Przegląd nowości

Henryk Kuźniak – tym koncertem wchodzę do historii Buska

Opublikowano: środa, 28, lipiec 2021 07:34

Henryk Kuźniak, kompozytor, muzykolog, pedagog. Autor wielu prac z dziedziny muzykologii i twórca muzyki do ponad 150 filmów fabularnych, dokumentalnych i animowanych, m.in. do filmów Vabank, Vabank 2 Seksmisja. Od 1964 roku. był wykładowcą w PWSFTViT w Łodzi.

 

Henryk Kuzniak 2

 

Wykładał również w Europejskiej Akademii Filmowej w Strassburgu (1989) oraz na Uniwersytecie Leonarda Da Vinci w Paryżu (1998). Od 1970 członek Stowarzyszenia Autorów ZAiKS. Jego twórczości poświęcono IX Festiwal Muzyki Filmowej w Łodzi, w 2006 roku. Jest mężem Krystyny, córki wielkiej gwiazdy operowej Krystyny Jamroz, patronki Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego w Busku-Zdroju.


Tegoroczna edycja festiwalu dobiegła końca. Który koncert zrobił na Państwu największe wrażenie?

Henryk Kuźniak: – Zachwyciła mnie niezwykła muzykalność, szlachetność i czystość brzmienia fenomenalnego chóru z Katowic Camerata Silesia. Jego dyrygentka, Anna Szostak, była dla mnie objawieniem. Występ takiego chóru, w takim pięknym kościele, jak kościół św. Brata Alberta, pozostawia niezapomniane przeżycie.

Krystyna Kuźniak: – Mnie zachwycił koncert kantora Baruha Finkelstheina ben Yankel w Świętokrzyskim Sztetlu w Chmielniku.

 

Krystyna Kuzniak

 

W tym roku festiwalowi przybyło w Busku nowe miejsce koncertowe – tężnia solankowa...

H.K.: – Ja się nie znam na tężniach, ale sądząc po pierwszym koncercie, to jest znakomite miejsce na tego typu imprezy. Najważniejsze, że akustyka jest dobra. Mój koncert został zarejestrowany. Akustyk twierdzi, że pod względem technicznym nie ma problemów. Jeśli wszystko będzie w porządku, spróbuję wydać płytę z tego koncertu.


„Cinema boogie”, to był drugi koncert w  buskiej tężni, a pierwszy festiwalowy, tym razem benefisowy koncert z okazji 85. urodzin i 65-lecia pracy artystycznej Henryka Kuźniaka.

 

Baruh Finkelsthtein ben Yankel

 

H.K.: – No cóż, tym koncertem wchodzę do historii Buska. Nie ukrywam, że mam duży sentyment do Kielecczyzny. Mieszkałem w Stopnicy od 1943 roku, u rodziny mojej mamy. Tu ukończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej i często wracałem na wakacje jako dziecko. Zawsze wzruszam się jak widzę te łąki i czuję te zapachy. Dopiero po wojnie wróciłem do rodzinnej Czeladzi. A że od dwudziestu siedmiu lat gościmy z żoną co roku na festiwalu dedykowanym pamięci jej matki, mogę śmiało powiedzieć, że Busko rozwija się na moich oczach. Przez kilka pierwszych lat przyjeżdżaliśmy tylko na rozpoczęcie i zakończenie festiwalu. Warunki noclegowe były wtedy więcej niż skromne: artyści i festiwalowi goście mieszkali w internacie szkoły budowlanej.


Koncerty odbywały się w muszli koncertowej w parku, albo w sanatorium „Marconi”, gdzie drewniane krzesła trzeba było przed koncertem polewać wodą, żeby nie skrzypiały. Dyrektor festiwalu, pianista Artur Jaroń grał na instrumencie klawiszowym, bo nie było wtedy w Busku porządnego fortepianu. Pamiętam też pierwsze koncerty w scenerii rusztowań na budowie kościoła św. Brata Alberta. Jestem pełen uznania dla proboszcza tej parafii, księdza prałata Marka Podymy, za życzliwość dla festiwalowej muzyki, a występowali tu wspaniali artyści, tacy jak Krzysztof Penderecki, który sam dyrygował swoimi kompozycjami i znakomita Sinfonia Varsovia. W ciągu dwudziestu siedmiu lat w Busku powstała impreza, którą możemy się pochwalić w Europie. Dziś na festiwalowe koncerty przyjeżdżają tu światowej sławy artyści, dla których sprowadza się markowe fortepiany. 

 

Mischa Maisky 914-844

 

K.K. – Kiedy przyszło zaproszenie na inaugurację pierwszej edycji festiwalu, nawet do głowy mi nie przyszło, że festiwal tak się rozwinie. Sądziłam, że będzie to uroczystość jednorazowa. Moja mama była znakomitą śpiewaczką, ale przecież były inne gwiazdy, którym nikt nie organizował festiwali. 

 

Penderecki 419-370

 

Który festiwalowy koncert dwudziestu siedmiu edycji najbardziej utkwił Państwu w pamięci?

H.K.: – Izraelskiego wiolonczelisty Mischy Maisky’ego, grającego sonaty Bacha, recitale znakomitego amerykańsko-francuskiego pianisty Eugena Indjića, który kilka razy występował na festiwalu, czy zmarłego w tym roku rosyjskiego pianisty Dmitrija Baszkirowa.

K.K.: – Ja ciągle wspominam przepiękny recital naszej znakomitej śpiewaczki Joanny Woś. Wielkie wrażenie zrobił na mnie skrzypek Mariusz Patyra. Patrząc na niego byłam skłonna uwierzyć, że w tej jego perfekcyjnej grze maczał palce sam diabeł. 


Buski festiwal jest chyba jedynym w naszym kraju, dedykowanym osobie, której rodzina żyje i w nim uczestniczy. 

 

Mariusz Patyra 970-430

 

K.K.: – Cieszę się, że festiwal jest taki właśnie jaki jest, że jest adresowany do szerokiej publiczności. Gdyby był adresowany tylko do miłośników opery, słuchałaby go zapewne garstka ludzi. A w formule proponowanej przez dyrektora Artura Jaronia, każdy może znaleźć coś dla siebie. Taki program promuje nie tylko osobę, której jest dedykowany, ale także miasto i region. Ten festiwal pełni też rolę edukacyjną.

H.K.: – Zauważyliśmy jak bardzo na przestrzeni lat zmieniła się festiwalowa publiczność. W tym roku nikt nie klaskał między częściami utworu, co wcześniej się zdarzało.

 

Eugen Indjic 817-75

 

Dla festiwalu szczęśliwie się złożyło, że mężem córki Krystyny Jamroz jest kompozytor i co kilka lat możemy posłuchać jego muzyki…

K.K.: – Chwilami obawiam się, że jest jej za dużo i ludziom się znudzi…

H.K.: – Cieszy mnie, że okrągłe rocznice moich urodzin są na festiwalu zaznaczane koncertem. W tym roku chciałem, żeby był inny niż poprzednie, stąd aranżacje moich kompozycji na Chopin University Big Band, pod batutą Piotra Kostrzewy. Niektóre utwory były wykonywane po raz pierwszy na estradzie. 

 

Jak Państwo widzą przyszłość festiwalu?

K.K.: – Jesteśmy wdzięczni opatrzności, że festiwal trwa tyle lat. Jego przyszłość związana jest z Arturem Jaroniem. To on tworzy każdą edycję, układa program, zdobywa pieniądze. Jest to żmudna praca trwająca cały rok. A na dodatek Artur jest utalentowanym artystą, który sam też z powodzeniem występuje.


H.K.: – Dostrzegamy też ogromną determinację władz samorządowych Buska, województwa świętokrzyskiego i samego dyrektora Jaronia w organizowaniu festiwalu. Z roku na rok rośnie jego poziom. Mieliśmy na kolejnych festiwalowych edycjach wiele tak znakomitych koncertów, że nie powstydziłaby się ich żadna scena europejska.

 

Kuzniaki Jaron

 

Dyrektor Jaroń zastanawia się nad zmianami w formule festiwalu, które mogłyby przyciągnąć młodzież

H.K.: – Formułę można poszerzać, ale główny nurt powinien pozostać. Trzeba zachować umiar. W ubiegłym roku mieliśmy pewne zachwianie z powodu pani dyrektor Buskiego Samorządowego Centrum Kultury, która próbowała przenieść na festiwal estetykę imprez odpustowych, ale, na szczęście, w tym roku wszystko wróciło do normy. Można zaprosić na festiwal Kamila Bednarka czy Dawida Podsiadło, ale Zenek Martyniuk na pewno nie mieści się w formule.

 

Teznia 2

 

Takim, adresowanym do młodszej publiczności koncertem, był w tym roku występ polskiego skrzypka Janusza Wawrowskiego i argentyńskiego pianisty Jose Gallardo, znakomity pod względem muzycznym (nota bene: pierwszy raz słyszałem dźwięk skrzypiec mistrza Stradivariusa) i wizualnym. Tegoroczny program tak został skonstruowany, że każdy meloman mógł znaleźć coś dla siebie. Była muzyka bluesowa, grał Włodek Pawlik, śpiewała Justyna Steczkowska i grał Strauss Ensemble. A w moim koncercie wystąpił artysta musicalowy Wojtek Stolorz, który nie tylko bardzo dobrze śpiewa, ale jest przystojny i bardzo podoba się paniom. Znakomitym pomysłem była prezentacja młodych artystów startujących w tym roku w konkursie pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie.


Chyba nie ma w Polsce nikogo, kto nie znałby ragtimu z filmu Vabank…

H.K.: – Tu zaszło sprzężenie zwrotne: najpierw film się spodobał widzom, a potem sama ścieżka dźwiękowa zaczęła promować obraz. Muzyka ma szerszy zakres oddziaływania. Można jej posłuchać w radiu i na płytach. Teraz ona ciągnie film. Vabank powstał w 1981 roku.

 

Teznia 3

 

Płyta z muzyką do filmu została wydana dopiero po kilkunastu latach. Cieszę się, że moja muzyka weszła do subkultury. Sam słyszałem, jak grają ją w restauracjach i na podwórkach w Warszawie, Gdańsku, Krakowie. Razem z „Tangiem milonga” i „Felkiem Zdankiewiczem”. Ciepło wspominam polski serial telewizyjny „Parada oszustów”. Jest tam taki utwór „Cest la vie”, wydany potem w Anglii (to nie ja dałem mu zresztą taki tytuł, tylko Anglicy), który krąży po świecie. Wielokrotnie wykorzystywano też moje tango z filmu „Wieczne pretensje” Grzegorza Królikiewicza. 

 

Teznia 4

 

Nie denerwują Pana złe wykonania?

H.K.: – Cieszę się, że moja muzyka poszła w lud. Kilka lat temu wielką przyjemność zrobił mi Jurek Cygan, który ze swoim kwintetem zagrał na festiwalu w Busku-Zdroju moje kompozycje, których już nawet ja nie pamiętałem. Cieszę się, że w tym roku festiwalowa publiczność mogła posłuchać muzyki napisanej do filmów Grzegorza Królikiewicza, Andrzeja Barańskiego, serialu „Na kłopoty Bednarski” i moich piosenek, bardzo ładnie zaśpiewanych przez Wojtka Stolorza.  

–                                                                                  Dziękuję za rozmowę. 

                                                                                    Lidia Zawistowska