła młoda mezzosopranistka Iga Waszczuk, by zaśpiewać pieśń Suleika Mendelssohna. Dała świadectwo ogromnego potencjału tkwiącego w niskim kobiecym głosie, nad którym jednak trzeba jeszcze dobrze popracować, aby całość aparatu wokalnego ustawiła się we właściwej pozycji i pozwoliła oprzeć piękny głos „na poduszce powietrznej”, a z drugiej strony, by opanowanie głosu pozwoliło również swobodnie wczuwać się w sens podawanego tekstu i zaproponować interpretację odpowiadającą zamierzeniom twórców pieśni. Podobne uwagi dotyczące spraw wokalnych można było wypowiedzieć do kolejnej osoby, Katarzyny Romanowskiej, która swym dziewczęcym sopranem zaśpiewała żartobliwą, choć stwarzającą poważne zadania wokalne od wykonawcy, pieśń Moniuszki Groźna dziewczynaUtwór ten od strony wokalnej wymaga dosyć dźwięcznego i dobrze opartego głosu, włączają go więc do repertuaru doświadczone artystki, to jednak Katarzyna doskonale sobie poradziła z aktorską interpretacją tekstu poetyckiego, stworzyła na estradzie całkiem udaną scenkę, będącą dowodem, iż przemawia do swojego chłopca naprawdę „groźna dziewczyna".

 


 

I znów na estradzie pojawił się głos tenorowy, tak bardzo poszukiwany i rzadki, chociaż bardzo trudny do wyuczenia poprawnego sięgania po wysokie tony, czyli rozbudowania skali do góry. Jakub Wolanin zaśpiewał w sposób dosyć nieśmiały piękną pieśń Paderewskiego Piosnka dudarza. Tutaj nie było karkołomnych zadań i tylko jeden wysoki dźwięk, ale ładny głos chłopięcy z wyjątkową kulturą i szczerością przekazu dał dowód, że solidna praca nad umocnieniem aparatu wokalnego może przynieść doskonałe efekty. Następnie na scenie pojawiła się śpiewaczka z Chin Yangyang Tan operująca dźwięcznym i elastycznym sopranem koloraturowym. Zaśpiewała arię z opery Lunatyczka Belliniego A non credea mirarti.

 

Campi,Masterclas 6

 

Głos wysoki, iskrzący się alikwotami zdradzał dobre przygotowanie wokalne odebrane od pedagogów w Italii. Artystka obecnie kontynuuje studia na warszawskim Uniwersytecie Muzycznym, a jej podstawowym problemem jest jednak oparcie na oddechu delikatnego aparatu głosowego, co pozwoliłoby wyśpiewywać bez zbędnego wysiłku nawet długie frazy i kończyć arie długimi fermatami. Artystka zapewne korzystając z rad pedagogów pomaga sobie w trudniejszych momentach robiąc dłuższe przerwy i choć nie mają one zawsze uzasadnienia muzycznego pozwalają zaatakować wysokie dźwięki. Występ Chinki pokazywał ogromny potencjał związany z możliwościami wokalnymi i zapamiętałym dążeniem do doskonałości. Czy podobne cechy charakteru ma sopranistka z Polski Julia Pracownik, która zaśpiewała arię Zerliny z Mozartowskiego Don Giovanniego? Wykonanie zdradzało początkowy etap edukacji wokalnej, bo głos artystki był jeszcze słabo osadzony na oddechu, blisko wymawiany tekst, był jednak dosyć płaski. W summie odpowiadał on kreowanej postaci dosyć naiwnej dziewczyny ze wsi, którą zainteresował się wielki Pan Don Giovanni. Kolejny głos to baryton z Chin Li FuCai, który zaprezentował atrakcyjne ruchowo przedstawienie scenki z opery Gianni Schicchi Pucciniego Si core dal notaio. Mocny, dobrze brzmiący głos śpiewaka doskonale był skoordynowany z ruchami rąk i całego ciała, z mimiką. W zajęciach z Mariuszem Kwietniem ten śpiewak ćwiczył też m.in. Czajkowskiego arię Oniegina, a podstawowe uwagi dotyczyły dosyć mechanicznego wykonania, braku łączenia poszczególnych dźwięków we frazy, nie mówiąc już o zrozumieniu kluczowych słów libretta. Li Fu Cai ma już za sobą kształcenie głosu w Italii i podobnie jak jego chińska koleżanka studiuje teraz w Warszawie u tej samej profesor Jolanty Janucik.


Jego obecność na Masterclass w Lublinie świadczy o potrzebie ciągłego doskonalenia warsztatu wokalnego i poznawania specyfiki kultury europejskiej niejako u źródła. Po nim weszła na scenę Agnieszka Muzyka by zaśpiewać pieśń Chopina Smutna rzeka. Artystka dała dobry przykład wypowiadania tekstu, ale głosowi przydałoby się lepsze oparcie na oddechu. Z kolei arię z Cyganerii Pucciniego Si, mi chiamano Mimi, zaśpiewała poprawnie, choć niezbyt mocno Dagmara Gabrielska, a po niej w dosyć szybkim tempie i z dużym bagażem użytych środków aktorskich wykonał arię katalogową z opery Don Giovanni baryton Mateusz Kulczyński, absolwent lubelskiej szkoły muzyczne, a obecnie już w Uniwersytecie Muzycznym.

 

Campi,Masterclas 7

 

O nim, który niemal na trwałe związał się z kursami Masterclass w rodzinnym Lublinie można powiedzieć, że od ubiegłego roku zrobił znaczący postęp, mocniej osadził dobry głos na oddechu, stał się pewniejszy i bardziej wyrazisty. Kolejną śpiewaczką była Aleksandra Wittchen z trudną emocjonalnie i muzycznie arią z opery Siostra Angelika Pucciniego Senza mamma. Widać było, że ten repertuar jest dla młodej wykonawczyni punktem ambicji i z pewnością będzie dalej podnosić niemałe już kwalifikacje głosowe. Zaawansowanie muzyczne, wokalne i aktorskie zaprezentowała ładnie brzmiąca sopranistka koloraturowa Wioletta Liber w arii z klejnotami z opery Gounoda Faust, obecnie studiująca u dobrego pedagoga i śpiewaczki Doroty Wojcik w Akademii Muzycznej w Łodzi. Ernest Tymczyszyn też był przyjemnym zaskoczeniem dla tych, którzy tego ucznia lubelskiej szkoły muzycznej słuchali w ubiegłym roku. Jego tenor, choć jeszcze nie opanował pełnej skali do „c”, już dysponuje ładną barwą, a stylowe, bardzo sprawne wykonanie typowej pieśni neapolitańskiej Dititencello vuie można uznać za prawie wzorowe. Następnie Aleksandra Utracka-Skoczeń – po zdobyciu stopnia licencjata na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie dobrym i mocnym mezzosopranem zaśpiewała popisową arię Saint-Saensa z opery Samson i Dalila. Niestety nie usłyszeliśmy na koncercie ciekawego barytona o interesującej barwie głosu – Rafała Kuźmy, a koncertową Galę zakończyła dobrym głosem Zuzanna Wrona wykonując trudną arię Cilea z opery Adriana Lecouvreur – Ecco: respiro appena. Koncert kończący kursy Masterclass to przykład, że każdy z wykonawców ma dziś szansę na ulepienie ze swej sylwetki rasowego śpiewaka operowego, choć do tego, w zależności od możliwości osobistych potrzeba jeszcze wytężonej pracy. Mogą w niej pomóc takie spotkania jak Masterclass w Lublinie, ale wszystko jest jednak uzależnione od ...zdrowia i szczęścia. Dla porządku podaję, iż  organizatorami wydarzenia Antonina Campi Opera Masterclass byli Centrum Spotkania Kultur w Lublinie oraz Stowarzyszenie im. Richarda Straussa.

                                                                            Joanna Tumiłowicz