Dalmatyński kompozytor Franz von Suppé, przez większą część twórczego życia związany z austriacką kulturą muzyczną, kojarzy się przede wszystkim jako autor lżejszej Muzy (zresztą jedna z jego popularniejszych operetek nosi tytuł Lekka kawaleria). Pisał wszakże również utwory religijne, w tym Missa pro defunctis czyli owa Requiem d-moll powstałe w związku ze śmiercią Franza Pokornego, dyrektora Theater an der Wien, wspierającego go u progu kariery. I po to właśnie dzieło sięgnęła Filharmonia Krakowska 29 października w przededniu pierwszolistopadowego Święta Zmarłych.
Obejmuje ono pełny cykl mszalny towarzyszący żałobnym ceremoniom, choć, jak na muzykę, jest bardzo rozbudowane. Jest to wartościowa kompozycja, godna znalezienia dla siebie trwałego miejsca w repertuarze koncertowym. Może nie największego ciężaru gatunkowego, ale zręcznie i pomysłowo napisana, a odznaczająca się znaczną inwencją melodyczną, a przy tym pozbawiona żałobnego patosu i wymykająca się konwencjonalnej retoryce.
Gdy potrzeba przybiera uczone tony, a więc czterokrotnie sięga do sztuki fugi, tyleż imponującej, co nieco schematycznej: podwójnej w Kyrie eleison, a ponadto na słowach Quam olim Abrahæ po Domine Jesu i Hostias oraz w ustępie cum sanctis tuis następującym po Agnus Dei. Do chóru należą ponadto przejmujący lament Domine Jesu, a także Confutatis i Agnus Dei z medytacyjnymi ustępami a cappella. Spośród kwartetu solistów największa rola przypada basowi, który samodzielnie występuje w dwóch numerach: Tuba mirum oraz Hostias. Płynne prowadzenie frazy przez Wojciecha Tabisia, zwłaszcza w kantylenowej natury Hostias, na długo pozostanie w pamięci.
Godny odnotowania jest także pietyzm z jakim artysta odnosi się do łacińskiego tekstu, przywracając jego niemiecką wymowę, tradycyjnie występującą w Polsce, w przeciwieństwie do ostatnio coraz bardziej modnej na włoską modłę. Z kolei na alt przeznaczona jest Lacrimosa, zwyczajowo w muzycznych opracowaniach odznaczająca się największą siłą lirycznego wyrazu. Takim też był wolno płynący śpiew Joanny Święszek-Przeliorz, którego ekspresja wzmocniona została przez niski tembr o ciepłym zabarwieniu.
Pozostałe głosy: sopran (Lidia Sosnowska) i tenor (Tomasz Świerczek) tylko na moment wyodrębniają się z ansambli, które jako całość nie zestrajały się w jednolite brzmienie w zakresie barwy. Interesująca jest instrumentacja: trzy puzony, w tym jeden tenorowy, towarzyszą basowi w Tuba mirum, by powracać jeszcze kilkakrotnie na przestrzeni utworu, a obój tenorowi w Rex tremendæ.
Z kolei przenikliwe dźwięki fletu rozlegają się na wstępie Confutatis, przywołując grozę unicestwienia potępionych. Tremolo smyczków otwiera złowieszczą wizję Sądu Ostatecznego w sekwencji Dies iræ, odznaczającej się na ogół największym dramatyzmem, choć w tym przypadku wszystko pozostaje w granicach dobrego smaku. Wiedeńczyk Sascha Goetzel jest niewątpliwie w pełni predestynowany do poprowadzenia dzieła kompozytora, który związał swoje artystyczne losy z tym miastem. Zadbał ze swej strony o należyte wyważenie proporcji pomiędzy solistami, chórem i orkiestrą, a także nadanie spoistości przebiegowi muzycznemu poprzez utrzymanie dramatycznego napięcia, pomimo podziału na poszczególne ogniwa – muzyczne numery. Nie przesadzał też z nadmiernym ich kontrastowaniem, dzięki czemu całość nabrała jednolitości pod względem wyrazu i klimatu zadumy nad ludzkim przeznaczeniem.
Lesław Czapliński