Przegląd nowości

Wśród przyjaciół Mozarta

Opublikowano: niedziela, 13, czerwiec 2021 19:00

Trudno nie lubić tej muzyki, która wykazuje zawsze wielką śpiewność, finezję i klasę. Szczególnie opery Mozarta dają radość słuchania, ale uznajemy coraz częściej, że ważniejsza jest strona wizualna, efekty teatralne i koncepcja przekazania fabuły libretta. Na szczęście w najnowszej inscenizacji przygotowanej przez Warszawską Operę Kameralną nie zaniedbano strony muzycznej, choć warstwa wizualna została zdecydowanie przeładowana efektami i pomysłami. Na tak małej scenie można dostać oczopląsu, jeśli widzimy żywe działania aktorskie, a obok zmieniające się slajdy i jeszcze wyposażonych w akcesoria basenowe chórzystów.

 

Don Giovanni,WOK 1

 

Gdy tancerki ćwiczą na rurze albo ulegają molestującemu obłapianiu przez jakiegoś obleśnego grubasa i jednocześnie gdy Don Ottavio – Jarosław Bielecki wcina sznycel wiedeński, nie wiemy gdzie skierować wzrok. Reżyser Michał Znaniecki, który wziął na siebie także projektowanie kostiumów dopuścił do głosu jeszcze dwóch konkurujących ze sobą scenografów Rafała Olbińskiego i Luigiego Scoglio.

 

Don Giovanni,WOK 2

 

Wyszedł z tego kalejdoskop rozmaitych działań i kolorów. Na szczęście w kanale orkiestrowym znalazł się mistrz operowy pierwszego gatunku, Maestro Tadeusz Kozłowski, który tak poprowadził orkiestrę starych instrumentów MACV, że zagrali, jakby to była znakomita orkiestra współczesna. Inny pomysł – czy to reżysera, czy dyrygenta, to podawanie wszystkich recytatywów po polsku, w jakimś lekko rymowanym tłumaczeniu. Na fali proponowania wszem i wobec wersji „poinformowanych historycznie i wiernych idei kompozytora” był to wyłom znamienny i w sumie sympatyczny, tym bardziej, że na tablicy promptera też pokazywał się ten sam tekst polski, oraz oczywiście angielski, a nie włoski.


Miała więc premiera Don Giovanniego jakiś urok nowości i szpanu. A że jest to opera wielkoobsadowa można się było rozkoszować dobrymi głosami zaproszonych do Warszawy artystów. Złych głosów nie zaproszono, co miało tę wadę, że na najmniejszej scenie operowej w kraju, a może i w Europie, robiło się tak głośno, jakby śpiewano do mikrofonów. Ekstremum decybeli nadeszło podczas wykonania z chórem radosnego i buntowniczego Viva la liberta!.

 

Don Giovanni,WOK 3

 

W obsadzie drugo-premierowej znaleźli się znakomici wykonawcy – postać tytułową kreował wysoki, przystojny, dobrze zbudowany a jednocześnie szczupły Artur Janda. Jego bas doskonale radził sobie z Mozartowską frazą, gorzej wypadła natomiast scena mordowania Komandora – Grzegorza Szostaka.

 

Don Giovanni,WOK 4

 

Zamiast szpadą Giovanni najpierw walił po głowie metalowym świecznikiem, który natychmiast się rozleciał, a potem dusił serwetą ze stołu. Wszystko to trwało dosyć długo, a krwi jakoś nie było widać. Już sprawniej przebiegała scena zabójstwa w pamiętnej parafrazie Don Giovanniego na scenie Teatru Wielkiego w reżyserii Grzegorza Jarzyny – tam zalotnik walił głową Komandora o brzeg wanny. Bardzo dobre wrażenie sprawił alter ego tytułowego bohatera, czyli Leporello – Adam Zaręba. Głos czysty, brzmiący basowo, do tego duża sprawność aktorska, więc ogromnie go było żal, gdy Donna Elwira przywiązała nieszczęśnika do pionowej rury i zabawiała się brzytwą sugerując, przez dobre pięć minut, że zaraz poderżnie mu gardło. 


Pojedynek głosowy Donny Anny z Donną Elwirą (Gabrieli Gołaszewskiej z Natalią Rubiś) okazał się remisowy, choć tradycyjnie Elwira śpiewana jest bardziej dramatycznie, a Anna – lirycznie. Trzecią amantką , co nie znaczy, że na trzecim miejscu głosowo, okazała się prawdziwie zalotna Zerlina – Aleksandra Borkiewicz. Sprytna wieśniaczka zepchnęła nieco w cień swego narzeczonego Masetta – Dawida Dubeca.

 

Don Giovanni,WOK 5

 

Natomiast Don Ottavio miał swój popis aktorski podczas śpiewania trudnej arii Dalla sua pace la mia dipende, kiedy musiał sobie jeszcze przypiąć klipsy do uszu i pomalować usta szminką. Miny, które przy tym wyczyniał mogły sugerować jego stosunek do oszczędzania na charakteryzatorkach. A swoją drogą życzymy każdemu tenorowi, by z równą swobodą pokonywał spokojne Mozartowskie frazy.

 

Don Giovanni,WOK 6

 

W ujęciu Michała Znanieckiego „wesoły dramat” kończy się jednak smutno. Wszyscy bohaterowie są już starzy i częściowo niedołężni. Nie przewidziano wykonania skomponowanego przez Mozarta optymistycznego finału z happy-endem. Don Giovanni ledwie się porusza i jest wożony na wózku, Donna Elwira zaś wstąpiła do klasztoru, ale piętno erotycznej chuci wciąż ją prześladuje. Na czarnym habicie ma spory jaśniejący krzyż, ale nie jest to naszyta aplikacja, lecz po prostu wycięcie w materiale odsłaniające gołe kobiece ciało, rodzaj perwersyjnego dekoltu. Bluźnierstwa rozpustnika promieniują na jego ofiary. Mozart by się uśmiał.

                                                                    Joanna Tumiłowicz