Przegląd nowości

Śpiewając niewłasnym głosem

Opublikowano: poniedziałek, 19, lipiec 2021 22:00

Jakub Józef Orliński należy już do kolejnego pokolenia polskich kontratenorów, którym początek dał fenomenalny sopranista Dariusz Paradowski, występujący zarówno w rolach odziedziczonych po kastratach (Sekstus w Juliuszu Cezarze Haendla w Operze Krakowskiej pod dyrekcją Ewy Michnik), jak i w tradycyjnie spodenkowych (Cherubin w Weselu Figara Mozarta w Warszawskiej Operze Kameralnej czy Siebel w Fauście Gounoda w Teatrze Wielkim w Łodzi).

 

Jakub Jozef Orlinski 1

 

Po nim przyszli Piotr Łykowski, Artur Stefanowicz, Jacek Laszczkowski czy Jan Jakub Monowid. Swą sławę i osiągnięcia zawdzięczali swoim talentom i pracy, a nie specjalistom od wizerunku, promocji, marketingu i PR (ale nie Polskiego Radia, lecz jasnego pijara). Kiedyś operowanie tymi rejestrami przez mężczyzn osiągano drogą okrutnego okaleczenia lub poprzez wydobywanie tego rodzaju dźwięków za pomocą sztucznej techniki, a reprezentantów tego rodzaju śpiewu w tym drugim przypadku określano mianem falsetystów.


Kontratenorzy lubią zresztą od czasu do czasu schodzić do naturalnego dla nich, męskiego rejestru barytonowego, co Jakub Józef Orliński uczynił preferowanym przez siebie środkiem ekspresji, puentującym dające się wyodrębnić składowe części wykonywanych numerów muzycznych. Z jego sztuką mieliśmy okazję obcować 17 lipca w ramach koncertu w krakowskim Centrum Kongresowym. 

 

Jakub Jozef Orlinski 4

 

Występ z towarzyszeniem barokowej formacji instrumentalnej il Pomo d’Oro (wbrew wygłaszającemu słowo wstępne nazwa ta nie pochodzi od „pomidora” lecz „złotego jabłka” niezgody, tytułu opery Antonio Cestiego i nawiązuje do owocu rzuconego przez Eris i ostatecznie wręczonego przez Parysa Afrodycie) składał się z operowych arii: lirycznych oraz tych dających okazję do wirtuozowskich popisów. Naturze artysty zdają się bardziej odpowiadać te pierwsze, w których dochodzi do głosu przede wszystkim jego muzykalność.


Szczególnie czarował swoimi możliwościami w tym zakresie w arii Infelice mia costanza z serenady scenicznej Niedoceniona stałość Giovanniego Bononciniego. A więc zróżnicowaniem efektów artykulacyjnych i bogactwem odcieni dynamicznych, a także ściszaniem głosu oraz zwiększaniem jego natężenia w zależności od wymowy tekstu słownego, ściśle za nim podążając zgodnie z zasadami barokowej retoryki.

 

Jakub Jozef Orlinski 2

 

Do drugiej kategorii zaliczyć należy arię tytułowego Heliogabala Kto żartuje z Amora z opery Govanniego Antonia Borettiego poświęconej temu transseksualnemu cezarowi rzymskiemu, a także dorzuconą na drugi bis Agitato da fiere tempeste z drugiego aktu Haendlowskiego Ryszarda I, króla Anglii HWV 23, w której pozwolił sobie na pewną dezynwolturę wykonawczą, dorzucając dodatkowe ozdobniki, a także efekty z lekka parodystyczne uzupełnione o drobne działania sceniczne (pamiętać należy, że uprawia także breakdance).

 

Jakub Jozef Orlinski 3

 

A wcześniej arię Dardana Pena tiranna z towarzyszeniem fagotu z Amadigi di Gaula HWV 11 tego samego kompozytora. Należałoby wszakże skupić się w nich jeszcze nad wyrazistością rysunku melizmatów, którym nie dostaje krągłości i nieco się zlewają ze sobą. Uzupełnieniem były instrumentalne sinfonie, w tym do opery Przeciwniczka miłości uczyniona kochanką Giovanniego Bononciniego z koncertującymi partiami skrzypiec. Na pamiątkę swego występu śpiewak otrzymał od dyrektorki Krakowskiego Biura Festiwalowego Izabeli Helbin-Błaszczyk graficzną podobiznę Krzysztofa Pendereckiego, patrona audytorium, w którym odbywał się koncert.

                                                                            Lesław Czapliński