Przegląd nowości

Weber wrócił do Wrocławia

Opublikowano: środa, 27, październik 2021 16:15

We wspaniałym teatrze operowym we Wrocławiu nie mogło zabraknąć muzyki „jej byłego szefa” Carla Marii von Webera. Wszystko tu pachnie muzyką i historią. Weber był przyrodnim bratem żony największego geniusza opery Wolfganga Amadeusza Mozarta. Szefował Operze Wrocławskiej (gdy jeszcze nie było w tym mieście obecnego okazałego gmachu), ale dzieła Mozarta grano tu jeszcze za życia kompozytora. Najsłynniejsza opera Webera Wolny strzelec (Der Freischütz), miała swą prapremierę dokładnie 200 lat temu w 1821 roku (także we Wrocławiu), a obecny gmach teatru zbudowano 180 lat temu, w 1841 roku.

 

Wolny strzelec 4

 

Szlachecki przydomek von Weber otrzymał za współpracę z niemieckim księciem, który także miał pałac na Dolnym Śląsku, w Pokoju k/ Opola. W operze Wolny strzelec pojawia się zresztą piękny polonez, świadectwo pobytu na Ziemi Śląskiej, która po wielu latach wróciła do Polski. Tych koneksji nie można było pominąć, zwłaszcza, że my tutaj kochamy rocznice. Obecna premiera Wolnego Strzelca w stolicy Dolnego Śląska uwzględniała te wszystkie aspekty, reżyser Cezary Tomaszewski wprowadził na scenę narratora – świetny w tej mówionej roli Edward Kulczyk – który po polsku łączył wydarzenia operowej akcji z „tu i teraz”.

 

Wolny strzelec 1

 

Ba, nawet dyrektorka Opery Wrocławskiej wykorzystała awarię scenicznej zapadni, by nawiązać do początków XIX wieku, kiedy takiego urządzenia „dyrektor Weber” nie mógł używać w wystawianych operach. Pierwsza w historii niemiecka opera romantyczna ma trochę niemodną fabułę, bo dziś nikt się już nie popisuje ilością zastrzelonych jeleni ani zajęcy. Twórcy tego „jubileuszowego przedstawienia” (w tym scenograf Paweł Dobrzycki i autor dosyć tradycyjnych kostiumów w tym z lekka off-owym przedstawieniu) nic sobie jednak z mody nie robili i rzucali na ekran kilka zdjęć myśliwych przy zwłokach jeleni, dzików itd.


Strzelano też do orła, który spadł prosto pod nogi Rafała Bartmińskiego występującego w głównej roli Maksa. Maks to taka trochę ofiara losu wśród społeczności myśliwych, który nie umie celnie strzelać, ale kandyduje do ręki córki leśniczego. I tu spotkało go „szczęście”, bo o mało podczas konkursu nie zastrzelił swej narzeczonej, ale kula trafiła jego przyjaciela (a zapewne także konkurenta), który próbował czarami pokrzyżować matrymonialne plany kolegi.

 

Wolny strzelec 3

 

Ten przyjaciel Kacper (tutaj Jakub Michalski) ma jednak do zaśpiewania bardzo trudną, koloraturową arię basową i poradził sobie nieźle, prawie tak, jak nasz słynny bas Adam Didur na starych nagraniach. Maks (Bartmiński) bił go jednak siłą swego głosu. Wspaniałą ucztę wokalną sprawiła swym głosem narzeczona Agata – w tej roli pochodząca z Pretorii w Afryce Południowej prawdziwa holenderska szlachcianka Johanni van Oostrum. Sopranistka robi światową karierę i na jej drodze pojawiła się właśnie teraz Opera Wrocławska.

 

Wolny strzelec 2

 

Jej powiernicę Anusię bardzo sympatycznie wykreowała także gościnnie występująca Sonia Warzyńska-Dettlaff, głosem tylko trochę mniej szlachetnym (i szlacheckim). Z obsady operowej 24 października wymienić należy jeszcze występującego w kilku rolach – diabła Samiela i pustelnika Arkadiusza Jakusa obdarzonego także pięknym głosem basowym, któremu przydałoby się jeszcze trochę ogłady. Całością przedstawienia kierował doskonale zaprawiony (po sukcesach w operze w Paryżu) Łukasz Borowicz. Orkiestra, także jej skład dęty, grała soczyście, a dodatkowo mogliśmy wysłuchać pięknych solówek wiolonczelowych i altówkowych. Takie przedstawienie godnie reprezentuje Operę Wrocławską na jej 180 jubileusz, a warto dodać, że w kilku poprzednich odsłonach rolę Agaty wykonywała tu rodzima mega-gwiazda Wrocławia – Aleksandra Kurzak. Wielkie brawa.

                                                                             Joanna Tumiłowicz