Przegląd nowości

Helo, Helo, Reginko!

Opublikowano: czwartek, 23, grudzień 2021 10:47

Można na historię opowiedzianą przez Dorotę Masłowską przy pomocy reżysera Marcina Libery spojrzeć racjonalnie i wtedy obraz Warszawy epoki Gierkowskiej wypadnie dosyć przaśnie. Najpierw trzeba wysłuchać okupacyjnych wspomnień rodziców, potem o poszukiwaniach wersalek i szafek w sklepach meblowych, marzeniach o fiacie 126p.

 

Bowie 1

 

Następnie przeżyć wykluczenie młodej bohaterki Reginy (granej gościnnie przez Maję Pankiewicz z Teatru Ludowego) ze Studium Nauczycielskiego, podjąć pracę w księgarni, odrzucić zaloty plantatora pieczarek i zgodzić się na nieśmiałe próby stosunków homoseksualnych. Ale jest też druga, ważniejsza warstwa spektaklu zatytyułowanego Bowie w Warszawie, artystyczno-muzyczna. Tutaj wyraźnie twórcy przedstawienia zdają się wpadać w ekstazę. David Bowie, niedostępne dla większości bożyszcze miłośników rocka, po przypadkowej bytności przejazdem w naszej stolicy, bo panicznie bał się samolotów, kupił w księgarni płytę Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk, a następnie przesłuchał nagrania, zachwycił się pieśnią – kantatą Helokanie skomponowaną przez twórcę tej grupy Stanisława Hadynę.


Autorom spektaklu magiczne wydało się jednak same nazwisko i postać Bowiego, a nie to co Bowie zrobił z utworem Hadyny. Helokanie było tu jednak podane na samym początku w oryginale (z płyty), a grupa na ludowo przebranych panienek robiła tylko karaoke, bo jednak śpiewaczki Śląska były odpowiednio solidnie przygotowywane wokalnie.

 

Bowie 2

 

Ich otwarte, surowo brzmiące głosy były idealnie zestrojone, co wcale nie jest takie proste. Helokanie miało znamionować nawoływanie się pasterek w górach i wykorzystywać efekt echa. Kantata Hadyny nie była cytatem z ludowej śląskiej pieśni, ale twórczą aranżacją, artystycznym opracowaniem chóralnym prostego motywu. Dziś ten styl muzycznej narracji jest traktowany wyłącznie jako „cepeliada” albo inny „odpał i obciach”.

 

Bowie 3

 

Utworu Hadyny użyto więc świadomie jako „kontrastu” dla granej na żywo produkcji grupy rockowej Błoto. Bowie jednak przed wielu laty uznał, że to „coś” pełne szorstkich niemal burdonowych harmonii może go zainspirować. Efekt znalazł się w utworze Warszawa. Nie jest to plagiat, ale parafraza Helokania, wykorzystująca elektronicznie i instrumentalnie linie poszczególnych głosów śląskiego chóru i solistek. Utwór zachowywał i powtórzył nawet glissandowe fragmenty motywu. Po instrumentalnym wstępie pojawia się część wokalna z jakimś egzotycznym, wymyślonym pewnie przez Bowiego tekstem.


W kantacie Hadyny była jakaś szeroka przestrzeń muzyczna, oddech i blask, w rockowej przeróbce są jedynie niektóre motywy, ale nastrój jest opresyjny, ciemny i nieprzyjazny, bo pewnie wokaliście o to chodziło. Stanisław Hadyna pozostawił w naszej przestrzeni akustycznej jakiś ślad dźwiękowy, dzięki uporczywym emisjom w radiu trafił pod strzechy (w czym przypomina Moniuszkę).

 

Bowie 4

 

Bowiego w radiu wtedy nie było, pojawił się z dużej odległości później. Ale to tylko dygresja, bo spektakl do przeróbki Hadyny nie nawiązuje. Wszystko natomiast tutaj pod koniec ogromnieje – wzmacniacze zostają podkręcone na maksa, na scenę wychodzą ogromniaste pieczarki i mamy głośny, czado-finał. Już bez Hadyny, bez obsesyjnych doniesień o kolejnych ofiarach dusiciela z Mokotowa, bez milicji obywatelskiej i dyskusji literackich. Unosimy się mentalnie, emocjonalnie, duchowo. Kończymy w rockowym Niebie, czyli w … Błocie.  

 

Bowie 5

 

Zespół tak sam opisuje swoją specyfikę: lubuje się w brutalnych hip-hopowych groovach. Jest to muzyka brudna i bezkompromisowa, której siła leży w bębnach i basie. W pewnym sensie również radykalna. Oddaje klimat czasów w których powstawała. Czasów wyraźnych podziałów społecznych, mowy nienawiści, rosnącego nacjonalizmu, brutalności policji, nepotyzmu, układów politycznych i rozmontowywania struktur państwa prawa. To wszystko dzieje się na naszych oczach. Następuje erozja naszej gleby. Na tym tle Helokanie Hadyny brzmi jak sen. I ważne – tego snu autorka dramatu Bowie w Warszawie sama nie prześniła. Jest na to za młoda, choć okres jej młodości i świeżości literackiej już minął.

                                                                         Joanna Tumiłowicz