Przegląd nowości

Zespół wespół

Opublikowano: środa, 15, wrzesień 2021 20:32

W pierwszej relacji z przesłuchań konkursowych napisałam, że w kategorii zespołów  kameralnych mamy do czynienia z niewielkimi grupami muzyków, które niekiedy trudno nawet uznać za zespoły kameralne, bo są to duety złożone z solisty i akompaniatora. Oczywiście tutaj także wymagana jest ścisła współpraca artystów, jeden bez drugiego nie może się obyć, choć najczęściej przybiera to formę dyktatu. Solista góruje nad pianistą, narzuca tempo, dynamikę, sposób interpretacji. Trzeba wiele dobrej woli, albo po prostu kapitulacji solisty, aby zdał się na „kierowniczą rolę” swego partnera przy fortepianie. Prędzej mamy do czynienia z pewnym kompromisem – „ja prowadzę w tym miejscu, a ty masz swoją solówkę i wtedy odpowiadasz za swój wycinek utworu”.

 

Kwintofonia

 

Wspomniałam też, że zgłoszone do konkursu zespoły są maksymalnie czteroosobowe, co wydaje się pewnym ograniczeniem, bo znamy kwintety, sekstety, septety, oktety, a nawet nonety i są to nadal zespoły kameralne, nie mówiąc już o kilkunastoosobowych orkiestrach i chórach kameralnych. I zdarzyło się na tegorocznym konkursie, że zagrał zespół trochę większy, pięcioosobowy, kwintet o nazwie Kwintofonia. To był beniaminek, wyjątek i jako taki wymagał wyróżnienia. Powstał bardzo niedawno i składa się z muzyków warszawskich orkiestr, jest więc nowością na rynku muzycznym.

 

Ksiazek Piano Duo

 

Trudno przewidzieć, czy przetrwa w takim składzie, czy nie okaże się efemerydą, choć literatura na klasyczny kwintet dęty jest pokaźna. Ma wszakże wszystkie szanse, aby doskonalić swoje umiejętności w takim gronie „małej orkiestry”. W Rzeszowie sprawił pozytywne wrażenie nie tylko dzięki indywidualnym umiejętnościom flecistki, oboisty, klarnecisty, waltornisty i fagocisty, ale także dzięki wyborowi programu, który wcale nie należał do najłatwiejszych, był ciekawy, ambitny, zróżnicowany, współczesny i oczywiście polski. Każdy z tych przymiotników był jego atutem. Michała Spisaka utwór na taki klasyczny skład od razu zachwycił słuchaczy charakterystyczną, niepowtarzalną barwą tych pięciu instrumentów – czterech drewnianych i jednego blaszanego. W swym charakterze mógł się ocierać stylistycznie z utworami Poulenca, Janaczka, czy Strawińskiego, ale kiedy w końcowej części instrumenty zagrały unisono, odezwało się echo Szostakowicza. Każdy z muzyków miał tu swoje solówki, ale zapamiętałam waltornistę i jej ciekawe figuracje. W pierwszej części Allegro moderato można było sobie wyobrazić, że jest to ilustracja do animowanego filmu ukazującego stawiane kroki na ziemi. Cały utwór był zgodnie ze swoją trzyczęściową formą okazją do ukazania umiejętności przechodzenia z jednego poziomu dynamiki do innego. W Kwintecie na instrumenty dęte Tadeusza Szeligowskiego weszliśmy w nieco inny, może jeszcze bardziej muzycznie złożony świat. Cztery części utworu obrazowały tradycyjną neoklasyczną konstrukcję połączoną z naturą dobrego choć surowego melodysty.


Nostalgiczna część druga była popisem przekazywania tematu intonowanego przez obój fletowi, potem klarnetowi i waltorni. Bardzo dobrą rolę „mocnego basu” wykazywał fagocista. Część trzecia była jakby wstępem do jakiejś opery o duchach w starym zamczysku, gdzie wydają one przeraźliwe jęki z pomocą fagotu i klarnetu, a wszystko jest przerywane ostrzegawczymi interwencjami waltorni. Ostatnia część zgodnie z klasycyzującą konwencją była rozpisana na planie fugi. Cały występ miał jednocześnie pewien aspekt czysto praktyczny, bo pokazywał naocznie ile wysiłku fizycznego trzeba włożyć w uzyskanie dobrego brzmienia na instrumentach dętych i ile znaczy dla całości wykonania dobre przygotowanie i „osuszenie” instrumentów po każdej części utworu.

 

Duet Krasicka-Gajownik:Filek

 

Niedzielną porcję przesłuchań rozpoczął jednak duet fortepianowy Kopiejek & Wołoszczuk, który wybrał sobie atrakcyjny, prawie lekki w odbiorze repertuar, choć to nie oznacza, że był prosty w wykonaniu. Juliusza Zarębskiego Reverie na cztery ręce skłoniło pianistów do umiarkowanego zbliżenia przy klawiaturze. Aby mieć większą przestrzeń do ruchu artyści ustawili długie „ławeczki” w pozycji „pionowej”. Podobnie było z pięcioma Walcami Ignacego Friedmana, muzycznie nieco banalniejszymi od „mazurkowego” Zarębskiego. I wreszcie pianiści się rozdzielili w Divertimento Miłosza Magina na dwa oddzielne fortepiany, także wykorzystujące taneczne rytmy, najpierw typowego krakowiaka, potem kujawiaka i wreszcie finału Presto. 

 

Podorska&Słowikowski

 

Duet Krasicka-Gajownik/Filek wiolonczelowo-fortepianowy zaprezentował pierwszą część ekspresjonistyczno-postromantycznej Sonaty Ludomira Różyckiego i znajdującą się „na przecięciu kultur” trzyczęściową Sonatę wiolonczelową Szymona Laksa. Artystka od razu zaprezentowała piękne tony wiolonczeli, co już mniej się rzucało w oczy w modernistycznej kompozycji – bardzo często wybieranego przez uczestników konkursu – Szymona Laksa. Tutaj natomiast wykorzystywane były inne możliwości solowego instrumentu – pizzicata. W lirycznym Andante, gdy fortepian w akompaniamencie starał się stworzyć wrażenie płynącej i pluszczącej wody aż do momentu, gdy role się zamieniły. Wiolonczela oddała melodię pianiście, a sama zaczęła akordami pizzicato akompaniować. W końcowym Presto pojawiło się coś z rytmów tańca hiszpańskiego, też z pizzicatami oraz świszczącymi dźwiękami, gdy ciągnie się smykiem blisko podstawka. Był to więc pouczający przykład różnych możliwości technicznych instrumentu smyczkowego. Książek Piano Duo był zespołem rodzinnym, choć Agnieszka wcześniej występowała na konkursie w składzie Trio Legend. W programie znalazł się Józef Elsner i Juliusz Zarębski. W pierwszym utworze, mocno „Mozartowskim” początek Adagio przypominał hymn „Boże cara chroni”. W finale pojawiło się jednak Rondeau alla Pollaka (ciekawa pisownia w programie) zagrane z przytupem, ale salonowo. Było to pierwsze wykonanie Elsnera na tym konkursie, które pokazało utwór jako piękną perełkę.


Najwyraźniej była to kiedyś niezbyt trudna pozycja do grania domowego dla par mieszanych. Celem takich utworów było zapewne prócz rozrywki także delikatne zbliżenie wykonawców. Wynalazca „Filharmonii uśmiechu” Waldemar Malicki wręcz optuje za graniem w duetach na cztery ręce tylko lewą ręką, aby prawą móc oprzeć na ramionach partnerki. Dwa utwory w formie mazurków Juliusza Zarębskiego z natury już „młodopolskie” i secesyjne były dla pianistów większym wyzwaniem, tym bardziej, że formę mazurków traktowały dosyć umownie, były bliższe walców, wymagały zastosowania rubata i wykazania się większą muzykalnością. Kwartet smyczkowy Op1 także należy do zespołów bardzo młodych.


Popko:Thieu-Quang

 

Grał tradycyjnie – wszyscy muzycy na siedząco, najpierw II Kwartet Moniuszki. Niby dzieło było wczesne, ale złożone dosyć kunsztownie, z Finałem jakby sceną zbiorową z jakiejś nie powstałej opery komicznej. Prof. Witold Rudziński, kompozytor, ale też wybitny badacz dzieła Moniuszki twierdził, że Kwartety Ojca naszej Opery Narodowej „mogłyby być lepsze” – nie wiadomo jednak, co przez to rozumiał. Są to przecież utwory napisane w doskonale rozpoznawalnym stylu „Moniuszkowskim” zawierającym jego łagodność, czułość, wrażliwość. I nikt tych Kwartetów nie pomyli z Beethovenem. Op1 wykonał też modernistyczny, nowoczesny jak na Miłosza Magina Kwartet smyczkowy, sugerujący naśladownictwo lokomotywy, jak w piosence „Jedzie pociąg z daleka”, w której jednak niekiedy nienasmarowane łożyska piszczą.

 

Slubowska:Slapinski Duo

 

Widać kompozytor potraktował formę kwartetu smyczkowego, podobnie jak wielu innych twórców muzyki, jako poletko doświadczalne dające okazję do różnych prób i eksperymentów muzycznych. Op1 potrafił się skupić na tej muzyce i uczynić ją ciekawą. Zwrócę jeszcze uwagę na cztery zespoły, których słuchałam na platformie You tube. Bardzo muzykalnie wykonującą Suitę polską Szymona Laksa parę Podorska&Słowikowski. Bliską doskonałości znów parę klarnecista-pianista Popko/Thieu-Quang, bardzo dobrze choć mniej nowocześnie, wykonującą już słyszane tutaj Duo Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego. Muzycy, chyba jak i pierwsi korzystali zamiast papierowych nut z elektronicznego czytnika – klarnecista miał do tego jeszcze specjalny pulpit-statyw. W odróżnieniu od wcześniejszego duetu z klarnetem ta para zagrała jednak tylko dwa a nie trzy utwory – Drugim był także już znany Tadeusza Bairda – Dwa kaprysy. Tu klarnecista nie tylko grał, ale nawet tańczył. Sedinum Piano Trio zagrał poważny i trudny utwór – Trio Artura Malawskiego oraz już znany z wcześniejszych kilku wykonań Ludomira Różyckiego – Rapsodię, w której odzywają się czy to cygańskie, czy żydowskie motywy. Pulę zespołów zamknął skrzypcowo-fortepianowy Ślubowska/Słapiński Duo wykorzystująca do swego popisu solidną Sonatę d-moll Józefa Wieniawskiego oraz Szymona Laksa Suitę polską, gdzie nasze ludowe motywy zostały i napisane i zagrane bardzo dobrze.

                                                                      Joanna Tumiłowicz