Przegląd nowości

Zbyt skromny akcent chorwacki albo Niewykorzystana okazja

Opublikowano: środa, 13, październik 2021 19:50

Niestety, ograniczony jedynie do krótkiego i niezbyt reprezentatywnego utworu Blagoje Bersy pod tytułem Idylli op. 25b. Jest to właściwie nastrojowe intermezzo z prowadzącym narrację kwintetem smyczkowym, na tle którego linii melodycznej rozbrzmiewają figuracje fletu oraz innych instrumentów dętych drewnianych.

 

Filharmonia Krakowska 71

 

Prowadzący tego wieczora (9 października) krakowskich filharmoników Mladen Tarbuk momentami starał się wydobyć pewne pokrewieństwo frazy z Adagiami Gustava Mahlera. Pozycja autora Idylli w muzyce chorwackiej wynika przede wszystkim z jego twórczości operowej o znamionach werystycznych (poświęciłem jej miejsce w swoim szkicu Lisinski i Zajc: Podwójna tożsamość twórców chorwackiej opery narodowej, Muzyka21 nr 6 z 2007 roku). 

 

Filharmonia Krakowska 72

 

To rozgrywający się wśród robotników Ogień, w trzecim akcie którego pojawia się utrzymana w stylu futurystycznym muzyka maszyn (po ustępie ilustrującym realia dźwiękowe pracowni krawieckiej w Luizie Gustave’a Charpentiera, a przed Odlewnią stali Aleksandra Mosołowa), oraz oparty na Kaloszach szczęścia Hansa Christiana Andersena Szewc z Delft, zawierający akt rozgrywający się w piekle, wykazujący zbieżności fabularne i muzyczne z analogicznym ogniwem z Kasi i diabła Antonína Dvořáka. Szkoda że nie skorzystano z obecności chorwackich gości i nie wykazano większej odwagi repertuarowej, by szerzej zaprezentować muzykę tego kraju.


Można było na przykład sięgnąć po polonicum i wykonać Uwerturę, polonez i mazur z Dam i huzarów Ivana Zajca (u którego Bersa studiował) według komedii Aleksandra Fredry. A młoda pianistka Mia Pećnik mogła zaprezentować Koncert fortepianowy g-moll op. 33 lub Fantazję koncertową d-moll op. 48, Dory Pajačević, jednej z pierwszych w ogóle kompozytorek, jeśli posiada je w swoim repertuarze, zamiast osłuchanego II Koncertu fortepianowego f-moll op. 21 Fryderyka Chopina?

 

Filharmonia Krakowska 70

 

Z rodakiem Ivonem Pogoreliciem zdaje się łączyć ją skłonność do znacznej dowolności agogicznej, polegającej między innymi na wprowadzaniu do przebiegu muzycznego nieoczekiwanych pauz. Do pewnego stopnia sprawdziło się to wraz ze zwiewnym touché w swobodniej ukształtowanej, nastrojowej Romanzy, choć poprzedzające ekspresyjne wejścia fortepianu tremola skrzypiec brzmiały wobec niego zbyt anemicznie. Maniera ta denerwowała natomiast w otwierającym Maestoso.


Poza tym brakowało w nim wyrazistszych crescend dynamicznych, poprzedzających kolejne wejścia orkiestrowego tutti, a szerzej większych kontrastów w tym względzie, wskutek czego gra artystki sprawiała wrażenie nieco jednostajnej. Niespodziewanie spośród ostatnio słuchanych przeze mnie interpretacji Symfonii e-moll op. 7 Odrodzenie Mieczysława Karłowicza (wcześniej niedocenianej, a od czasu nagrania przez Gianandrea Nosedę z kolei przecenianej), a więc José Cury czy Antoniego Wita, ta Mladena Tarbuka okazała się najbardziej interesująca i zajmująca.

 

Filharmonia Krakowska 73

 

A zmierzenie się z jej rozbudowaną formą stanowi nie lada wyzwanie. To typowa partytura późnoromantyczna o gęstej fakturze harmonicznej i bogatej instrumentacji. Mimo że formację kompozytorską zyskał w Berlinie (dzieło to rozpoczął pisać w czasie tamtejszych studiów), to zwłaszcza w dwóch pierwszych częściach dają się uchwycić powinowactwa z muzyką rosyjską.

 

Filharmonia Krakowska 74

 

W pierwszym Allegro przypływy i odpływy napięcia kojarzą się z równolegle powstającą symfoniką o sześć lat od niego starszego Aleksandra Skriabina, w Andante non troppo da się dosłuchać natomiast tematycznych reminiscencji z Piotra Czajkowskiego, które ujawnią się też w dramaturgii finału – poprzedzająca kodę pauza generalna. Bardziej przejrzystemu Scherzu w tempie Vivace chorwacki kapelmistrz przydał potoczystości i brzmieniowej lekkości, natomiast w zamykającym Allegro maestoso cieszyła ucho nasycona soczystość blachy, zarówno w powracającym temacie chorałowym, jak i hymnicznej kodzie.

                                                                        Lesław Czapliński