Przegląd nowości

Inspiracje z Kosmosu

Opublikowano: sobota, 20, marzec 2021 21:39

Sześć prawykonań nowych utworów wypełniło finał I Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego im. Mieczysława Karłowicza. Na kanale YouTube Filharmonii Szczecińskiej „cały świat”, czyli w porywach kilkaset osób, mógł wysłuchać na żywo muzykę trzech kompozytorów polskich, oraz jednego Włocha, jednego Hiszpana i jednego Południowego Koreańczyka. Jurorzy pod przewodnictwem kompozytora prof. Marcina Błażewicza musieli wcześniej odrzucić ogromną ilość nadesłanych kompozycji (170 utworów), aby wyłonić garstkę finalistów. Ale i tak koncert finałowy był dosyć długi. Nie wprowadzano ograniczeń wiekowych. Warunkiem uczestnictwa było napisanie utworu na orkiestrę symfoniczną trwającego od 9 do 12 minut.

 

Filharmonia Szczecinska 1

 

Niektórzy z finałowej szóstki przysłali chyba trochę więcej muzyki, albo utwory robiły tylko takie wrażenie, tj. były monotonne i dłużyły się. Na początku dokonano losowania kolejności prezentowanych dzieł orkiestrowych. Ta kolejność była ważna, bo później miało się odbyć głosowanie na najlepszy utwór opatrzony odpowiednim numerem. A właściwie przeprowadzono aż trzy głosowania: jury zaproszonego do konkursu, muzyków orkiestry Filharmonii Szczecińskiej oraz słuchaczy, którzy przysyłali swoje typy SMS-ami albo przez łącza internetowe. Wybory były skrajnie różne. To co nagrodziło jury zostało prawie pominięte w odbiorze publiczności i zespołu orkiestrowego. I odwrotnie. To dobrze, bo każdy z młodych najczęściej twórców mógł mieć choć trochę satysfakcji. A poza tym te decyzje o charakterze wartościującym obnażają poważny problem jakim jest ocena muzyki, której nigdy nie słyszeliśmy, która jest całkiem nowa, nierzadko hermetyczna, trudno przystępna w odbiorze. Kryteria mogą być rozmaite, estetyczne, techniczno-konstrukcyjne, narracyjne, odnoszące się do samej idei kompozycji, inspiracji czy wreszcie jakichś asocjacji, luźnych skojarzeń i przynależności do odpowiedniego nurtu. Z jednej strony wiadomo, że w muzyce praktycznie wszystko już było i bardzo trudno wybić się na jakąś oryginalność, z drugiej mając tak ogromny aparat wykonawczy do dyspozycji kompozytor staje przed pokaźną liczbą pomysłów, którymi można obdzielić wedle uznania poszczególnych muzyków, całe grupy instrumentów wypełniając czas według jakiegoś planu lub wzoru.


Przejdźmy do opisu poszczególnych kompozycji zdając sobie sprawę, że słowa nie są w stanie oddać specyfiki dzieła muzycznego, jego urody, stylu, mogą się jedynie prześliznąć po powierzchni i wyodrębnić co najwyżej zauważalne szczegóły, oczywiście nie wszystkie. Wieczór zaczął się od utworu Polaka Adama Porębskiego zatytułowanego Iluzje. Kompozytor w krótkich słowach zapowiedział tę muzykę zwracając uwagę na kwestię wizualną.

 

Szymon Bywalec

 

To był taki niewinny chwyt parateatralny wykorzystywany niegdyś w spektaklach Bogusława Schaeffera. Muzyk opuszcza smyczek na strunę i spodziewamy się, że instrument zagra, wyda jakiś dźwięk, a dźwięku nie ma. Takie iluzje akustyczno-wizualne pojawiły się na samym początku. Więcej było tu ciszy niż dźwięków – głównie uderzeń w perkusję. Po jakimś czasie pomysł robienia „teatru” instrumentalnego został zarzucony i usłyszeliśmy stojące bloki dźwiękowe, coś jak w utworach Edgara Varese’a, różne glissanda puzonów, wiolonczel, stukanie w pudła rezonansowe i inne nietypowe sposoby intonacji.


Czasem „ryczały krowy”, czasem „trąbiły słonie” albo „gdakały kury”. Bliżej kulminacji Iluzji pojawiły się typowe repetytywne zbitki dźwięków jak u późnego Kilara. Finał był raczej konwencjonalny – trzy wstępujące dźwięki gamy przedzielone pasażem harfy powoli zanikały aż do zupełnego wyciszenia.

 

Filharmonia Szczecinska 2

 

Ogólny wniosek był taki, że do wykonania tej raczej minimalistycznej muzyki nie trzeba było angażować tak ogromnego aparatu orkiestrowego. Kolejna kompozycja Claudio Passilonga – Symphonic Dystopia, była przykładem muzyki skrajnie odmiennej.

 

Filharmonia Szczecinska 3

 

Od samego początku usłyszeliśmy barwy wielkiej orkiestry w całym jej bogactwie brzmieniowym. Można by wyliczać asocjacje i podobieństwa poszczególnych zwrotów czy dźwiękowych kompleksów do Ognistego ptaka Strawińskiego, Morza Debussyego, dzieł Szymanowskiego czy nawet któregoś z poematów symfonicznych Mieczysława Karłowicza. Kompozytor zapowiedział, że jego utwór składa się z dwóch części, po tej pierwszej zdecydowanie impresjonistycznej, zaczęła się druga, jakby pisana przez zupełnie innego twórcę. Ją autor określił terminem „pułapki”. Tutaj bowiem feeria barw orkiestrowych ustąpiła miejsca zagraniom minimalistycznym przerywanym jakby głosami ptaków w wykonaniu fletów. Finał był konwencjonalnym powrotem do stylu początkowego. Trzecią pozycją był utwór Tomasza Szczepanika – Rumori.


Jak sama nazwa wskazuje zawierał on głównie szumy, hałasy, brzęczenia (jakby much) i inny zgiełk, czyli należała do nurtu sonorystycznego. Wysokości dźwięków nie miały tutaj żadnego znaczenia, poszczególne bloki przedzielały gwałtowne interwencje perkusji. W końcu pojawiły się trochę obsesyjnie wstępujące pochody dźwiękowe, charakterystyczne także dla nurtu repetytywnego. Wszystko wydawało się w sumie dosyć spójne wyrazowo, ale jednak nieco nużące. Czwartą kompozycją był koreański Wschód słońca obserwowany ze stojącej na wzgórzu świątyni – tak opisał swe inspiracje Jin Seok Choi autor Sunrise in Hyangil Am.

 

Filharmonia Szczecinska 5

 

W warstwie melodycznej można było się doszukiwać odgłosów Dalekiego Wschodu, ale jednak więcej było w utworze europejskiej kuchni kompozytorskiej – twórca robi doktorat w Manchesterze. Zapowiedział na wstępie dwa muzyczne żywioły – liryczne melodie grane na rożku angielskim i szybkie rytmy – to drugie być może ginęło gdzieś w migotliwym akompaniamencie orkiestrowym. Pewna surowość brzmieniowa poszczególnych fraz muzycznych, np. unisonowe pochody smyczków czy blachy, przypominały orkiestrację utworów Leoša Janáčka. Kompozycja robiła wrażenie przemyślanej i wykazywała dużą sprawność w dobieraniu efektów orkiestrowych. Teraz nadszedł czas na kolejną kompozycję odwołującą się do „sfery niebieskiej”. Chodziło, jak wyjaśnił twórca – Andrzej Szachowski – o jakąś konstelację o nazwie Ślimak w gwiazdozbiorze Wodnika. Tytuł Helix Nebula wymagał więc dodatkowego wytłumaczenia. Zaczęło się wręcz postromantycznie kantylenowym duetem altówki i wiolonczeli. Pojawiły się też elementy klasycznej harmonii i pracy motywicznej, co prawda zredukowanej do czterech wznoszących się dźwięków gamy. Po chwili zauważyliśmy nieco „filmowy marsz” grany na jednym tylko dźwięku, ale w bogatej oprawie orkiestrowej. Tu pojawiło się nieodparte skojarzenie z cyklem Gustava Holsta, zwłaszcza z Marsem. Było to nieco mniej różnicowane narracyjnie. Natomiast utwór kończył się  dosyć konwencjonalną kodą graną dwa razy szybciej, na przemian tutti i piccolo solo. Ostatnia propozycja muzyczna należąca do Tomasa Peire-Serrate, Hiszpana z Barcelony, ale mieszkającego w USA, nosiła znów kosmiczną nazwę Borealis, czyli Zorza polarna.


W odbiorze był to utwór stanowiący jakby kontynuację poprzedniego, nie tylko z uwagi na podniebną inspirację, ale także używane środki, dalekie echa korzystania z harmonii, przynoszących podobne struktury instrumentalne i dźwiękowe. Mniej się tutaj „działo” niż u poprzednika, narracja była bardziej wyrównania, ale nawet pierwsze dźwięki utworu pochodziły z tej samej szkoły.

 

Filharmonia Szczecinska 4

 

Chodzi od dwa tony sekundy małej. U Andrzeja Szachowskiego była to zawodząca sekunda do dołu, zupełnie jak płacz Jurodiwego z opery Borys Godunow Musorgskiego. W Borealisie mieliśmy sekundę małą do góry, co już z płaczem się nie kojarzyło. Były też powtarzające się czterodźwiękowe struktury (gama do dołu), a ogólne skojarzenia z Holstem też można by tu zauważyć. Jaką hierarchię zastosować wobec sześciu przykładów rozwiązania zadania kompozytorskiego?

 

Filharmonia Szczecinska 7

 

Z pewnością inne kryteria w układaniu rankingu zostały użyte przez gremium oficjalnych jurorów, inne natomiast przez słuchaczy, choć tutaj wynik pokrył się z utworem wytypowanym przez muzyków orkiestrowych. Na tej nieoficjalnej liście rankingowej zwyciężył „kosmiczny” Andrzej Szachowski. Głosowało na niego 24 proc. odbiorców słuchających koncertu w Internecie. 20 proc. przypadło kompozycji Claudio Passilongo Symphonic Dystopia, 19 proc. Tomaszowi Szczepanikowi z jego Rumori, 16 proc. otrzymał Tomas Peire-Serrate, 14 proc. Adam Porębski a tylko 7 proc. Wschód słońca nad Buddyjską Świątynią skomponowany przez Jin Seok Choi.


Zupełnie odmiennie ułożyli ranking zaproszeni do konkursu sędziowie, wśród których był m.in. dyrygent koncertu Szymon Bywalec, a także dyrektorka Filharmonii Szczecińskiej Dorota Serwa, czy kompozytor Miłosz Bembinow, wiceprezes ZAiKS-u i pomysłodawca konkursu. Według ich decyzji pierwszą nagrodę i 40 tys. zł otrzymał Tomas Peire-Serrate za Zorzę polarną, druga nagroda przypadła Koreańczykowi Jin Seok Choi, trzecimi podzielili się Claudio Passilongo i Tomasz Szczepanik zaś Andrzej Szachowski i Adam Porębski uzyskali tylko tytuły finalistów. Oba rankingi były więc niemalże swymi lustrzanymi odbiciami, co powinno dać do myślenia badaczom percepcji muzyki współczesnej i „nowoczesnej”.

 

Filharmonia Szczecinska 6

 

Podsumowując wrażenia jakie przyniósł konkurs trzeba zauważyć, że żaden z zaprezentowanych utworów nie przyniósł jakiegoś olśnienia i nie wyłamał się z obowiązującego w nowej muzyce mainstreamu, choć tych szkół i sposobów komponowania jest co najmniej cztery. Rzemiosło kompozytorskie było wykorzystywane w stopniu dobrym lub nawet bardzo dobrym, ale do dzieła wybitnego jeszcze wciąż daleko. Słuchacz odbierający nową muzykę po raz pierwszy jest w stanie prześlizgnąć się tylko po powierzchni. Być może przy ponownym słuchaniu dostrzegłby jakieś elementy specyficzne, bardziej zagadkowe a przez to interesujące. Efekty głosowania słuchaczy typujących najlepszy ich zdaniem utwór tego w zasadzie dowodziły. „Wygrała” kompozycja najbardziej wyrazista, „filmowa” i zrozumiała przy pierwszym podejściu. Członkowie jury mieli lepszą sytuację, mogli się zapoznać z muzyką przed jej wysłuchaniem. Co do wykonania orkiestrowego, trudno mu coś zarzucić, muzycy starali się wykonać wszystko co zostało zawarte w partyturze, choć w zasadzie nie można mieć pewności, bo realizatorom przekazu obrazu nie przyszło do głowy, by taką partyturę choć przez chwilę pokazać internetowej publiczności. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki należy uznać pomysł zorganizowania konkursu i sposób jego rozstrzygnięcia za wyborny i kształcący dla wszystkich.

                                                                      Joanna Tumiłowicz