Przegląd nowości

Opera Krakowska „Orfeusz w piekle” Offenbacha

Opublikowano: poniedziałek, 18, październik 2021 17:35

Szampański humor jest w tym przedstawieniu. Zaczyna się dowcipnymi scenkami w trakcie uwertury: trochę zawoalowany, ale ewidentny seks o różnych odcieniach w legendarnym Lasku Bulońskim, będącym symbolem erotyzmu wyuzdanego. Paryż Offenbacha, ale przeniesiony w czasy mniej więcej współczesne. Pojawia się Opinia Publiczna.

 

Orfeusz w piekle 19

 

Na trzecim przedstawieniu, które oglądałem i omawiam,  była to fenomenalna wokalnie i aktorsko Anna Lubańska.  Wyraźnie wystylizowana na Beatę Szydło, chociaż bez broszki (chyba, że nie dowidziałem, bo mam już 73 lata). Nosi szary strój urzędniczki średniego szczebla, jest zasadnicza i prawomyślna. Grubo ciosana, krępa jak manekin kobiety niestandardowych rozmiarów (w rozumieniu domów mody). I jak manekin pozbawiona daru myślenia, pewna siebie jak tylko może być pewna siebie głupota bez cienia własnego zdania, wygrywająca 1 do 27 i  bardzo z tego „sukcesu” zadowolona. Cudo! Brawa dla reżysera.


Tym bardziej, że towarzyszy jej tłum niewiast dokładnie podobnych i podzielających jej „cnotliwe” wyroki (chodzi w końcu o opinię publiczną). Taka jest „Polska właśnie” (cytat chyba z Wyspiańskiego, ale liceum skończyłem bardzo dawno, więc mogę się mylić). Czy to spektakl polityczny? Tak. Chociaż w sposób bardzo zawoalowany. 

 

Orfeusz w piekle 15

 

W każdym razie reżyser (przepraszam, zapomniałem nazwiska, piszę na Majorce i nie zabrałem całego programu tylko kartkę z obsadą, żeby nie dźwigać dodatkowego bagażu) przede wszystkim pozwala nam się bawić. A zabawa jest przednia. Eurydyka jako znudzona i żądna jakichkolwiek przygód erotycznych żona Orfeusza jest w wykonaniu Katarzyny Oleś-Blachy po prostu „do zjedzenia” (przepraszam Kasię za tę refleksję kulinarną). Śpiewa oczywiście znakomicie i cudownie ogrywa swoje walory ciała pięknej kobiety w wieku balzakowskim czyli jak z obrazów Rubensa.

 

Orfeusz w piekle 16

 

A w ostatniej odsłonie - w Piekle Plutona - wokalnie i aktorsko wykonuje kuplety Eurydyki jak wielka diwa operowa. Rewelacyjny był Grzegorz Szostak w roli Jowisza-Jupitera. Zabawny scenicznie, ale nie przerysowany i dobrze śpiewający. Rozśmieszał publiczność zachwycająco. Jako ewentualna parodia Prezesa (w oryginale Offenbacha chodziło o Napoleona III, który - jak wiadomo - źle skończył) był jednak zbyt ciepły i jowialny, bez cienia właściwej Jarosławowi Małemu zawiści, złości, poczucia wrodzonej krzywdy i tępej małostkowości. Wszystkie role obsadzone zostały znakomicie.


Brawurowa jest Monika Korybalska jako Wenus - piszę o niej jako jednej z pierwszych, bo chociaż to nie najważniejsza w tej operetce partia, to jej głos i perfekcja produkcji wokalnej oraz sceniczna obecność predestynują, moim zdaniem,  do wielkiej kariery. Dwa świetne tenory i dwie ciekawie skonstruowane (oraz zaśpiewane) role: Adam Sobierajski jako demoniczny Arysteusz-Pluton oraz Dominik Sutowicz jako nieco safandułowaty Orfeusz.

 

Orfeusz w piekle 17

 

Kupidyn (Cupidon) Pauli Maciołek to dla mnie odkrycie młodziutkiej i bardzo utalentowanej śpiewaczki. Wymienię już tylko pozostałych: zabawny Łukasz Ratajczak jako Merkury, komicznie zasępiona (słusznie - wobec zdrad Jowisza) Junona czyli Karin Wiktor-Kałucka, przemyślnie przerysowany dzięki kostiumowi  i naturalnej vis comica Michał Kutnik jako John Styx, posągowa Minerwa Magdaleny Barylak, nieco (celowo) prymitywny Mars Sebastiana Marszałowicza i urocza Diana Agnieszki Kuk, której kuplety na temat smętnego losu pięknego kochanka Akteona, zamienionego w jelenia, pozostają we wdzięcznej pamięci. 

 

Orfeusz w piekle 18

 

Absolutnie brawurowe są wszystkie sceny zbiorowe, świetnie utanecznione, na czele z Rondem Przemian w finale I aktu i oczywiście z rewelacyjnym Kankanem w akcie II. Scenografia jest bogata i wykorzystuje zgrabnie projekcje obrazów w tle. Przepyszne kostiumy! Dyrygował Tomasz Tokarczyk z właściwym sobie wdziękiem, werwą i wyczuciem stylu. Bawiłem się świetnie i jak sądzę reszta widzów także, czego dowodziła stojąca owacja.

                                                                                 Piotr Nędzyński