Przegląd nowości

„Idomeneo” Mozarta w Opéra d’Avignon

Opublikowano: czwartek, 31, marzec 2022 20:06

Prapremiera Idomeneusza (Idomeneo) Mozarta miała miejsce w 1781 roku w monachijskim Residenztheater, ale niestety do naszych czasów nie zachowały się z tego wydarzenia żadne notatki czy wspomnienia. Nie wiemy zatem z jakim przyjęciem spotkała się wówczas ta trzyaktowa opera seria, natomiast wiemy tylko, że została wystawiona zaledwie trzy razy, co raczej nie świadczy o odniesionym sukcesie.

 

Idomeneo,Awinion 1

 

Przerobione przez kompozytora dzieło pojawiło się wprawdzie pięć lat później w prywatnej produkcji w pałacu księcia Auersperga, ale nie trafiło na sceny teatrów operowych. Sporadyczne wznowienia miały miejsce w dziewiętnastym wieku w Niemczech, zaś w bliższych nam czasach każde jego wystawienie wiązało się ze zbyt swobodnie i niefrasobliwie dokonywanymi adaptacjami, niejednokrotnie daleko odbiegającymi od oryginału Mozarta. Idomeneusz doczekał się sprawiedliwości dopiero w roku 1951 na Festiwalu w Glyndebourne, dzięki legendarnej produkcji pod dyrekcją Fritza Buscha i z udziałem składającej się z operowych gwiazd obsady.


Owa realizacja zapoczątkowała szczęśliwy powrót rzeczonej pozycji na światowe sceny, chociaż polskie teatry ignorowały tę partyturę, z wyjątkiem nieocenionej Warszawskiej Opery Kameralnej, która sięgnęła po nią w 1991 roku. I chociaż obecnie Idomeneusz nie cieszy się jeszcze takim powodzeniem, jak inne opery Mozarta, to z przyjemnością można zauważyć, że od paru lat jest coraz częściej umieszczany w programach operowych.

 

Idomeneo,Awinion 6

 

Na jego nową realizację zaprasza teraz kierowana od niedawna przez Frédérica Roelsa Opera w Awinionie, powierzając reżyserię owego przedsięwzięcia przebywającemu właśnie w tutejszej placówce na rezydencji małżeństwu, w osobach Sandry Pocceschi i Giacomo Strady. Warto podkreślić, iż chodzi tu o artystów współpracujących od dawna ze słynnym włoskim reżyserem Romeo Castelluccim, od którego przejęli oryginalne metody pracy. Podobnie jak ich mistrz biorą odpowiedzialność za wszystkie elementy inscenizacji, łącznie ze scenografią, kostiumami i oświetleniem. Wprawdzie tym razem w opracowaniu reżyserii świetlnej współpracował z nimi Giacomo Gorini, a kilka sekwencji wideo przygotowała Simone Rovellini, ale nad pozostałymi składnikami spektaklu pracowali już wyłącznie w dwójkę.


Trzeba przyznać, że w ich prezentowanej w Awinionie realizacji wiele pomysłów przyciąga uwagę wizualną plastycznością, oryginalnością scenicznych rozwiązań, a także ciekawymi tropami interpretacyjnymi. Wszakże wypada też uczciwie powiedzieć, iż końcowy rezultat nie do końca przekonuje. Oto bowiem Pocceschi i Strada prezentują przygnębiającą wizję opery Mozarta, która w niezamierzony sposób znajduje tragiczne echo w rozgrywającym się aktualnie w Ukrainie wojennym dramacie.

 

Idomeneo,Awinion 2

 

Jest tutaj mowa o pokoju, przemocy, konflikcie pokoleń, poszukiwaniu winnego i przebaczeniu. Już na wstępie w oznaczonym kręgiem centrum przestrzeni scenicznej wznosi się obracająca się wokół własnej osi armata, co od pierwszych minut nadaje proponowanej nam inscenizacji wojenny wydźwięk. Owa armata, wokół której krąży trojańska księżniczka Illia, okazuje się zresztą być centralnym elementem kreowanego obrazu.

 

Idomeneo,Awinion 3

 

Co ciekawe, po jej zdemontowaniu pozostaje na scenie wgłębienie, wykorzystywane następnie do symbolizowania różnych sytuacji i miejsc akcji. Na początku zamienia się ono w tygiel do wytapiania dużych, stopniowo wypełniających scenę kul, które pod koniec przedstawienia posłużą do „ukamieniowania” szalejącej z wściekłości Elektry. Następnie owo wgłębienie staje się wulkanicznym kraterem, którego erupcja niejako ilustruje wybuch gniewu bogów. Później wygaszony już krater spełni rolę kryjówki straszliwego potwora, zesłanego na Kretę przez rozsierdzonego Neptuna. Wreszcie na miejscu tego wgłębienia pojawia się też cokół, na którym tkwi pomnik jakiegoś dyktatora - brutalne urwanie głowy tej postaci oznacza zapewne koniec autorytarnych rządów.


Dodajmy jeszcze, że, uważany za zaginionego na morzu podczas sztormu Idomeneusz, wraca tutaj do życia wynurzając się z zainscenizowanego przez reżyserską parę grobu. Ogólnie rzecz ujmując problemem tej realizacji jest to, że owe przesuwające się przed oczami widzów obrazy, często wypełnione nieczytelnymi znakami teatralnymi, nie zawsze podążają za tekstem libretta. Bardzo szybko można nawet zauważyć, że zaprzeczają zawartej w nim treści.

 

Idomeneo,Awinion 4

 

Bodajże najbardziej jaskrawym przykładem inscenizacyjnej niekonsekwencji jest sytuacja, w której widok walczących ze sobą Kreteńczyków i Trojan pojawia się w momencie, kiedy intonują oni pieśń na cześć pokoju. W efekcie widz przestaje już śledzić zawiłe wątki i niejasne intencje realizatorów, koncentrując swą uwagę przede wszystkim na warstwie muzycznej.  W roli tytułowej amerykański tenor Jonathan Boyd przekonuje bezbłędną projekcją dźwięcznego i donośnego głosu, wyrazistą artykulacją i ekspresją sceniczną.

 

Idomeneo,Awinion 5

 

Nic zatem dziwnego, że już jego brawurowa aria z drugiego aktu („Fuor del mar”) wywołuje aplauz publiczności. Docenić też należy mistrzostwo Boyda w zakresie niuansowania profilu psychologicznego wzmiankowanej postaci. W jego występie pewien niedosyt pozostawiają jedynie nieprecyzyjnie realizowane wokalizy. Głos mezzosopranistki Alban Carrère, ucieleśniającej Idamantesa, syna Idomeneusza, brzmi klarownie i cechuje się wyrównaniem rejestrów, natomiast pochodząca z Austrii artystka rozczarowuje niedostatkiem wolumenu, co uniemożliwia nadanie jej bohaterowi odpowiedniego dramatyzmu.


Dużo satysfakcji dostarcza słuchanie śpiewu szczycącej się już wieloma prestiżowymi nagrodami szwajcarskiej sopranistki Chiary Skerath, która w roli księżniczki Illi oczarowuje ciepłym i lirycznym brzmieniem swobodnie prowadzonego głosu i celowym doborem środków aktorskich. Podobać się też może występująca jako Elektra turecka sopranistka Serenad Uyar i tylko szkoda, że reżyserski tandem przedstawia tę protagonistkę we wręcz karykaturalnym ujęciu.

 

Idomeneo,Awinion 7

 

Wspomnijmy jeszcze o pozytywnie się prezentujących: Antonio Mandrillo (królewski doradca Arbace) i Yoannie Le Lanie (Arcykapłan). Zaś króciutka - wszak niepozostająca niezauważona - interwencja zza kulis basa Wojtka Śmiłka (Głos Neptuna) świadczy o wciąż doskonałej formie wokalnej polskiego artysty.

 

Idomeneo,Awinion 8

 

Szczególne słowa uznania przypadają w udziale przygotowanemu przez Aurore Marchand miejscowemu chórowi, zachwycającemu spójnym, soczystym i okrągłym brzmieniem, zbiorową muzykalnością i dużą rozpiętością skali dynamicznej. Spore wątpliwości budzi natomiast zbyt mechaniczny i niewystarczająco wgłębiający się w bogactwo niuansów - choć niezawodnie precyzyjny - styl prowadzenia orkiestry przez dyrygentkę Deborę Waldman. Za to na wyróżnienie zasługuje realizujący continuo klawesynista Frédéric Rouillon, niemalże oddychający razem z solistami i zapewniający im niezbędne wsparcie w każdym momencie wokalnych popisów.

                                                                                    Leszek Bernat