Przegląd nowości

Co ukraińskie nie jest mi obce

Opublikowano: poniedziałek, 27, wrzesień 2021 07:31

Moja wizyta we Lwowie zbiegła się z 30-tą rocznicą odzyskania niepodległości tego narodu. Dziwne były i są jego losy. Obecnie na ulicach słyszy się o wiele mniej języka rosyjskiego i polskiego. Natomiast język ukraiński nie wolny jest od takich właśnie naleciałości, w dodatku z domieszką niemczyzny z czasów galicyjskich. Odświętnie spacerujących lwowian cechuje elegancja, serdeczność, uroda młodzieży i widoczny optymizm, mimo sytuacji politycznej i ekonomicznej nie do pozazdroszczenia. Przed gmachem Teatru Wielkiego od rana do wieczora na plenerowej estradzie trwają imprezy muzyczne dzięki nagłośnieniu słyszane w całym śródmieściu, którego ulice po odzyskaniu niepodległości zmieniły nazwy najpierw z polskich potem rosyjskich, na ukraińskie. 

Wspaniały polski gmach operowy zbudował przed stu dwudziestu laty poznański architekt Zygmunt Gorgolewski i do dziś trudno usunąć z niego polskie ślady, włącznie z kurtyną Henryka Siemiradzkiego. W jego bogatej historii królowali polscy śpiewacy na czele z Sembrich-Kochańską, Bandrowskim, Korolewicz-Waydową, Myszugą, Oleską, Didurem, Lachowską, Mannem, Zboińską-Ruszkowską, Florjańskim, Dębicką, że pozostanę tylko przy czołowych nazwiskach.

 

Salomea Kruszelnicka – obecna patronka tego Teatru swą operową karierę zawdzięczała Warszawie, gdzie święciła tryumfy na początku ubiegłego stulecia i po latach kariery włoskiej znalazła się w rodzinnym Lwowie, pełna graniczących z nacjonalizmem ukraińskich sentymentów. Trudno się temu dziwić. To społeczeństwo wciśnięte na przemian w dominację polską i rosyjską ciągle poszukiwało – i czyni to do dzisiaj – swej narodowej tożsamości, ukraińskich symboli i rdzennych pierwiastków własnej kultury. Dotyczy to zwłaszcza literatury, poezji, muzyki, a w dziedzinie opery takich tytułów jak: Nokturn, Taras Bulba, Noc Bożego narodzenia, Natalka-Połtawka (Łysenko), Zaporożec za Dunajem (Artemowski), Karmeliuk (Kostenko), Złoty diadem (Latoszyński), Duma czarnomorska (Potocki). Ciągle występujące współcześnie polsko brzmiące nazwiska, ilość polskich grobów na Cmentarzu Łyczakowskim, liczne pomniki kultury, ulice, gmachy, kościoły i tablice przypominające o polskiej przeszłości tej ziemi, powodują tu i ówdzie nacjonalistyczne ciągoty i niechęci.

 

W dniach obchodów 30-lecia odzyskania niepodległości obejrzałem na poranku w lwowskim Teatrze Wielkim Natalię Połtawkę, uroczą śpiewogrę na ukraińskich motywach narodowych z piękną muzyką Mikoły Łysenki.


Przed laty wizytując ten Teatr na zaproszenie ówczesnego dyrektora Lacanicza, oglądając repertuar zauważyłem brak spektakli baletowych. Co u was z tancerzami? – zapytałem – Wsie ubieżały! – oświadczył dyrektor nienaganną ruszczyzną. Obecnie to się zmieniło. Tego samego dnia wieczorem byłem świadkiem przedstawienia Jeziora łabędziego w wykonaniu pierwszorzędnego zespołu baletowego formacji klasycznej, ze znakomitymi solistami i świetnie grającą orkiestrą.

 

Ciągle trudne do rozwikłania są nasze wspólne losy, choćby tylko w dziedzinie muzyki, sztuki operowej i baletowej, jak również piętna polskości w architekturze, malarstwie, brzmieniu nazwisk, oraz ciągłym pielęgnowaniu przez nas bardziej lub mniej widocznych polskich resentymentów mimo, że ten bratni naród święci właśnie trzydziestolecie odzyskania niepodległości. Te resentymenty powinniśmy coraz bardziej chować i otwierać się na kolejne pokolenia przybywających do nas Ukraińców, których talenty i kwalifikacje mogą twórczo uzupełniać nasze zasoby kadrowe. W dziedzinie którą reprezentuję są to świetnie wykształceni muzycy orkiestrowi, cała plejada tancerzy pracujących obecnie na Śląsku, we Wrocławiu, Łodzi, Poznaniu, w Warszawie oraz na muzycznych scenach innych miast polskich. To samo dotyczy solistów śpiewaków: Pavlo Tolstoy, Victoria Vatutina, Stanisław Kuflyuk, Olga Pasiecznik, Andrzej Szkurhan, Galina Kuklina, Wasyl Grocholski, Dymitr Fomenko – to tylko niektóre ukraińskie nazwiska w naszych teatrach. 

 

Związki polsko-ukraińskie nie ominęły również moich przodków. Nasz stryj – wujek Tomek – był przed wojną oficerem w XIII pułku ułanów w Krzemieńcu na Wołyniu. W latach 30-tych moja przyszła matka spędzała tam coroczne wakacje. Poznała wtedy ułana, który nie tylko zawadiacko nosił mundur, ale pięknie śpiewał i chciał się żenić z urodziwą Zagłębianką. Do niczego jednak nie doszło. Pojawił się bowiem mój przyszły ojciec, który rozpędził te zaloty i zakazał wizyt u stryja. W ten sposób pozbawiono mnie szansy bycia utalentowanym Ukraińcem, takim jak na przykład barytony Stanisław Kuflyuk czy Andrzej Szkurhan, albo objawiony niedawno 25-letni zaledwie dyrygent Jarosław Shemet.

 

Trudno. Pozostaje mi więc promowanie związków wybitnych artystów ukraińskich związanych z naszą kulturą i podziwianie tego utalentowanego, coraz bardziej lgnącego do nas narodu.

 

                                                                     Sławomir Pietras