Półtora miesiąca temu, 4 maja minęło dokładnie dwadzieścia pięć lat od premiery ostatniej krakowskiej inscenizacji tej opery Giacomo Pucciniego, wystawionej jeszcze w Teatrze im. Słowackiego przez tandem realizatorów: Laco Adamika i Barbarę Kędzierską. Kierownictwo muzyczne sprawował zaś Andrzej Straszyński. Mam do niej nastawienie sentymentalne, gdyż do pewnego stopnia jest to i mój jubileusz.
Miałem bowiem osobisty wkład w postaci eseju i materiałów przygotowanych do autorskiej wersji książki programowej, zachowanej obecnie w szczątkowej formie. Tosca posiada długą tradycję sceniczną pod Wawelem. Po polskiej premierze 5 marca 1903 roku we Lwowie, tamtejszy zespół operowy przedstawił ją 19 i 22 czerwca w naszym mieście w ramach letniego sezonu, za którego kontynuację uznać można obecne festiwale.
Jedyny krakowski występ Jana Kiepury w przedstawieniu operowym miał miejsce w "Tosce" 10 stycznia 1935 roku i był transmitowany przez Polskie Radio. Pojawiła się też na scenie niemieckiej w czasie okupacji. W latach 60., za dyrekcji Kazimierza Korda, triumfy święcili w niej Hanna Rumowska-Machnikowska, Wiesław Ochman i Adam Szybowski na zmianę z Wincentym Głodkiem. Przed 25 laty Toskę wystawiono głównie z myślą o Monice Swarowskiej-Walawskiej, dysponującej szlachetnym sopranem dramatycznym z techniką koloraturową. Niezrównanej Abigail w Nabuchodonozorze, Lady Makbet w operze Giuseppe Verdiego oraz Santuzzy w Rycerskości wieśniaczej Pietra Mascagniego, niestety, przedwcześnie odsuniętej od sceny i zmarłej.
Jej partnerami scenicznymi byli wtedy: Janusz Dębowski jako Cavaradossi i Andrzej Biegun w roli Scarpii. W przedstawieniu z 15 czerwca wzięła udział już całkiem inna obsada – poza Władysławem Guzikiem w epizodzie Więziennego dozorcy w trzecim akcie – i kolejne pokolenie śpiewaków. Tytułowej bohaterce głosu i postaci użyczyła Agnieszka Kuk. Sprowadziła ona primadonnę z koturnów niedostępnej heroiny i przydała jej bardziej ludzkich cech, ocieplając tym samym jej wizerunek.
Pod względem wokalnym ukształtowała partię na sposób włoski, od czasu do czasu sięgając po wibrato jako środek ekspresji. Paweł Skałuba rozsądnie rozkładał siły i nie potraktował wejściowej arii Recondita armonia jako tour de force, lecz stopniował dynamikę, pozostawiając jej najwyższe natężenie na przydanie blasku zakończeniu utrzymanemu w wysokiej tessyturze. Podobnie postępował w E lucevan le stelle z trzeciego aktu.
W ogóle jego głos z łatwością otwiera się na wysoki rejestr, na przykład w obydwu ustępach hymnicznej natury, wyrażających dążenia wolnościowe: La vita mi costassei Vittoria! Vittoria! Z kolei w duecie z Toską O dolci mani w trzecim akcie ze względów wyrazowych odwołał się między innymi do falsetu. Adam Szerszeń z natury jest barytonem lirycznym, stąd w jego ujęciu zabrakło Scarpii nieodzownej grozy, sprawiającej, jak to ujmie Tosca po dokonanym zabójstwie, że „oto drżał przed nim cały Rzym“. Również ukształtowanie sylwetki dalekie było od skojarzeń z przebiegłym libertynem, przywodząc raczej pruskiego urzędnika.
Najlepiej w jego interpretacji zabrzmiało arioso Ha più forte sapore z początku drugiego aktu, w którym daje znać o sobie podstępna natura jego osobowości. Śpiewak starał się ponadto uwiarygodnić postać środkami aktorskimi jak skradanie się kocim krokiem czy w ogóle nieco przyczajone poruszanie się. Tym bardziej raziło przejaskrawione zachowanie w relacji z Toską w drugim akcie. Niewybredne obłapianie czy wręcz tarzanie się po podłodze, a przecież są to w końcu ludzie z towarzystwa, a nie z czeladnej. Z kolei za sprawą Wołodymyra Pańkiwa można się było przekonać, że charakterystyczna partia Zakrystiana jest całkiem spora, choć wokalnie wydawała się nieco przerysowana.
Tym razem przedstawienie poprowadził Tadeusz Kozłowski, doświadczony w materii operowej, choć orkiestra pod jego batutą ograniczyła się w znacznej mierze do akompaniamentu, z wyczuciem dostosowanego do potrzeb śpiewaków. Drugi akt to majstersztyk dramaturgiczny, świadczący o nerwie scenicznym kompozytora. W omawianej inscenizacji posiada on wybitnie ekspresjonistyczne znamiona, na co wskazuje zastosowanie czysto subiektywnego oświetlenia, będącego projekcją odczuć postaci, a ogólniej dominującego sytuacyjnego klimatu.
Zarówno w wyposażeniu wnętrza, jak kostiumach dominuje bowiem krwista purpura, a od sceny tortur Cavaradossiego scenę zalewa poświata w kolorze posoki, a wraz z zabójstwem Scarpii pogrąża się ona coraz bardziej w mroku. Publiczność nie dała Agnieszce Kuk dośpiewać arii Vissi d'arte, vissi d'amore wchodząc w trakcie jej trwania z brawami (skądinąd w przypadku męża Tomasza zdarzyło się kiedyś w Halce, iż rozlegały się one po każdej zwrotce Szumią jodły na gór szczycie), za to w milczeniu pozwoliła opaść kurtynie na koniec wspomnianego drugiego aktu. Było to 124 przedstawienie – zabrakło jednego, by zamknęło się okrągłą końcówką.
Lesław Czapliński