Przegląd nowości

Część ciała do zrobienia kariery

Opublikowano: poniedziałek, 23, maj 2022 06:28

Kiedy poznałem Bogusława Kaczyńskiego, jeszcze w latach sześćdziesiątych, był na etapie przemyśleń, którą część ciała zaangażować, aby zrobić karierę. Naukę muzyki zaczął wcześniej od nas, a skończył dużo później, co skrupulatnie obliczyła niewiele od nas młodsza Maria Sartova. W perspektywie przyszłej kariery Boguś najpierw wyeliminował ręce, choć był już zaawansowanym pianistą, któremu przepowiadano wirtuozowską karierę. „Codzienne wielogodzinne ślęczenie przy klawiaturze to było zajęcie nie dla mnie” – zwierzał mi się nieraz. 

 

Druga część ciała mogąca pomóc w karierze – to plecy. Tych też niestety nie miał, patrząc na niektórych kolegów z Okólnika, synów i córki ludzi wpływowych. Zwłaszcza tych, zanim których w roku 1968 Gomółka pozbył się z zajmowanych stanowisk. Boguś często mi o tym opowiadał. Zaś on, syn pracownika Podlaskiej Wytwórni Samolotów i uroczej Pani Julii, troskliwej żony i matki, jako przybysz z Białej Podlaskiej mógł w Warszawie liczyć wyłącznie na siebie. Pięknie i obszernie pisze o tym w swej książce Anna Lisiecka, kreśląc udokumentowane dzieje rodziny Kaczyńskich po mieczu i po kądzieli, nadając tej gruntownej opowieści tytuł Będę sławnybędę bogaty, trochę dla mnie zbyt marketingowo-narracyjny.

 

Z tej świetnie napisanej książki wynika jasno, że również nogi utalentowanego i przystojnego młodzieńca, na nic się nie zdały w drodze do kariery. Chodzenie bowiem na zebrania, pochody pierwszomajowe i zabiegi o względy mocodawców nie były wtedy – póki co – w głowie przyszłej gwiazdy telewizyjnej. Może głowa? – Ale też nie. Próba sprawowania urzędu prorektora macierzystej Uczelni była raczej potrzebą posiadania fotografii w birecie i todze, niż zamiarem ślęczenia nad naukowymi dysertacjami.

 

Pozostała jeszcze część ciała poniżej pleców, a powyżej nóg. Ale o to nie podejrzewali go nawet najzagorzalsi przeciwnicy. Próby robienia kariery w naszym środowisku tą częścią ciała były są i będą domeną jeszcze bardziej urodziwej płci, o której Boguś chętnie wspominał, bo dużo przeżył i widział. Ale swój wrodzony wdzięk i atrakcyjność kierował zgoła w inną stronę. Była nią złotoustność, niewymuszona swoboda wyrażania swych myśli, naturalny dowcip, inteligentna refleksja i roztaczanie czaru narracyjnego snutych opowieści, niezależnie od tego, czy rozprawiał o muzyce, polityce, sensacjach czy plotkach.


 

Tak więc mowa stała się jego podstawowym narzędziem do zrobienia kariery. Wynika z tego, że w celu jej zrobienia postawił na usta i język, czym wbił się w pamięć nas wszystkich, choć nieopatrznie zaszufladkowaliśmy go tylko jako popularyzatora Opery.

 

Anna Lisiecka wzięła na siebie zadanie poważne i trudne. Po wielu nagrodach i wyróżnieniach w dziedzinie publicystyki radiowej, po sukcesach dotychczasowych tomów biograficznych i literackich przyszedł czas na zmierzenie się z życiem i karierą jej bliskiego przyjaciela, ale zarazem postaci niezwykłej, wielowymiarowej, barwnej i poniekąd kontrowersyjnej. Bogusław Kaczyński stanowi postać do opisywania zarazem łatwą i jednocześnie kłopotliwą. Anna Lisiecka, aby być w zgodzie z własnym zasobem wiedzy na ten temat, a jednocześnie wymogami atrakcyjności dla czytających postawiła na wstrzemięźliwość i poczucie taktu. W takich wypadkach niezapomniana Irena Eichlerówna mawiała: „No, przecież my żyliśmy wtedy!” – co uwielbiał cytować Bogusław.

 

Tak więc Lisiecka niektóre wątki biografii swego ulubieńca dyskretnie pomija, inne – mniej znane – rozszerza i uwypukla, a miejscami niechcąco sugeruje, że w dziejach ich długoletniej zażyłości były momenty jeszcze mocniejsze od oczywistego zauroczenia.

 

To mądra, rzetelna i wartościowa książka. Czytając ją czujemy się wdzięczni, że utrwala pamięć o człowieku, który zrobił karierę nie dlatego, aby być sławnym i bogatym, ale aby ocalić od zapomnienia wiele postaci polskiej kultury, aby rozkochać społeczeństwo w muzyce, aby zwykłych zjadaczy chleba namówić do obcowania z wartościami bardziej wzniosłymi, niż problemy życia codziennego. 

 

Szkoda – ponieważ zamierzam żyć długo – że Anna nie zdąży zająć się moją biografią. Bardzo chciałbym, ponieważ od lat się przyjaźnimy i rozumiemy. Pozostając wśród niezliczonych przeciwności dozgonnym przyjacielem Bogusia, zawsze trochę zazdrościłem mu jego sukcesów. A od teraz również opowieści o nim autorstwa Anny Lisieckiej. 

                                                                         Sławomir Pietras