Dyrektor Maciej Kieres, wspierany przez wspaniałego burmistrza Szczawna, Marka Fedoruka, niewątpliwie melomana, realizuje własną i niezwykle ciekawą wizję tego Festiwalu: wymyśla temat. Tym razem była to „Muzyka rodziny Wieniawskich”. Obok obowiązkowych koncertów skrzypcowych mistrza wykonane zostały utwory jego brata, Józefa Wieniawskiego oraz córki Reginy Wieniawskiej vel Poldowski.
Ponadto oczywiście utwory innych kompozytorów, generalnie z XIX wieku. Na inaugurację otrzymaliśmy prawdziwą ucztę. Świetny skrzypek Mariusz Patyra zagrał brawurowo oba koncerty skrzypcowe Henryka Wieniawskiego: fis-moll op. 14 i d-moll op. 22, co jest rzadkością bo wymaga od wykonawcy nie tylko wyjątkowej wirtuozerii, wytrzymałości fizycznej i psychicznej, ale także umiejętności ukazania różnic stylistycznych między „młodzieńczym” i „dojrzałym” utworem mistrza. Wieczór uzupełniły: uwertura z opery Paria Stanisława Moniuszki i tańce z Krakowiaków i Górali Jana Stefaniego.
Grała bardzo dobrze Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Zielonogórskiej pod dyrekcją Czesława Grabowskiego. A słowo wiążące Marka Dyżewskiego zasługuje na najwyższy podziw, bo ujmowało zarówno głębią myśli jak wyrafinowaniem fraz polszczyzny. To właściwie były krótkie eseje, piękne jak sama muzyka. Koncert fortepianowy g-moll op. 20 brata Henryka, czyli Józefa Wieniawskiego, wykonany został w ostatnim dniu Festiwalu. Jak większość słuchaczy po raz pierwszy spotkałem się z tym utworem i byłem oczarowany jego bogactwem inwencji melodycznej oraz wyrazistością stylu.
Przed pianistą stawia wyjątkowe trudności techniczne i ponoć m.in. dlatego prawie nie jest wykonywany. Beata Bilińska zagrała olśniewająco. Wieczór uzupełniły: Uwertura g-moll Antona Brucknera oraz III Symfonia D-dur op. 33 Aleksandra Głazunowa. Tu ciekawostka – anegdota – żeby nie było to tylko sprawozdanie, lecz także pewna refleksja. Zapowiadał mistrz: Marek Dyżewski.
Pięknie i ciekawie opowiedział o Brucknerze i Józefie Wieniawskim oraz o jego koncercie. Przed symfonią Aleksandra Głazunowa wyszedł spokojnie na scenę i nie rozpoczął, lecz odwrócił się na moment w kierunku orkiestry z wyraźnym gestem uspokojenia. Niesforni i niezborni muzycy po prostu sobie gaworzyli o przysłowiowej „dupie Maryni”, nie biorąc pod uwagę, że zapowiedź koncertu, szczególnie w wykonaniu kogoś takiego jak Marek Dyżewski, to też integralna część wydarzenia. Gdy rozpoczął, usłyszeliśmy ze zdumieniem, że ze swadą opowiada o kolejnych symfoniach Aleksandra…..Borodina. Ten bywalec sceny został tak wyprowadzony z równowagi, że zapomniał na dłuższą chwilę, o czym ma mówić. Oczywiście wkrótce się odnalazł.
Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze grała mniej więcej tak jak się zachowywała. Dyrygował niezbornie Szymon Makowski, dzięki któremu symfonia Głazunowa wydała się utworem wyjątkowo mdłym (chociaż Uwertura Brucknera, wyrażnie lepiej wyćwiczona, zabrzmiała imponująco), a akompaniament do koncertu Józefa Wieniawskiego przyjmuję na wiarę, że był prawidłowy.
Córka Henryka Wieniawskiego Regina Wieniawska, sygnująca swoje utwory zwykle nazwiskiem Poldowski, była niezwykle ciekawą postacią. Przyjażniła się z muzykami, poetami i malarzami przełomu XIX i XX wieku (impresjoniści, symboliści etc.) Jej muzyka jest subtelna i niezwykle wyrafinowana. Usłyszeliśmy pieśni w wykonaniu Katarzyny Haras (przy fortepianie Katarzyna Neugebauer) oraz utwory kameralne na skrzypce i fortepian w interpretacji świetnej pary: Julita Przybylska-Nowak i Jarosław Pietrzak, tworzącej „Art Chamber Duo”. Ten koncert miałem zaszczyt zapowiadać. Festiwal krótki, ale bogaty, ciekawy i pełen emocji.
Piotr Nędzyński