Przegląd nowości

Kazimierz Kord in memoriam – Dyrygentowi i reżyserowi operowemu

Opublikowano: sobota, 01, maj 2021 15:34

Pewien zawistny krakowski dyrygent małodusznie wypominał bardziej utalentowanemu koledze nieco pospolicie brzmiące pierwotne nazwisko i wówczas się liczące zagraniczne koligacje. O pierwszym nikt już nie pamięta, ten drugi natomiast zajął trwałe miejsce w historii nie tylko polskiej muzyki.

 

Kord Kazimierz 610-19

 

Kazimierz Kord urodził się z górą dziewięćdziesiąt lat temu w Pogórzu na Śląsku Cieszyńskim (Wikipedia, a za nią komunikat Filharmonii Narodowej błędnie lokalizują miejsce urodzenia na Podgórzu, niegdyś odrębnym mieście, obecnie dzielnicy Krakowa). Stąd uczęszczał do katowickiego Liceum Muzycznego choć pierwsze kontakty z muzyką, jak sam wspominał po latach, zawdzięczał miejscowemu organiście, którego z czasem zaczął zastępować w liturgicznych obowiązkach. Studia pianistyczne odbył w Leningradzie u Władimira Nilsena, co sprawiło, że po latach ceniony był w świecie jako interpretator muzyki rosyjskiej.


Pamiętam jego monograficzny koncert z krakowskimi filharmonikami z utworami kompozytorów z tego miasta (m.in. z muzyką baletową Stworzenie świata rówieśnika Andrieja Pietrowa). Dyrygenturę studiował w Krakowie u Artura Malawskiego i Witolda Krzemieńskiego. Przez Jerzego Semkowa zaangażowany został jako chórmistrz do Opery Warszawskiej, gdzie też pod okiem następnego dyrektora – Bohdana Wodiczki – zaczął stawiać pierwsze kroki jako dyrygent. Do legendy przeszła jego dyrekcja w Operze Krakowskiej (wówczas noszącej skromniejsze miano Miejskiego Teatru Muzycznego).

 

Kord Kazimierz 934-436

 

Poprowadził tam polską premierę Don Kichota Jules’a Masseneta, nagranego następnie z udziałem międzynarodowej obsady: Nikoły Giaurowa, Gabriela Bacquier i Regine Crespin. Tam też miała miejsce prapremiera Odprawy posłów greckich Witolda Rudzińskiego. Przywiązywał dużą wagę do kształtu scenicznego wystawianych oper. Zapraszał więc do współpracy wybitnych reżyserów: Tadeusza Kantora (wspomniany Don Kichot), Henryka Tomaszewskiego (Mozartowski Don Juan – bo pod takim, polskim tytułem zagrano to dzieło), Lidię Zamkow (przywołana Odprawa posłów greckich).


W końcu, wzorem Herberta von Karajana, sam zajął się tą dziedziną sztuki, inscenizując: Fausta Charles’a Gounoda (wraz z Józefem Szajną), Hagith Karola Szymanowskiego, Damę pikową Piotra Czajkowskiego i Madama Butterfly Giacomo Pucciniego z Jadwigą Romańską w tytułowej roli, przekazując jednocześnie kierownictwo muzyczne w ręce Romana Mackiewicza. 

 

Kord Kazimierz 736-1053

 

Faust istniał w dwóch wersjach: dla młodzieży oraz dla dorosłych, z przemykającą nago Małgorzatą, w której to scenie śpiewaczkę zastępowała młoda adeptka sztuki aktorskiej (wrażenie było tak nieodparte, że, jak mi opowiadała Ewa Michnik, obecny wraz nią na przedstawieniu jej profesor Zbigniew Chwedczuk był przekonany o identyczności obydwu osób i postanowił następnego dnia postawić na zebraniu Senatu Akademii Muzycznej wniosek o niedopuszczalności pracy z młodzieżą pedagoga publicznie obnażającego się na scenie). Niestety, nie zawsze dysponował odpowiednimi siłami śpiewaczymi na miarę swych ambicji repertuarowych.Pamiętam jak na przedstawieniu Carmen Georges’a Bizeta, będącym pierwszą operą oglądaną przeze mnie na żywo, odtwórczyni tytułowej partii dysponowała licznymi atutami: urodą i temperamentem, a jedynie zbywało jej na nośności głosu.


I w drugim akcie jakby go odzyskała, ale szybko wyszło na jaw, że to Kazimierz Kord już nie zdzierżył, zastępując ją i partnerując przez moment Don Josému od pulpitu dyrygenckiego. Niemniej wspomnieć należy, że to za jego czasów swe pierwsze kroki stawiali na krakowskiej scenie Kazimierz Myrlak i Teresa Gryboś, piękny sopran spinto, której kariera, niestety, zakończyła się przedwcześnie. Pojawili się też: Wiesław Ochman (w Hagith Karola Szymanowskiego), Roman Węgrzyn (w Damie pikowej Piotra Czajkowskiego) i Hanna Rumowska (w Tosce Giacomo Pucciniego), bardzo szybko przejęci przez Warszawę. Do zespołu należeli tacy wybitni wokaliści jak Helena Szubertówna, Jadwiga Romańska, Teresa Wessely, Adam Szybowski i Wincenty Głodek, a do partii Hrabiny w Damie pikowej zaangażował przedwojenną gwiazdę Opery Warszawskiej – Janinę Tisserant-Parzyńską. Doprowadził też do plenerowego wystawienia pod reglami w Zakopanem Moniuszkowskiej Halki.

 

 Kord Kazimierz 66-184

 

Nocy Walpurgii we wspomnianym Fauście usunięta została oryginalna muzyka Gounoda i zastąpiona przez elektroniczny miarowy stukot, stanowiący punkt wyjścia do opracowania nowatorskiego układu choreograficznego, polegającego na zmysłowym obejmowaniu się tancerzy. Dyrektor Kord nie zaniedbywał bowiem powstałego przy Operze baletu, który tworzył właściwie od podstaw, a co zaowocowało niebawem głośnymi premierami: Cudownego mandaryna Beli Bartóka czy Pietruszki Igora Strawińskiego, wystawionej dzięki uzyskaniu specjalnej zgody wydawnictwa, albowiem w tamtych realiach teatru nie stać było na opłatę dewizowych tantiem. A moją Babcię, wychowaną w operowej loży Teatru Wielkiego we Lwowie, w rozczulenie wprawiał widok charakterystycznej do końca życia, kędzierzawej czupryny muzyka, wyłaniającej się z kanału orkiestrowego krakowskiego Teatru im. Słowackiego, w którym mieściła się Scena Operowa bezdomnego Miejskiego Teatru Muzycznego. Zajmując niekiedy miejsce w pierwszym rzędzie miała ochotę pogładzić po niej młodego kapelmistrza w podzięce za udany spektakl. Dość haniebne okoliczności odejścia z krakowskiej dyrekcji (przerwane zostały prace pod jego kierownictwem do premiery Borysa Godunowa Modesta Musorgskiego) sprawiły, iż artysta poprzysiągł, że „noga jego więcej w tym teatrze nie postanie”. I słowa dotrzymał. Stąd pożegnalny koncert odbył się z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie, w ramach którego przedstawił mistrzowską kreację IV Symfonii e-moll „Elegijnej” op. 98 Johannesa Brahmsa. Stało się to zarazem trampoliną do międzynarodowej kariery w wielkim stylu. 


Kazimierz Kord prowadzi zatem przedstawienia w Operze Kopenhaskiej (Lady Makbet mceńskiego powiatu Dmitrija Szostakowicza), londyńskiej Covent Garden (Eugeniusz Oniegin Piotra Czajkowskiego), wreszcie w nowojorskiej Metropolitan Opera (Dama pikowa Piotra Czajkowskiego jako debiut, mimo 39-stopniowej gorączki, Aida Giuseppe Verdiego, Così fan tutte Wolfganga Amadeusa Mozarta i Borys Godunow Modesta Musorgskiego dany pod jego batutą na inaugurację sezonu 1977/1978).

 

Kord Kazimierz 736-1065

 

Do opery powróci na krótko w nowym stuleciu jako dyrektor muzyczny warszawskiego Teatru Wielkiego za pierwszej dyrekcji Mariusza Trelińskiego. Jego działalność dyrygencka nie ograniczała się rzecz jasna do opery. Jeszcze w Krakowie założył orkiestrę kameralną w celu wykonywania repertuaru barokowego. Z nią też nagrał Bastien i Bastienne, operowe intermezzo młodocianego Mozarta. Kolejnym rozdziałem w tym zakresie była dyrekcja Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Katowicach.


Tu dał się poznać jako wytrawny odtwórca muzyki współczesnej, wykonując Złożenie do grobu, pierwszą część nieukończonej jeszcze Jutrzni Krzysztofa Pendereckiego (całość poprowadzi już z zespołami Filharmonii Narodowej). Tego okresu dotyczą też zapisane w Dzienniku wspomnienia Stefana Kisielewskiego o twórczej współpracy z artystą przy nagrywaniu jego kompozycji. Uwieńczeniem kariery stała się dwudziestopięcioletnia dyrekcja Filharmonii Narodowej w Warszawie.

 

Kord Kazimierz 736-1012

 

Wyróżnił się tu jako wykonawca wielkich form wokalno-instrumentalnych, rejestrowanych następnie na płytach. Zainicjował je Haendlowski Mesjasz, po którym nastąpił Judasz Machabeusz tego kompozytora. A także Orfeusz i Eurydyka Christopha Willibalda Glucka z Andrzejem Hiolskim w głównej partii męskiej, Potępienie Fausta Hectora Berlioza z Nicolaem Geddą, Krystyną Szostek-Radkową i Leonardem Andrzejem Mrozem, wreszcie Requiem Giuseppe Verdiego z całą plejadą gwiazd ówczesnej wokalistyki polskiej: Teresą Żylis-Garą, Krystyną Szostek-Radkową, Wiesławem Ochmanem i Leonardem Andrzejem Mrozem.


Wprowadził Filharmonię Narodową w nowe stulecie, również jej istnienia. Może nie wszystkie decyzje repertuarowe były w pełni fortunne jak chociażby zdezawuowanie wartości Symfonii d-moll op. 21 Zygmunta Stojowskiego, danej na inaugurację działalności Filharmonii Warszawskiej, a którą Kazimierz Kord wykluczył z programu rocznicowego koncertu. Do kontrowersyjnych przyjdzie też zaliczyć rolę, jaką odegrał, będąc przewodniczącym Jury X Konkursu Chopinowskiego, kiedy doszło do głośnego sporu z Marthą Argerich o dalszy udział w nim Ivo Pogorelicia, zakończonego demonstracyjnym wycofaniem się argentyńskiej pianistki.

 

Kord Kazimierz 72-887

 

Do bezspornych zasług dla muzyki polskiej uznać należy rejestrację kompletu symfonii Karola Szymanowskiego, łącznie z młodzieńczą i nieukończoną Pierwszą, a także wszystkich symfonii Witolda Lutosławskiego (skądinąd zapamiętałem jak prowadził Drugą w Filharmonii Krakowskiej i w jej trakcie trwał nieprzerwany exodus oburzonych melomanek starej daty, dających upust swojemu sprzeciwowi poprzez głośne trzaskanie podnoszących się siedzeń foteli – nie znano jeszcze wtedy zasad marketingowych, zgodnie z którymi nowoczesne utwory umieszczć należy na początku programu).

                                                                                 Lesław Czapliński