Przegląd nowości

Mendelssohn zamiast Mozarta

Opublikowano: poniedziałek, 17, styczeń 2022 20:36

Niby nazwisko też na „M”. Również w swoim czasie cudowne dziecko. A także zmarł w młodym wieku. Nie wydziwiałbym, ponieważ przyszedłem na piątkowy koncert filharmoników krakowskich dla rzadko wykonywanych utworów właśnie Felixa Mendelssohna, gdyby nie to, że w programie zamieszczono notkę, że jest on poświęcony pamięci Krzysztofa Missony w związku z trzydziestą rocznicą jego śmierci.

 

Filharmonia Krakowska 115

 

A ten przez kilkanaście lat dyrektor, kierownik artystyczny (taka była ówczesna nomenklatura) i pierwszy dyrygent Orkiestry i Chóru Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie jako następca zmarłego jej założyciela Jerzego Gerta (wcześniej drugi dyrygent Filharmonii Krakowskiej, a później dyrektor i kierownik artystyczny Krakowskiego Teatru Muzycznego: Opery i Operetki, a także profesor krakowskiej Akademii Muzycznej) był nade wszystko niezrównanym Mozartystą, choć słyszałem pod jego batutą i „Szkocką”. Kapelmistrz o nienagannej sylwetce (szczupły i wysoki), oszczędny w gestykulacji, nieuprawiający na podium dyrygenckiej choreografii. Elegancki w każdym calu, zarówno w obejściu, jak i w interpretacjach, doskonale wyważonych w proporcjach, a co za tym idzie w pełni odpowiadających wyobrażeniom o klasycznym pięknie.

 


 

Do grona jego wychowanków zaliczają się Ewa Michnik, Wojciech Czepiel, Jerzy Salwarowski i Jerzy Swoboda. Co z tego można było zatem odnaleźć tego wieczora w sztuce wykonawczej Łukasza Borowicza? Artysta sięgnął po pozycje Mendelssohnowskiej symfoniki nieczęsto pojawiające się na naszych estradach koncertowych. 

 

Filharmonia Krakowska 116

 

Zagrane zostały zgodnie z chronologią swego powstania, a nie kolejnością w numeracji, która w przypadku tego kompozytora pozostaje dość umowna i w znacznej mierze ustalona bez jego udziału, a więc pośmiertnie („Reformacyjna” w rzeczywistości poprzedziła „Włoską” i „Szkocką”, a „Druga” w ogóle nie była pomyślana przez kompozytora jako dzieło tego gatunku i tę rangę nadali jej dopiero wydawcy).

 

Filharmonia Krakowska 117

 

V Symfonii D-dur op. 107 Reformacyjnej Łukasz Borowicz zadbał nade wszystko o zróżnicowanie dynamiczne, przeciwstawiając we wstępnym Andante potężnie brzmiącemu tematowi fanfarowemu ściszoną ekspozycję drugiego w smyczkach, motywu tzw. Drezdeńskiego Amen, który mimo swych antysemickich uprzedzeń wykorzystał Richard Wagner w swoim Parsifalu jako wyobrażenie agape – ceremonii odbywanej przez rycerzy bractwa św. Graala w swojej siedzibie na Montsalvacie. Imponowało też przeprowadzenie efektownego fugata w finale, w jego ustępie oznaczonym jako Allegro vivace. W przypadku II Symfonii B-dur op. 52 Pieśni pochwalnej (Lobgesang) narzucają się skojarzenia z „Dziewiątą” Beethovena, choć są całkowicie bezpodstawne, bo nie takie były intencje jej autora. Jest to raczej, wzorem uwielbianego przezeń Bacha, monumentalna kantata z rozbudowaną, poprzedzającą ją trzyczęściową sinfonią, a więc do pewnego stopnia forma hybrydowa.

 


 

Wskazuje na to właściwy korpus wokalno-instrumentalny o budowie numerowej, na który składają się recytatywy, aria, duety, chóralna fuga i chorał a cappella, nie będące poddanymi przetworzeniom właściwym dla formy sonatowej. Tym razem Łukasz Borowicz skoncentrował się na nadaniu partyturze, mimo jej rozmiarów, dramaturgicznej zwartości, między innymi poprzez przechodzenie attacca, zarówno pomiędzy ogniwami instrumentalnymi, jak i potem numerami kantatowymi.

 

Filharmonia Krakowska 118

 

Z Beethovenem łączy natomiast dzieło Mendelssohna traktowanie śpiewaków na sposób instrumentalny, nieliczący się z naturalnymi uwarunkowaniami głosowymi, z czego wynikają wobec nich znaczne wymagania i wyzwania techniczne. Ambitus sopranu pierwszej solistki nie do końca pokrywał się z tessyturą jej partii, stąd początkowo niektóre dźwięki przybierały postać wysilonych, co miało wpływ na jakość śpiewu.

 

Filharmonia Krakowska 119

 

Tenor Rafała Bartmińskiego okrzepł w głos par exellence bohaterski, którym artysta operuje ze znaczną swobodą, a przy tym wrażliwością, w tym na odcienie dynamiczne. W duecie obojgu artystom udało się uzyskać wyrównane i jednolite brzmienie. Przygotowany przez Piotra Piwko chór w czytelny i przejrzysty sposób ukazał przebieg fugi, pewnie brzmiał w chorale a cappella i z powodzeniem zwieńczył całość w potężnym hymnie finałowym, w którym powraca główny temat dzieła, eksponowany zarówno w sinfonii, jak i na początku części kantatowej. W sumie Mendelssohn wyszedł z przywołanego na początku porównania z Mozartem bez uszczerbku, jako godny jego następca w kolejnym stuleciu, choć nie do końca kontynuator. 

                                                                              Lesław Czapliński