Przegląd nowości

Szwajcarska krotochwila Donizettiego

Opublikowano: poniedziałek, 23, sierpień 2021 15:16

Poza Vincenzo Bellinim (Lunatyczka), „szwajcarskie” opery innych twórców nie przyniosły im oczekiwanych sukcesów. Pomijając uwerturę, Wilhelm Tell, ostatnie dzieło sceniczne Gioacchino Rossiniego, nie cieszyło się większą popularnością. Podobnie było z Betly Gaetano Donizettiego i Beatą Stanisława Moniuszki (na dodatek zaginęła jej partytura i głosy orkiestrowe).

 

Betly 1

 

W przypadku dwóch ostatnich niewątpliwie przyczyniły się do tego słabości librett, w tym sytuacyjne nielogiczności. Betly na przykład nie rozpoznaje brata. To prawda, że minęło piętnaście lat od ich rozstania, ale on nie ma z tym najmniejszych problemów. W ogóle akcja i postacie grzeszą znacznym schematyzmem.

 

Betly 2

 

Wszystko to dziwi, skoro autorem odległego pierwowzoru był sam Eugène Scribe, mistrz dramatycznych intryg, a kompozytor, w jednej osobie i librecista, zadbał ze swej strony o ich charakterystykę nade wszystko muzycznymi środkami. Płochliwość Betly dochodzi do głosu w lekkich figuracjach i koloraturach, sentymentalna natura jej adoratora Daniela znajduje odzwierciedlenie w szerokich kantylenach, a w pewnym stopniu komiczna figura Maksa w szybkich parlandach (cabaletta z jego arii Ti vedo, ti bacio, terreno natio utrzymana jest w marszowym rytmie, podobnie jak żołnierzom z dowodzonego przezeń oddziału odpowiadają motywy rataplanowe). Kontrastowe zestawienie obydwu męskich protagonistów znajduje najpełniejszy wyraz w ich duecie O la bella immantinente.


W arii Betly In questo semplice, modesto asilo w ornamentyce daje zaś znać o sobie naśladowanie jodłowania, odnoszące się do miejsca akcji, a zarazem przekonać się można ile Offenbach zawdzięczał i zaczerpnął od Donizettiego, chociażby w Pięknej Helenie. Z kolei humor sytuacyjny zaznacza się w duecie Betly i Daniela, kiedy jej koloraturowe „szczebiotanie” wywołuje w kochanku zaznaczone w partyturze ziewnięcia. Niepowodzenie opery być może wynikało także z próby powielenia przez Donizettiego samego siebie z Napoju miłosnego, z którym Betly wykazuje wiele podobieństw sytuacyjnych i muzycznych.

 

Betly 3

 

Krotochwila z tytułu odnosi się przede wszystkim do rozmiarów dzieła, choć, zgodnie z ówczesnymi zasadami, jak przystało na operę komiczną, występują recytatywy secco, również z udziałem chóru, i z akompaniamentem pianoforte i gitary. W ramach estradowego wykonania w Warszawie 20 sierpnia wystąpiło troje młodych solistów (Szwajcarka i dwóch Włochów), dysponujących wartościowymi głosami o szlachetnym brzmieniu, choć może nie w pełni dostawało wirtuozerii na miarę niegdysiejszego belcanta. Jedyne, co można zarzucić interpretacji Marie Lys, to nieco zlewające się w pasażach koloratury we wspomnianej kawatynie, które z czasem, zwłaszcza w finałowej arii Se crudele il cor mostrai nabrały perlistej wyrazistości, natomiast wysokie tony do końca nosiły ślady pewnego wysilenia. Z kolei Francesco Marsiglia jako Daniel unikał w kadencjach sięgania w górę skali. Wspomniane niedostatki dadzą się zapewne usunąć, a ich duetowi Dolce instante inaspettato nie sposób było odmówić wdzięku. Z trojga śpiewaków najbardziej przypadł mi do gustu Vittorio Prato, odtwórca najbardziej złożonej muzycznie postaci Maksa. Godzi się nadmienić, że znacznym polotem odznaczała się w recytatywach secco grająca na pianoforte, która wprowadzała dowcipne puenty sytuacyjne w formie odniesień do Mozartowskiego Wesela Figara, a chęci targnięcia się przez Daniela na własne życie odpowiadało kilka taktów żałobnego marsza. Tym razem Fabio Biondi od skrzypiec poprowadził swoją Europa Galante i Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej, mający o wiele więcej do zaśpiewania, a nawet wykonania drobnych zadań aktorskich, kiedy jego męska część markowała przytupywaniem kroki maszerujących żołnierzy. Tym sposobem przywrócono życie tej nieco zepchniętej na margines partyturze mistrza belcanta. 

                                                                               Lesław Czapliński