Dwa projekty Marcina Osiowskiego, malarza, grafika, publicysty wypełniły salon MYSIA 3 na III piętrze. To nie jest flaga była kolekcją obrazów wykorzystujących dwa podstawowe kolory, biały i czerwony i skojarzenia z naszymi barwami narodowymi były całkiem oczywiste.
Tym bardziej, że autor nadał wystawie przewrotny tytuł, aby nie było, że chce jakoś uszczknąć godności i majestatowi prawdziwej flagi. Na kilku obrazach pojawia się hasło niemieckiego żołdactwa „Gott mit Uns”, co wymagało od autora pewnego komentarza. Nie, żeby owo hasło łączyło się jakoś z polskością, ale wręcz przeciwnie. Podobnie jest z fragmentami swastyki, która też się wkrada w ową biało-czerwoną przestrzeń zamkniętą ramami obrazu. Drugi projekt o nazwie ONI miał charakter instalacji złożonej z twarzy ludzi, których autor nie zaliczyłby do kategorii MY.
Zdjęcia twarzy znanych polityków, a także osób duchownych maksymalnie przybliżone prezentowały w centrum usta mówiących, ale pomiędzy nimi znajdowało się lustro, aby zwiedzający wystawę mogli się sobie przyjrzeć i być może uznać, że nie różnią się specjalnie od ONYCH. To trochę chwyt w stylu Gogola, który zapytał w Rewizorze: Z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie...
Obie prezentacje sąsiadujące ze sobą na Mysiej 3 zostały obudowane odpowiednimi tekstami poetyckimi i wideo Klaudii Szott i Aleksandra Gustowskiego, zaś kuratorką wystawy była kulturoznawczyni Aleksandra Paszkowska. Podczas wernisażu o sprawach „okołowystawowych" wypowiadali się jeszcze pisarka Katarzyna Grochola i muzyk Mamadou Diouf, dziennikarz i animator kultury. To było bardzo interesujące spotkanie, podczas którego uczestnicy z różnych stron podchodzili do jakże manichejskiego zjawiska MY i ONI. Tak czy inaczej sam wernisaż był okazją poznania sztuki Marcina Osiowskiego, sztuki pytającej o podziały społeczne.
Joanna Tumiłowicz