Przegląd nowości

Portugalsko-polskie granie

Opublikowano: wtorek, 26, październik 2021 21:27

Pierwszy krakowski koncert (23 października) założonej w 1992 roku Miejskiej Orkiestry z Lizbony (Orquestra Metropolitana de Lisboa – w mieście tym działa jeszcze o 30 lat starsza Orkiestra Fundacji Gulbenkian oraz o rok młodsza Portugalska Orkiestra Symfoniczna) w całości wypełniła muzyka polska. Prowadzący go Sebastian Perłowski postawił na wyostrzenie kontrastów zawartych w muzycznej narracji Moniuszkowskiej Bajki, zarówno w odniesieniu do dynamiki, jak i temp, z wyraziście zaznaczonym ritardandem pod jej koniec.

 

Filharmonia Krakowska 91

 

Dzięki temu jej ukryte treści programowe przemówiły z jeszcze większym oddziaływaniem. Na odnotowanie zasługuje ponadto szlachetny dźwięk z jakim portugalscy muzycy zagrali swoje sola: klarnetowe i fletowe. Baryton Wiktor Jankowśky najlepiej odnalazł się w ariach z oper Karola Kurpińskiego i Franciszka Mireckiego. Temu pierwszemu zarzucano, że ulegał włoskim wpływom, ale Jadwiga, królowa polska wolna jest od obcych naleciałości i w znacznym stopniu reprezentuje rodzący się kierunek narodowy. 

 

Filharmonia Krakowska 92

 

Usłyszeliśmy z niej arię Jagiełły z dyskretnym koloryzowaniem linii melodycznej wokalizami w środkowym ustępie. O wiele więcej tego rodzaju efektów (w kadencji kawatyny oraz w popisowej cabaletcie) występuje w utrzymanej w prawdziwie włoskim stylu, a konkretnie Belliniego, arii Arcykapłana z ostatniej, napisanej na dwa lata przed śmiercią opery Franciszka Mireckiego Rymund, książę litewski (1860), w innych źródłach występującej pod tytułem Rymund mnich. Głos ukraińskiego śpiewaka najpełniej otwierał się w dynamice forte, kiedy wraz z mocą nabierał również większego nasycenia barwowego.


Do pewnego stopnia Mireckiemu przypadł tego wieczora honor reprezentowania portugalskiego życia muzycznego, skoro w sezonie 1825/1826 kierował Operą Włoską w Lizbonie, gdzie wystawił skomponowane przez siebie dzieło sceniczne w tym języku I due forzati. Ten urodzony i zmarły w Krakowie kompozytor jest też autorem Symfonii c-moll, zagranej na omawianym koncercie. Najbardziej oryginalna jest druga część, na początku której wyodrębnia się kwartet smyczkowy jako rodzaj concertina, wprowadzającego klimat salonowej muzyki kameralnej, kontrapunktowany na przemian przez grupę dętą, występują w roli przeznaczanej jej w plenerowych serenadach.

 

Filharmonia Krakowska 93

 

Z kolei trio ze scherza przywołuje pospolity motyw taneczny, zapowiadając tego rodzaju interpolacje, zastosowane na szerszą skalę przez Mahlera. Ze swej strony Sebastian Perłowski położył nacisk na romantyczne i monumentalne aspekty tej partytury. Stąd eksponowanie potęgi brzmienia bogatego składu orkiestrowego, w tym blachy. Aliści, zwłaszcza w pierwszej części odbyło się to ze szkodą dla przebiegu muzycznego, gdyż wskutek tego zatarła się czytelność pomiędzy ekspozycją a przetworzeniami.

 

Filharmonia Krakowska 94

 

Drugi krakowski występ Miejskiej Orkiestry z Lizbony poprowadził jej stały dyrygent Pedro Neves. W pierwszej części korzystał z partytur wyświetlanych na tablecie, w drugiej, która należała wyłącznie do niego, zgodnie z dawniejszą tradycją kierował zespołem z pamięci. Tym razem mieliśmy do czynienia w pełni z Karolem Kurpińskim we włoskim stylu. W uwerturze do Dwóch chatek pojawiają się w klarnetach bezpośrednie reminiscencje z Rossiniowskiego Cyrulika sewilskiego, którym polski kompozytor dyrygował na otwarcie nowego gmachu warszawskiego Teatru Wielkiego.


Takie jednak były czasy. Skądinąd, toutes proportions gardées, dużo wcześniej „il caro Sassone” czyli Haendel, podczas rzymskiego pobytu przyswoił sobie zasady włoskich kantat i oratoriów. Z kolei włoskie opery pisał w Londynie, a potem czynili tak Gluck, Mozart czy chorwacki kompozytor narodowy Ivan Zajc w początkowym okresie twórczości. W grze orkiestry przeszkadzała mi jej nadmierna dynamika jak na ten utwór zakrojony stosunkowo na skromną skalę. O prawdziwie belcantowym zacięciu można natomiast mówić w odniesieniu do Koncertu klarnetowego B-dur tego autora.

 

Filharmonia Krakowska 95

 

Quasi wokalna jest sama artykulacja, a figuracje solowego instrumentu wykazują podobieństwa z techniką koloraturową. Nuno Silva dołożył wszelkich starań, by wydobyć całą urodę tej kompozycji. Operował szeroką paletą środków wyrazu, obejmującą wielość odcieni dynamicznych, kontrastowanie przebiegu poprzez dobór zróżnicowanych efektów agogicznych, wreszcie staranne kształtowanie samej frazy w ustępach bardziej lirycznej natury. Z tego niewątpliwie arcydzieła gatunku zachowało się, niestety, wyłącznie Allegro.

 

Filharmonia Krakowska 96

 

Podejmowane są, co prawda, próby uzupełnienia brakujących ogniw w oparciu o inne utwory tego kompozytora (Lento Bitwy pod Możajskiem oraz Polonez Witaj, królu). I to ze strony cudzoziemców, ostatnio Sebastiana Gottschicka. Są to jednak protezy, tak że na razie wolę słuchać tego utworu w zdekompletowanej postaci, w oczekiwaniu na cud odnalezienia w jakimś archiwum kopii partytury lub co najmniej głosów, w oparciu o które można by ją zrekonstruować. W niebogatej literaturze na ten instrument, dzieło Kurpińskiego śmiało może stanąć w jednym rzędzie z kompozycjami Mozarta, Webera, Magnusa Lindgrena czy Marcela Chyrzyńskiego.


Swego rodzaju dopełnieniem cyklu koncertowego było złożone z wolnej części i ronda o trzy lata późniejsze Adagio i Allegro op. 24 Franciszka Mireckiego. Dostarczają one pianiście okazji do wykazania się zarówno umiejętnością nastrojowej gry, jak i techniczną biegłością, choć w tym przypadku opanowanie solowej partii wymaga jeszcze dopracowania. „Łkający motyw” skrzypiec, od którego kompozycja zyskała nazwę Tragicznej, powraca w przetworzonej postaci w triu Menueta i w finale, zapewniając tematyczną spójność IV Symfonii c-moll D. 417 Franza Schuberta.

 

Filharmonia Krakowska 97

 

Szczególną wrażliwością odznaczało się wykonanie Andante z dwukrotnie prawie zamierającym przebiegiem, a także z ustępami z dominacją drzewa, stanowiącego najmocniejszą sekcję lizbońskiej orkiestry, złożoną z wybitnych artystów muzyków, swą grą dostarczających słuchaczom dużej satysfakcji estetycznej.

 

Filharmonia Krakowska 98

 

Żałować jednak należy, że poza zagraną na bis Melodią na smyczki op. 5 dziewiętnastoletniego wówczas Luisa de Freitasa Branco, mało reprezentatywną dla muzyki portugalskiej, nie sięgnięto po utwór o większym ciężarze gatunkowym chociażby tego autora, aczkolwiek w przywołanej miniaturze mógł zaprezentować się z najlepszej strony tym razem kwintet smyczkowy, zwłaszcza pod koniec urzekający dźwiękiem nasyconym i głęboko osadzonym w instrumentach. Było to portugalsko-polskie granie w dosłownym tego słowa znaczeniu nie tylko pod względem repertuarowym, albowiem z powodów pandemicznych nie wszyscy muzycy mogli dojechać (niezaszczepieni) i częściowo musieli ich zastąpić polscy koledzy, a konkretnie trzy koleżanki.

                                                                    Lesław Czapliński