Przegląd nowości

Chopin zdekonstruowany - Kyōhei Sorita w Filharmonii Krakowskiej

Opublikowano: wtorek, 09, listopad 2021 19:56

Niektórzy pewnie pamiętają jak pomstowałem na konkurs chopinowski, który do szczętu ogołocił i wyjałowił polski krajobraz kulturalno-artystyczny. Poddałem się jednak przy finałach i posłuchałem z nich transmisji. Szczególne wrażenie dojrzałością swych interpretacji wywarł na mnie Kyōhei Sorita. Upatrywałem w nim nawet zwycięzcę, ale druga nagroda bynajmniej nie rozmijała się z moimi odczuciami, a ponadto należało uwzględnić całość konkursowych zmagań, z którymi wszakże nie miałem okazji się zapoznać.

 

Filharmonia Krakowska 107

 

Stąd z satysfakcją odnotowałem wiadomość, że to on właśnie spośród laureatów da recital w Filharmonii Krakowskiej w niedzielę 7 listopada o nietypowej, popołudniowej porze. Podróż Sority poprzez muzykę Fryderyka Chopina była tyleż fascynująca i pasjonująca pod względem oryginalności i nowatostwa niektórych odczytań, ileż kontrowersyjna i irytująca, gdy pewien manieryzm wykonawczy brał nadmiernie górę. 

 

Filharmonia Krakowska 108

 

Mazurek H-dur z op. 56, a zwłaszcza wstęp do niego, zagrany zamglonym dźwiękiem, sprawiał wrażenie jakby Chopinowi dane było dożyć w Paryżu czasów Debussyego i muzycznego impresjonizmu. Z kolei Mazurek C-dur zabrzmiał jakby jego autor wrócił do Warszawy, ale już Szymanowskiego, skoro wyostrzenie jego konturów nasuwało skojarzenie z ujęciem tego gatunku przez tamtego. Nie jestem zwolennikiem ortodoksji w odniesieniu do historycznej stylowości, a więc mnie to nie przeszkadzało ani nie zgorszyło. Azali w Walcu F-dur op. 34 nr 3 oraz w Rondzie à la Mazur F-dur op. 5 sam dźwięk pozostawiał wiele do życzenia, szczególnie w górnych oktawach, a wykonanie za sprawą licznych allontanandi czyli zwolnień miejscami stało na pograniczu zbytniej dowolności. Ale już w Balladzie F-dur op. 38 budował nastrój za pomocą zróżnicowanego touché, niekiedy zwiewnego, ledwie muskającego klawisze. 


Do tej pory niezbyt ceniłem Andante spianato i Wielkiego Poloneza Es-dur op. 22. I dopiero pod palcami Sority odsłonił on w pełni swoje walory. W powolnym wstępie uderzało bogactwo odcieni agogicznych, a więc w odniesieniu do temp, w polonezie zaś dały znać o sobie imponujące crescenda, choć zarazem pianista nie przesadzał z nadmierną dynamiką. O ile jeszcze pierwsza część recitalu mogła budzić zastrzeżenia i wątpliwości, o tyle druga wyłącznie zachwyt.

 

Filharmonia Krakowska 109

 

Pomysłem Sority na II Sonatę b-moll op. 35 było scalenie jej przebiegu, między innymi za sprawą wydobycia ukrytych zapowiedzi Marsza żałobnego zarówno w Grave, Doppio movimento, a tria z niego w takowym ze Scherza. Samego Marsza nie celebrował, przydając mu nieomal nokturnowego charakteru, szczególnie w triu, zarazem prawie w całości utrzymując go w dynamice piano. 

 

 Filharmonia Krakowska 110

 

W takiej też zagrał finał w tempie Presto, będący w istocie niedługim postludium. Skupionym dźwiękiem i ze znaczną dozą powściągliwości należnej utworowi o genezie religijnej odegrane zostało Largo Es-dur op. posth., będące harmonizacją dawnej wersji hymnu Boże coś Polskę. Na długo natomiast zapamiętam porywający brawurą Polonez As-dur op. 53, ze skradającymi się pochodami lewej ręki w triu oraz imponującym accelerando pod sam koniec. Ostatni raz równie frapujące jego wykonanie słyszałem w przypadku Artura Rubinsteina jako bis na koniec jego ostatniego występu łódzkiego. A potem zaczęła się lawina naddatków. Wzorem dziewiętnastowiecznych wirtuozów Kyōhei Sorita przedstawił prawdopodobnie własną parafrazę Ronda alla turca z Mozartowskiej XI Sonaty KV 331, a zatem jaką postać przybrałby, gdyby skomponowali go inni kompozytorzy.

                                                                 Lesław Czapliński