Przegląd nowości

Przerwany lot jaskółki albo Niech żyje Młodość w Operze Śląskiej!

Opublikowano: piątek, 18, czerwiec 2021 16:25

Polskim życiem muzycznym rządzą mody na określone tytuły. Ostatnio przez krajowe sceny muzyczne przetoczyła się istna kawalkada skądinąd mojej ulubionej opery Mozarta Così fan tutte. Opera Śląska zdecydowała się jednak na repertuarową oryginalność i sięgnęła po Jaskółkę (premiera 29 maja 2021), stosunkowo rzadko wystawianą operę komiczną Giacomo Pucciniego, jedyną w jego dorobku. Pod względem fabularnym stanowi ona lżejszą odmianę Verdiowskiej Traviaty skrzyżowanej z Fedorą Umberta Giordano, na którym Puccini wzorował się pod względem dramaturgicznym.

 

La rondine 5

 

Niczym w operetce, za którą Jaskółka uchodzi, mimo że nie ma w niej mówionych dialogów, występują w niej dwie pary kochanków: główna sentymentalna oraz drugoplanowa komiczna. Stąd w obsadzie występują dwa soprany oraz dwóch tenorów. Z kolei drugi akt, podobnie jak w Wesołej wdówce, rozgrywa się w scenerii paryskiego kabaretu, z baletem tańczącym kankana.

 

La rondine 6

 

Po prapremierze Cyganerii Giuseppe Verdi stwierdził, że już nie musi obawiać się o przyszłość włoskiej opery. Ze swej strony Puccini w partii subretki Lisette odwołuje się do parland z Falstaffa mistrza z Busetto. Poza tym w partyturze dają jeszcze znać o sobie reminiscencje z wcześniejszej jego własnej opery – Madama Butterfly. Melodyczne orientalizmy, towarzyszące wróżeniu przez poetę Pruniera z ręki tytułowej bohaterki – Magdy – oraz w trzecim akcie, głównie w zakresie instrumentacji.


Powiew prawdziwie światowej sztuki wokalnej wniósł Andrzej Lampert w partii Ruggera, idealistycznego młodzieńca zakochanego w Magdzie, kobiecie o dwuznacznej reputacji, co przesądzi o niepowodzeniu ich związku i rozstaniu. Przede wszystkim składa się na nią wzorowa, wyrównana emisja, a także brak oznak jakiegokolwiek wysiłku. Już Wagner w związku ze swoimi pobytami we Włoszech zalecał korzystanie z praktyki belcantowej w odniesieniu do swoich dramatów muzycznych.

 

La rondine 7

 

Tym bardziej włoskiemu weryzmowi przysłużyć się może odwołanie do rodzimej tradycji w tym względzie. I właśnie z takim ujęciem mieliśmy do czynienia w przypadku występu Andrzeja Lamperta, który wyniósł tego rodzaju doświadczenie z oper Rossiniego i Donizettiego. Może jedynie doradzałbym stonowanie wibrata pod koniec arii z pierwszego aktu.

 

La rondine 8

 

W przypadku Iwony Sobotki w roli Magdy szczególnie ujmujące było wielokrotne artykułowanie dźwięków pianissimo i dopiero ich stopniowe wzmacnianie dynamiczne, świadczące o muzykalności, choć na początku śpiew momentami niewolny był od pewnej forsowności. To samo można powtórzyć w odniesieniu do Alberta Memetiego w roli Pruniera oraz Eweliny Szybilskiej jako Lisette. O wiele korzystniej prezentowali się w ustępach utrzymanych w dynamice mezzoforte – na przykład w duecie „T’amo” pod koniec aktu pierwszego. Wolny od tych niedostatków, mimo że wymagający sięgania po forte, był kwartet z drugiego aktu.


Wspomniana młodość w tytule odnosiła się głównie do przywołanego Alberta Memetiego oraz ukraińskiego dyrygenta Jarosława Szemeta, który poprowadził przedstawienie ze znacznym nerwem dramatycznym, a przy tym z pełnym uwrażliwieniem na walory instrumentacyjne, choć Mahler, nieprzejednany adwersarz Pucciniego utrzymywał, że w ich czasach zręcznie orkiestrować potrafi byle czeladnik szewski.

 

La rondine 9

 

Inscenizacja Brunona Bergera-Gorskiego podąża za librettem. Niekiedy odwołuje się do dosłownej ilustracyjności, gdy porównuje bohaterkę do tytułowej jaskółki, czemu towarzyszą projekcje obrazów z przelatującym ptakiem wyświetlane na płaszczyznach dekoracji Helge Ullmann, służących zarazem za ekrany. W drugim akcie w ten sposób przywołana zostaje sceneria paryskich przybytków rozrywki, a w trzecim igranie morskich fal, skoro akcja rozgrywa się na Lazurowym Wybrzeżu. Najefektowniej rozegrany zostaje wspomniany drugi akt, z chórem rozstawionym po obydwu stronach balkonu i odgrywającym bachanalia.

 

La rondine 10

 

Za znak dzisiejszych czasów można natomiast uznać uczynienie z tancerza z obnażonym torsem w tle swoistego ornamentu sytuacyjno-dekoracyjnego, przydającego scenie odcienia zmysłowości. Jak przystało na nieszczęśliwy melodramat w zakończeniu mamy do czynienia ze spiętrzeniem gwałtownych reakcji w postaci podcinania sobie żył, a metaforą kresu idealistycznych złudzeń okaże się stający w płomieniach fortepian, którego dźwięki towarzyszyły na początku poetyckiej pochwale romantycznej miłości. Ze wszech miar udane przedstawienie Opery Śląskiej odsłoniło walory niedocenianej partytury Jaskółki, zadając kłam jakoby Puccini nie posiadał wyczucia komizmu.

                                                                           Lesław Czapliński