Przegląd nowości

Maryla Rodowicz for ever *

Opublikowano: poniedziałek, 17, styczeń 2022 07:11

Wśród nadmiernej ilości muzycznych przeróbek kolęd oraz tandetnych, efekciarskich i bezgustownych sylwestrowych manifestacji, znalazła się w telewizji niezwykła realizatorska perła. Jest nią film poświęcony Maryli Rodowicz, o bałamutnym nieco tytule Tak kochałam. Ten dwugodzinny dokument wyreżyserowali Michał Bandurski i Krystian Kuczkowski których proszę, aby za żadne skarby nie godzili się na jego skracanie, co sugerują już pierwsze krytyki. Zaś moich czytelników preferujących poważniejsze gatunki muzyczne, niż Jadą wozy kolorowe, Małgośka, czy Niech żyje bal namawiam do respektu i uznania dla artystki, która od przeszło półwiecza swą sztuką wznosi się o kilka pięter wyżej, niż jej artystyczne otoczenie.

 

Ona od zawsze starała się być piosenkarką kontrowersyjną. Po raz pierwszy zauważyłem to podczas naszej wspólnej podróży do Anglii, bodaj w roku 1969. Wtedy to Chór Studentów UAM w Poznaniu którego byłem współzałożycielem, zdobył I nagrodę na prestiżowym Międzynarodowym Konkursie w Langollen. Do naszej ekipy władze ZSP dołączyły Marylę Rodowicz, która występowała z dwoma gitarzystami, Tomkiem (nazwiska nie pamiętam) i Grzesiem Pietrzykiem, moim kolegą ze szkoły podstawowej, a jednocześnie ówczesnym chłopakiem Maryli.

 

Jej rodzina pochodziła z Wilna. Ojciec ukończył tam Entymologię i Prawo, pracował na Uniwersytecie Stefana Batorego, a po wojnie prowadził własną księgarnię w Zielonej Górze, gdzie w roku 1945 urodziła się Maryla. Przeżyła skomplikowane dzieciństwo. Ojciec uwięziony na pięć lat za działalność polityczną, potem rozwód rodziców, przeprowadzka pod opieką matki do Włocławka, śmierć ojca, studia na warszawskim AWF- ie (specjalność żeglarstwo i gimnastyka lecznicza), poważna kontuzja i długa rekonwalescencja, potem oferta studiów na PWST, a przedtem zdawanie na ASP, bez powodzenia.

 

W dzieciństwie uczęszczała na zajęcia baletowe. W liceum kolega nauczył ją grać na gitarze, aby mogła rozpocząć występy. Wcześnie zaczęła pracę zarobkową; najpierw w „Społem”, potem myjąc okna na wysokości. W tym czasie odnotowywała osiągnięcia sportowe: skok w dal, sprint, biegi płotkarskie, sztafeta 4x100 metrów, członkostwo Yacht Klubu i treningi gry w tenisa.

 

Wreszcie przyszła wielka krajowa i międzynarodowa kariera. Sukcesy na festiwalach w Opolu i Sopocie, liczne albumy płytowe, nagrody artystyczne i odznaczenia państwowe, prestiżowe koncerty na wielu polskich i zagranicznych estradach, stała obecność w programach telewizyjnych i nagraniach radiowych, większe i mniejsze role w filmach i serialach, wreszcie odwaga występów w repertuarze teatralnym. 


 

Kiedyś spotkałem ją na Okęciu, oczekującą na samolot do Krakowa gdzie w Teatrze Stu grała w Szalonej lokomotywie. Spektakl reżyserował Krzysztof Jasiński, który wkrótce uszczęśliwił ją dwójką potomstwa. Po nim była już tylko w dłuższym związku z biznesmenem Andrzejem Dużyńskim, z którym wychowała dorosłego już syna i po pięcioletniej separacji małżeństwo to zakończyło się właśnie rozwodem. Ponieważ samoloty się mocno spóźniały (mój do Poznania), był czas, aby rozmawiając spokojnie powymieniać się różnorakimi poglądami i powspominać.

 

Maryla przez całą swą długą karierę jawi się jako postać wykształcona, inteligentna, błyskotliwa, pełna poczucia humoru, bezpośrednia, mocno i pewnie stąpająca po ziemi. Zachowując status wybitnej gwiazdy estradowej, przeżyła na świeczniku trzy formacje ustrojowe i przy całym swym świadomie kontrowersyjnym emploi niezmiennie utrzymuje popularność , ciągle epatuje nowym repertuarem, doskonałą formą wokalną i wzbudzając zachwyt kolejnych pokoleń publiczności. 

 

Nigdy nie ukrywała przeżywanych związków uczuciowych. Wtedy na Okęciu – idąc wstecz – wspominała rajdowca Andrzeja Jaroszewicza (syna premiera), Daniela Olbrychskiego, Krzysztofa Gierałtowskiego (fotografik), Františka Janečka (producent muzyczny), Grzesia Pietrzyka i jeszcze z czasów szkolnych niejakiego Wojtka i Zbysia, których uznawała za swych pierwszych partnerów życiowych. Ta przydługa lista jest zapewne jeszcze dalece niekompletna.

Moją dozgonną wdzięczność i admirację zaskarbiła sobie biorąc udział w operowym przedstawieniu Krakowiaków i górali, które wyreżyserował we Wrocławiu (1991) i Poznaniu (1999) Krzysztof Kolberger. Grając Młynarkę Dorotę była rewelacyjna, atrakcyjna wokalnie i mistrzowska komediowo.

 

Reasumując: Choć przed nią wiele jeszcze niezwykłych dokonań, Maryla Rodowicz w historii polskiej kultury już za życia zajęła takie miejsce, jak niegdyś w operze Wanda Wermińska, w operetce Wanda Polańska, w balecie Barbara Bittnerówna, w teatrze Mieczysława Ćwiklińska, w filmie Pola Negri, w poezji Wisława Szymborska, a literaturze na przykład Eliza Orzeszkowa. Teraz powstał o niej film, który się Jej i nam – jak to się teraz mówi – po prostu należał!

                                                                            Sławomir Pietras

*nie lubię obcojęzycznych tytułów, ale lubię Marylę