Przegląd nowości

„Straszny dwór” Moniuszki w Teatrze Wielkim w Poznaniu.

Opublikowano: piątek, 16, lipiec 2021 19:42

Od ponad półtora wieku byliśmy przekonani, że Straszny dwór to opera tak arcypolska, że nieprzekładalna na języki i wrażliwość innych narodów, nawet europejskich. Halka? Być może. Ale w istocie Halka to polska, góralska Butterfly, a Moniuszko przegrywa z Puccinim. Jednak Straszny dwór z banalną fabułą komediową o ślubach kawalerskich zakończonych szczęśliwymi małżeństwami, którego siła leży w zobrazowaniu polskich obyczajów i w staroświecko rozumianym patriotyzmie, martyrologicznym a uduchowionym? Kogo to interesuje? A jednak. A jednak!…, jak zaczynają Hanna i Jadwiga przepiękny kwartet ze Stefanem i Zbigniewem w III akcie.

 

Straszny dwor 4

 

W 2019 roku, Roku Moniuszki (200-lecie urodzin), rozpisano konkurs na inscenizację Strasznego dworu w ramach XI edycji European Opera-Directing Prize. Wygrała Włoszka Ilaria Lanzino. Spektakl ten właśnie z covidovym opóżnieniem przedstawił Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Premiera odbyła się 9.07.2021 nie na własnej scenie, która jest w generalnej renowacji, lecz w Hali Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu.

 

Straszny dwor 5

 

Rewelacja! Nie waham się użyć tego słowa. Włoska młodziutka reżyserka przestudiowała dogłębnie muzykę Moniuszki i tekst Chęcińskiego. I pokazała Straszny dwór na nasze czasy. Po raz pierwszy udało się właśnie tej dziewczynie, europejskiej w każdym calu (Polska wbrew Jarosławowi, czyli I sekretarzowi  KC PZPR, przepraszam – PiS i tzw. Prezesowi prezesów od nepotyzmu, otóż Polska należy do współczesnej Europy) zrealizować spektakl, który nie burzy ani nie narusza materii dzieła twórców, a wręcz z niej się wywodzi i ją rozwija tak jak rozwija się społeczeństwo, do którego utwór jest skierowany. 


My mamy inne problemy niż szlachta początku XVIII wieku, kiedy nominalnie rozgrywa się akcja opery i inne niż XIX-wieczna publiczność polska w kraju zniewolonym przez obce zabory. Na tym właśnie polega moim zdaniem siła tzw. uwspółcześniania, a w istocie nowego odczytania dawnych arcydzieł. Znalezienie pomysłu w materii dzieła, a nie poza nią pod byle jakim pretekstem. Co niestety często się zdarza u nieudolnych a aroganckich reżyserów. Ilaria Lanzino jest ich przeciwieństwem. Nie tylko ma talent, ale też mądrość polegającą w dużej mierze (nie tylko) na pokorze wobec dzieła, które wzięła na warsztat.

 

Straszny dwor 6

 

Wirtuozeria tego przedstawienia zniewala. Zaczyna się tradycyjnie: obóz husarzy (takich oczywiście staropolskich) po przypuszczalnie kolejnej przegranej bitwie. Pancerze, skrzydła. Wszystko rozgrywa się na proscenium. Czyżby był to koncert w kostiumach? Potem widzimy pozostałości dworku Stefana i Zbigniewa jako kompletne ruiny gołych murów. Przybywa Cześnikowa i straszy „strasznym dworem”.

 

Straszny dwor 7

 

Wszystko jak dotąd jest mniej więcej jak zawsze. Ale drugi akt zrywa zasłonę, czyli fizycznie odsłania głębię sceny prostym zabiegiem uniesienia wewnętrznej kurtyny. Przenosimy się do dworu Miecznika. I przenosimy się w czasie. Jesteśmy tutaj, teraz, w Polsce, w Europie. Hanna, Jadwiga i dziewczyny z chóru (Spod igiełek kwiaty rosną) modnie ubrane. Damazego przebierają w suknię kobiecą, bo najwyraźniej lubi się przebierać, a one to akceptują. Uroczy menuetowy duecik z zalotami Damazego do Hanny (Moniuszko tak to napisał) to żart, bo przecież widzimy, że Damazy jest gejem i Hanna też to doskonale wie. 


Wprowadzają, a raczej wwożą, Miecznika na wózku inwalidzkim z opaską na  oczach i z wyleniałymi skrzydłami husarza. Przybywa Cześnikowa jak z innego świata (musiała pokonać co najmniej trzy wieki i nie zmieniła kostiumu), a potem Stefan, Zbigniew, Maciej i cała reszta rodem z XVIII wieku. To bardzo, bardzo straszny dwór śpiewa Skołuba już w III akcie. Doprawdy! Dla mentalności rodem z początku XVIII wieku, sprzed Woltera, Rousseau, Toqueville’a, Washingtona, Napoleona, Darwina, wynalezienia elektryczności i pigułki antykoncepcyjnej to w istocie „straszny dwór”.

 

 Straszny dwor 8

 

Młodzi się oczywiście zakochują. I jak to jest normalne dzisiaj, od razu idą ze sobą do łóżka, co jest subtelnie acz ewidentnie pokazane w III akcie, kiedy Zbigniew z Jadwigą i Stefan z Hanną wychodzą ze swych pokoi po miłosnej nocy. Także Damazy uprawiał seks z młodym kochankiem w zegarze.

 

Straszny dwor 9

 

I dlatego zegar swoimi słodkimi kurantami straszył, ale tylko wystraszył tych, którym się wydaje, że ciągle mamy wiek inkwizycji, omnipotencji wierzeń i zabobonów. Obrazy prababek, które miały straszyć – płoną. Tak spala się, na szczęście, zmurszały świat. W IV akcie niegdysiejsi husarze Stefan i Zbigniew ubrani są już współcześnie. Dojrzeli do swych ukochanych i do nowych czasów, do „strasznego” z saskiej XVIII- wiecznej perspektywy dworu, czyli do XXI wieku. Także Miecznik zrzuca opaskę z oczu, wstaje z wózka inwalidzkiego i błogosławi… trzy pary. 


Córki Hannę ze Stefanem, Jadwigę ze Zbigniewem i Damazego z jego chłopakiem. Jest jeszcze jeden temat: zwycięstwo kobiet i kobiecego punktu widzenia. To one wprowadzają nas w XXI wiek. Teraz mi ktoś powie, że to spektakl polityczny, bo protesty kobiet, obrona konstytucji  to manifest polityczny. Tak! To jest manifest polityczny, ale dlaczego Jarosław Kaczyński i jego durni akolici chcą mnie albo reżyserkę przedstawienia (Włoszkę!) pozbawić prawa do wypowiadania się o polityce?

 

Straszny dwor 10

 

Powiem krótko: Ich miejsce jest w piekle i to w katolickim razem z księżmi-pedofilami. Całość wieńczy oczywiście (zgodnie z tradycją choć wbrew Moniuszce, który umieścił go wcześniej) Mazur. Ale tańczony nie przez szlachtę, lecz chłopów. Bo my wszyscy w Polsce wywodzimy się z chłopów (może z nielicznymi wyjątkami). Taka jest prawda. I młoda Włoszka, zapamiętajcie to nazwisko, bo warto: Ilaria Lanzino, doskonale to wie, albo swoją niezawodną intuicją artystyczną to odczytała.

 

Straszny dwor 11

 

Nie chcę przesadzać, ale ponieważ kocham historię, nieodparcie przychodzi mi na myśl inna Włoszka. Królowa Bona. Też doskonale nas, Polaków, przejrzała. Jakby tego wszystkiego było mało dla sukcesu, muzyczna strona przedstawienia była niemniej wspaniała. I znowu Włoch: dyrygent Marco Guidarini. Precyzja, płynność narracji muzycznej pozwoliły wydobyć z muzyki Moniuszki cały jej czar. I pokazać nie tylko polskie, co oczywiste, ale także włoskie i romantyczne niemieckie (Carl Maria von Weber) oraz francuskie (Auber) korzenie. 


Dyrektorka Teatru Wielkiego w Poznaniu Renata Borowska-Juszczyńska ogłosiła właśnie w popremierowy wieczór, ze Marco Guidarini będzie nowym dyrektorem muzycznym teatru. To mądra decyzja! Śpiewacy spisali się świetnie. Zawsze uważałem i uważam, że są najważniejsi. Bez nich nie ma opery. Na pierwszym miejscu Cześnikowa Anny Lubańskiej. Czarowała przebogatym głosem jak zawsze. A postaciowo była znakomita. Ale to oczywistość.

 

Straszny dwor 12

 

Podobnie jak szlachetnie brzmiący głos Stanislava Kuflyuka w partii Miecznika i znakomita kreacja Damiana Konieczka jako Skołuby. Ale rewelacją wieczoru okazała się Hanna. Moniuszko przewidział dla tej postaci w swojej operze rolę równie istotną jak Stefan. I dał jej niezwykle trudną arię z koloraturami w IV akcie. To odpowiednik arii Stefana z kurantami.

 

Straszny dwor 13

 

Niestety w większości znanych mi produkcji (a było ich wiele) ta aria bywała opuszczana, wyrzucana („vidowana” w dialekcie operowym). Tak naprawdę dlatego, że w partii Hanny obsadzano tzw. „polskie soprany liryczne”, czyli bez góry, bez dołu i bez koloratury. A były na etacie i trzeba je było czymś zatrudnić. Pretekstem było nieuzasadnione niczym, czysto woluntarystyczne zdanie prof. Witolda Rudzińskiego. Uchodzącego przez dziesięciolecia za wyrocznię w sprawach Moniuszki (liczyła się z nim nawet Maria Fołtyn). Twierdził, że to aria nieudana. A bez tej arii partia Hanny praktycznie wokalnie nie istnieje. Dla odmiany włoski autorytet Elvio Giudici, w swojej unikalnej książce „Opera in CD”, omawiając nagrania Strasznego dworu zachwyca się Moniuszką i szczególnie arią Hanny. 


Uważa, że polski kompozytor wykorzystał doświadczenia włoskiej szkoły belcanta (Rossini, Bellini, Donizetti) tworząc własny, niepowtarzalny styl. Tak czy owak, ja uwielbiam arię Hanny. Ruslana Koval to prawdziwe odkrycie. Mocny, bogaty głos o pełnej blasku barwie, ale nie ostry. W typie włoskich sopranów. W arii Hanny zarzuciła nas taką kaskadą precyzyjnych koloratur i do tego taką ekspresją tekstu oraz muzycznej frazy, że dreszcze przechodziły po plecach.

 

Straszny dwor 14

 

Niech jakiś dyrektor czy reżyser spróbuje jeszcze kiedykolwiek pozbawić Hannę jej arii! Policzę się z nim.  Młody tenor Piotr Kalina zdał świetnie egzamin w arcytrudnej i obciążonej tradycją Paprockiego oraz Ochmana partii Stefana. Bardzo dobrzy byli soliści w pozostałych istotnych rolach: Magdalena Wilczyńska-Goś jako Jadwiga (przepięknie zaśpiewana dumka), Rafał Korpik jako Zbigniew i Jaromir Trafankowski jako Maciej.

 

Straszny dwor 15

 

Na szczególne uznanie zasługuje może nietrudna wokalnie, ale odważna i świetnie ukazana rola Damazego-geja w wykonaniu Szymona Rony. Chór kierowany przez Mariusza Otto i orkiestra Teatru Wielkiego jak zawsze. Czyli poziom europejski. Jeszcze słowo o scenografii i kostiumach. Wybitne! Leif-Erik Heine pracował w pełnej symbiozie z reżyserką i sukces przedstawienia to też jego sukces. W sumie… Suma jest oczywista. Oby tak dalej w operowym teatrze i także w teatrze naszego życia. W którym w tej chwili dominują… Ach szkoda czasu na pisanie. Trzeba działać!!!

                                                                                       Piotr Nędzyński