Istnieje anegdota, że Mendelssohn dysponował w swoim gabinecie niemiłosiernie rozstrojonym fortepianem. Pytania zaskoczonych gości, dlaczego syna bogatego bankiera i wziętego kompozytora nie stać na odpowiedni instrument i stroiciela, zwykł kwitować, iż, jeśli na tym fortepianie nowy utwór brzmi zachęcająco, to ma rękojmię jakie wrażenie wywoła, gdy zagrany zostanie na doskonałym instrumencie koncertowym.
Na rozstrojone, ale pianina, komponuje Zygmunt Krauze, który właśnie obchodzi sześćdziesięciolecie pracy twórczej. Z tej okazji 16 grudnia zorganizowano okolicznościowy koncert w warszawskim Studiu im. Witolda Lutosławskiego. Na koniec zaprezentowano kompozycję One Piano Eight Hands na rozstrojone właśnie pianino i osiem rąk. Należy ona do nurtu rozpowszechnionego w drugiej połowie ubiegłego stulecia, a zainicjowanego przez Maurizio Kagela teatru instrumentalnego. Polegał on na dramatycznym ogrywaniu przez muzyka kontaktu z instrumentem.
Czworo wykonawców: Kompozytor, Emilia Sitarz i Bartłomiej Wąsik z Lutosławski Piano Duo oraz Szymon Krzeszowiec, prymariusz Kwartetu Śląskiego, tym razem w nietypowej dla siebie roli, pojawiło się w ciepłych, zimowych ubraniach, by naprzód organoleptycznie rozpoznawać pianino, zanim zasiądą do jego klawiatury. Pod względem brzmieniowym wspomniany zabieg rozstrojenia daje efekty podobne do uzyskiwanych na drodze preparacji.
Zresztą w licznych utworach Zygmunt Krauze z upodobaniem sięga po nietypowe instrumenty: ludowe lub mechaniczne (Fête galante et pastorale), wykorzystując w powstających z ich udziałem kolażach muzykę etniczną (Folk Music). Pojawienie się Kompozytora bezpośrednio na estradzie przypomniało o jeszcze jednej dziedzinie jego aktywności. A mianowicie jako pianista założył Warsztat Muzyczny (kwartet o nietypowym składzie, albowiem złożony z wiolonczelisty, klarnecisty i puzonisty), zespół specjalizujący się w interpretacji muzyki współczesnej, dla którego pisali najwybitniejsi twórcy polscy i zagraniczni.
Wciąż pamiętam brawurowe wykonanie sprzed lat dedykowanego mu Swinging music Kazimierza Serockiego, przewrotnego, postmodernistycznego, ante litteram, dialogu z jazzem. Przede wszystkim jednak artysta stworzył własną odmianę muzycznego minimalizmu, przenosząc na grunt dźwiękowy teorie malarskie Władysława Strzemińskiego wraz z ukutym przezeń pojęciem unizmu.
Wyrazem tego jest zredukowany przebieg muzyczny, w którym punkt ciężkości przesunięty zostaje na samą aurę brzmieniową, jej trwanie, a nie rozwój. Tego rodzaju podejście do materii muzycznej reprezentuje III Kwartet smyczkowy, zagrany na omawianym koncercie przez Kwartet Śląski. Muszę przyznać, że długo nie odnajdywałem się w tym świecie muzycznym. Do twórczości Krauzego przekonałem się dopiero za sprawą jego Pułapki, opartej na technice repetytywnej opery o Franzu Kafce według sztuki Tadeusza Różewicza. Punktem kulminacyjnym wczorajszego wieczoru było prawykonanie Trenu pamięci Krzysztofa Pendereckiego, skomponowanego w pierwszym odruchu na wiadomość o jego śmierci.
Ramy utworu wyznaczają ustępy przeznaczone na dwa fortepiany, okalające ogniwo z udziałem smyczków. Zamykają zaś spazmatyczne dźwięki fortepianów w wysokim rejestrze. Jest to prawdopodobnie pierwszy przypadek w twórczości Krauzego (poza operami), w którym emocje do tego stopnia dochodzą do głosu. Po wybrzmieniu kompozycji autor podarował jej manuskrypt wdowie po adresacie dedykacji. W pierwszej części Lutosławski Piano Duo wykonało utwory utrzymane w estetyce bliskiej Jubilatowi.
A więc odznaczających się wrażliwością na jakości dźwiękowe, co wyróżnia szczególnie cenioną przezeń francuską tradycję muzyczną – stąd sięgnięcie po Suitę na dwa fortepiany „W bieli i czerni“ (En blanc et noir) Claude’a Debussyego, której tytuł odnosi się zarówno do barwy klawiszy, jak i kontrastów natury kolorystycznej.
Ponadto zabrzmiały dwie kompozycje Tomasza Sikorskiego, przyjaciela i prekursora minimalizmu w muzyce polskiej (emblematyczny utwór Droga donikąd), zarazem syna Kazimierza Sikorskiego, u którego Krauze studiował. Emilia Sitarz i Bartłomiej Wąsik wykonali Muzykę nasłuchiwania oraz Diafonię, charakteryzujące się ascezą materiału tematycznego, a rozwój w rudymentarnej postaci polega jedynie na wykonywaniu go w różnych tempach przez poszczególnych muzyków. Moim zdaniem zabrakło jeszcze jednego patrona poszukiwań obydwu twórców, a mianowicie Charlesa Ivesa, odwołującego się zarówno do efektów kolażowych (Trzy miejsca w Nowej Anglii), jak i powolnego, ledwo zauważalnego rozwoju muzycznego (Pytanie bez odpowiedzi).
Lesław Czapliński