Przegląd nowości

Romantyzm temperowany przez akademizm czyli Odyseja według Maxa Brucha

Opublikowano: środa, 15, czerwiec 2022 18:10

Oratorium Odyseusz op. 41 Maxa Brucha jest nie tyle dziełem szczerego natchnienia, ile solidnego warsztatu kompozytorskiego. A więc sztuki kontrapunktu oraz instrumentacji, nie przesadzającej wszakże z kolorystyką, co przesądza o jego przynależności do nurtu akademizmu. Pod względem narracyjno-dramaturgicznym jest to już myślenie w kategoriach wagnerowskich.

 

Filharmonia Krakowska 162

 

A zatem oratorium nie składa się z zamkniętych numerów, lecz z większych całości, tworzących ciąg obrazów, w których ważną rolę odgrywa dźwiękowe malarstwo (scena burzy, na koniec której wzburzone odmęty morskie uciszały kojące dźwięki fletu Magdaleny Di Blasi i oboju Pawła Nyklewicza), czy efekty onomatopeiczne (potężne pizzicato kwintetu smyczkowego imitujące w śpiewie rapsodów kytarowy akompaniament), aczkolwiek ustępowi z chórem syren nie dostawało zmysłowej uwodzicielskości.

 

Filharmonia Krakowska 163

 

Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że pod względem ilustracyjnych efektów natury programowej w pełni dorównuje niemieckiemu kompozytorowi Stanisław Moniuszko w o sześć lat wcześniejszych Sonetach krymskich. W znacznej mierze główny ciężar spoczywa na tytułowej partii, obsadzonej zgodnie z muzyczną retoryką przez barytona, skoro Odyseusz jest mężem w słusznym wieku. Podobnie jak Penelopa, która również przewiduje wykonawczynię dysponującą głosem średnim. W tego pierwszego wcielił się pierwszy baryton Rzeczypospolitej – Mariusz Godlewski. Artysta nie tylko odznacza się pięknym materiałem głosowym, o nośności i nasyconej alikwotami barwie, ale potrafi czynić z niego właściwy użytek artystyczny. Kiedy wymaga tego sytuacja potrafi mu przydać nieco matowy odcień, albo z łatwością wspiąć się do rejestru prawie tenorowego, gdy daje wyraz emocjonalnemu uniesieniu czy lękowi postaci.


To także operowanie dobrze słyszalnym mezza voce, przy czym trzeba przyznać, że prowadzący koncert Łukasz Borowicz odpowiednio kształtował dynamikę, by śpiewacy nie musieli przedzierać się przez brzmienie orkiestry, a nawet tutti z udziałem chóru. Kunszt wokalny Magdaleny Bernackiej można było w pełni docenić dopiero w ustępie zatytułowanym Penelopa tkająca szatę, w którym wykazała się pięknym kształtowaniem frazy oraz różnicowaniem planów dynamicznych.

 

Filharmonia Krakowska 164

 

Głos Natalii Rubiś jako Nauzykaa momentami przybierał ostre brzmienie, zwłaszcza przy zwiększonym natężeniu dynamiki, przy zmniejszonym, w obydwu dwuśpiewach, jak pod koniec XIX wieku chciano spolszczyć duet, z Odyseuszem, wywierał korzystniejsze wrażenie. Z różnym powodzeniem sprawdziło się powierzenie śpiewakom z chóru epizodycznych partii, niemniej stawiających niekiedy przed nimi nie lada wymagania i wyzwania wokalne (na przykład w przypadku tenorowej Hermesa). Nie odczuwało się najmniejszego wysiłku w śpiewie Katarzyny Guran, kolejno użyczającej głosu Leukotei i Atenie.

 

Filharmonia Krakowska 165

 

Również do udanych zaliczył występ Patryk Wyborski jako Tejrezjasz, Alkinoos i Sternik. Duża rola przypada chórowi przygotowanemu przez Piotra Piwkę, na którym w znacznej mierze spoczywa prowadzenie narracji. Łukasz Borowicz szerokim gestem zarysował luźną właściwie dramaturgię tego monumentalnego dzieła, umiejętnie rozkładając kulminacje. Zwłaszcza finał w jego ujęciu wywierał zgodnie ze słowami libretta Wilhelma Paula Graffa prawdziwie triumfalne wrażenie jak przystało na zakończenie 77 sezonu koncertowego Filharmonii Krakowskiej. Wybrzmiał on hucznie i uroczyście, mimo początkowo niesprzyjających okoliczności epidemicznych i przyjdzie go zaliczyć do bardziej udanych. Warto też odnotować, że po okazjonalnym słowie dyrektor Mateusz Prendota, bez ujmy dla swego stanowiska, stanął w jednym rzędzie ze swymi dawnymi kolegami tenorami, by bezpośrednio współuczestniczyć w przebiegu omawianego koncertu.

                                                                                           Lesław Czapliński