Przegląd nowości

Uwaga na Rybalchenko ale i na Zamarę

Opublikowano: poniedziałek, 28, czerwiec 2021 06:36

Telewizyjna wersja konkursu „Młody tancerz roku” odwzorowana została z piosenkarskich programów wyłaniających najmłodsze talenty. Podobnie jak tam, jurorzy skompletowani z praktyków i tzw. autorytetów, oceniając poszczególnych uczestników sprawiają wrażenie, że powinni ich wyłącznie chwalić, zachwycać się nimi i prawić im komplementy. Mają bowiem do czynienia z wyselekcjonowanymi już wcześniej młodymi artystami i wydaje się tylko wchodzić w grę skala pozytywów, bo albo nie mają już co krytykować, albo po prostu nie wypada. Jesteśmy więc świadkami afirmatywnych monologów oceniaczy, prześcigających się w chwaleniu i rozpieszczaniu speszonych, choć zadowolonych, przytakujących i dziękujących laureatów.

 

Tak też było w finale konkursu „Młody tancerz roku”, kiedy to obie „panie – autorytety” ględziły niemiłosiernie (Iwona Pasińska – nowa dyrektorka PTT i Aleksandra Dziurosz z Instytutu Muzyki i Tańca), a sytuację ratowały tylko niektóre wypowiedzi Emila Wesołowskiego. Telewizyjną formułę tych konkursów należałoby zmienić i uatrakcyjnić, pomijając wypowiedzi początkujących tancerek, bo ludzie baletu mają więcej do zatańczenia niż do powiedzenia (chyba, że we własnym gronie w teatralnej garderobie). Jak to uczynić – nie powiem, zwłaszcza, że nikt mnie o to nie pyta.

 

Tegorocznym tancerzem roku został zjawiskowy Artem Rybalchenko, od wielu lat zadomowiony z rodziną w Polsce artysta ukraiński, absolwent gdańskiej Szkoły Baletowej, którą po Bronisławie Prądzyńskim - jak widać z sukcesami – kieruje Sławomir Gidel. Z tej samej Szkoły dobrze zaprezentowała się w finale Anna Shmatchenko oraz ubiegłoroczna zwyciężczyni Julia Ciesielska.

 

Bytom reprezentowały Tamiła Dudnik i Julia Bielska, a Warszawę jedyna Barbara Postek. O finalistach z poznańskiej i łódzkiej szkoły ani widu, ani słychu. Udział w tej konkurencji jednego tylko tancerza płci męskiej sugeruje kryzys naboru polskich kandydatów do uprawiania sztuki tańca, a przewaga nazwisk cudzoziemskich świadczy o poważnych zaniedbaniach w poszukiwaniu rodzimych talentów, z których w przeszłości słynęliśmy w całej Europie. Artem Rybalchenko, artysta młody, ale już dorosły, sprawny, urodziwy i doskonale wyszkolony, zapewne już został zaangażowany do Polskiego Baletu Narodowego, albo nastąpi to wkrótce. Dyrektor Krzysztof Pastor lubi przecież cudzoziemców.


Tytułowa „Uwaga” dotyczy również – ale z innych przyczyn – śpiewaczki Dominiki Zamary, czterdziestoletniej fertycznej blondynki, niegdysiejszej wrocławskiej absolwentki z klasy prof. Ewy Werner, ale jak twierdzi – również absolwentki Konserwatorium w Weronie i Mozarteum w Salzburgu (sic!!!) Od kilku lat opowiada ona w mediach – czy ją ktoś pyta, czy nie – że jest światowej sławy śpiewaczką operową. W ostatnim okresie zwróciło się do mnie kilkoro polskich śpiewaków z prawdziwego zdarzenia z prośbą o wyjaśnienie tej sprawy, bowiem nikt z nas o takiej karierze nie słyszał. 

 

Owszem, w rzeszowskiej mutacji Gazety Wyborczej czytamy o jednej z kandydatów na prezydenta tego miasta, że „największy nacisk położyła na kulturę zapowiadając powołanie opery rzeszowskiej… Za to przedsięwzięcie odpowiedzialna ma być Dominika Zamara: To opera przyciąga turystów i wspaniałych artystów. W Rzeszowie mam plan stworzenia prawdziwego teatru operowego, który będę wspierała. Będę próbowała zapraszać artystów z całego świata, wybitnych włoskich tenorów, Polaków. Łączyć kultury. Będę sprowadzała dyrygentów ze Stanów, z La Scali, ze Lwowa. Kultury będą się mieszać, wymieniać i dzięki temu będzie rozwój. Społeczeństwo bez kultury, bez opery nie może funkcjonować. Współpracujemy z Watykanem. Watykan będzie nas wspierał w rozwoju kultury zarówno sakralnej jak i operowej – mówiła Dominika Zamara na rzeszowskim rynku. Zapowiadała co miesiąc światowe premiery muzyki polskiej, rosyjskiej i włoskiej”.

 

Odkładając na bok te bełkoty i niedorzeczności szczerze życzę powołania w Rzeszowie teatru operowego. Proponuję jednak uważać na tę kandydatkę, bo jak dotąd nie zawsze mówi prawdę i zeznaje, jak pijany przy płocie. Debiut w CyganeriiCyruliku sewilskim, La serva padrona, udział we współczesnej operze w Vincenzy czy Padwie, a nawet Donna Elwira w Treviso czy Violetta w Pavii to jeszcze bardzo daleko do jakiejkolwiek światowej sławy. Zaprezentowane na YouTube fragmenty wokalne świadczą, że nie miałaby szansy zostać solistką w którymkolwiek polskim domu operowym, bo śpiewa jak – nie przymierzając – wrona po grypie. 

 

Ale świat jest szeroki, a tupet, elokwencja i beztroskość pani Zamary może nas jeszcze nie raz zaskoczyć. Więc uważajmy…

                                                                  Sławomir Pietras