Przegląd nowości

Kim był Patrick Dupond...

Opublikowano: poniedziałek, 29, marzec 2021 06:42

W grudniu 1986 roku uczestniczyłem w funeralnym nabożeństwie po śmierci Serge Lifara w ortodoksyjnym kościele przy rue Bizet w Paryżu. Wśród wielu osobistości świata baletu dumnie stałem obok Cyryla Atanasowa, Rudolfa Nurejewa, Gerarda Wilka, Andrzeja Glegolskiego i Patrica Dupond, jedynego rodowitego Francuza w gronie obecnych tam wybitnych paryskich tancerzy.

 

W pewnej chwili rozsuwając towarzystwo stanęła przede mną niemłoda już dama, z twarzą ukrytą w żałobnych woalkach. – Słyszałam, że jest pan dyrektorem teatru operowego z Polski. Oto moja karta wizytowa. Gdyby wystawił pan któryś z baletów Serga, tantiemy proszę przekazywać bezpośrednio na mój adres. Powiedziała i natychmiast wróciła na ławkę przed trumną z nieboszczykiem. Patryk Dupond zdążył mi tylko szepnąć – To hrabina Lilian Ahiefeldt-Laurwig, z którą nieboszczyk ożenił się dopiero przed kilku laty, a ona teraz myśli, że jego niemodne już balety będą jeszcze gdzieś grane.

 

Tylko jedyny raz, na tym pogrzebie, zamieniłem kilka słów z Patricem Dupondem. Był już wtedy niekwestionowaną gwiazdą Paryża. Nie tylko w dziedzinie tańca, ale również telewizji i filmu. Wkrótce powierzono mu stanowisko dyrektora baletu Opery Paryskiej. Miał wtedy zaledwie 31 lat, a już za sobą kierownictwo artystyczne Ballet de Lorraine w Nancy.

 

Na czele swego zespołu tańczył Alberta w Giselle (widziałem!), Basilia w Don Kichocie (widziałem!) oraz Sen nocy letniej, Salomé, Dyla Sowizdrzała, oraz szereg choreografii Bejárta, Robbinsa, Neumeiera, Nurejewa, Grigorowicza, Rolanda Petit, Daniela Ezralowa i Matsa Eka. Po zwycięstwie na Międzynarodowym Konkursie Baletowym w Warnie otrzymał tytuł Pierwszego Tancerza, pojawiając się na scenie z największymi balerinami epoki: Noëllą Pontois, François Legrée, Sylwie Guillem i Marią-Claude Pietragallą.

 

Pod koniec stulecia miał pecha. Najpierw konflikt z Operą Paryską po tym, jak pojechał do jury Festiwalu Filmowego w Cannes bez zezwolenia dyrekcji. W roku 2000 poważny wypadek samochodowy, częściowy paraliż, długa rekonwalescencja, depresja, a nawet alkoholizm, z którego wyzwoliwszy się, na krótko wrócił na scenę muzyczną, w czym pomogła mu Manon Landowska, córka kompozytora Marcela, którego operę Galina graliśmy z sukcesem w Poznaniu.


 

Drugą kobietą mającą wpływ na jego dalszy życiorys i pracę zawodową była Leila Da Rocha, najpierw muskularna koszykarka, a następnie solistka sakralnych tańców orientalnych. Publiczne wypowiedzi Patrica na ten temat wywołały wiele kontrowersji, które podobałyby się niektórym dzisiejszym politykom: „Leila pozwoliła mi odkryć miłość! … stosunki homoseksualne były błędem, parodią miłości … homoseksualizm jest wyborem” itp.

 

W roku 1997 otrzymał Legię Honorową, w roku 2000 opublikował biografię pt. „Etoile”, a w 2017 wspólnie z Leilą Da Rocha zainaugurował Międzynarodową Szkołę Baletową w Bordeaux. W młodości często przychodził na lekcje tańca do paryskiej szkoły Andrzeja Glegolskiego. Kiedy już kierował zespołami baletowymi, zapraszał naszego rozchwytywanego pedagoga do prowadzenia kursów mistrzowskich dla wybijających się solistów. Dzięki temu na pogrzebie Lifara mogłem obserwować Patrica Dupont, wówczas w szczytowym okresie kariery, popularności i sławy, będącego za pan brat z Glegolskim i Wilkiem, z czego jako Polak byłem dumny.

 

Ten rdzennie francuski (a nawet paryski) najwybitniejszy gwiazdor baletowy naszych czasów zmarł 5 marca 2021 roku po wieloletniej, jak pisano w nekrologach „wyniszczającej chorobie”. Był to po prostu AIDS. Cały baletowy świat okrył się żałobą. Dupont odszedł stanowczo za wcześnie. Cała Francja ze łzami żegnała go 11 marca. W kościele Saint Roch, zwanym paryską kaplicą artystów były tłumy. Na razie nie wiadomo, gdzie został pochowany.

 

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo zazdroszczę Francuzom uwielbienia dla swoich artystów. W ostatnich latach odeszli od nas na zawsze wspaniali, młodzi jeszcze polscy soliści baletu: Ewa Głowacka, Ireneusz Wiśniewski, Bogdan Cholewa, Henryk Minkiewicz, Zdzisław Ćwioro, Franciszek Knapik, Łukasz Gruziel… Nie wspomniał o tym pies z kulawą nogą. A tylko w garderobach i na lekcjach w szkołach baletowych opowiadają, że jak nie ma wojny światowej, albo czołg nie wjedzie w pochód 1 – majowy, to tancerki płci obojga żyją wiecznie.

 

Zamiast gadać takie głupstwa, nauczmy się wspominać, opłakiwać i tęsknić za naszymi wybrańcami!

                                                                           Sławomir Pietras