Przegląd nowości

Muzyczny pożytek z pandemii

Opublikowano: poniedziałek, 22, marzec 2021 07:05

O wszystkim zdecydowała pandemia i spotkanie tej trójki niezwykłych muzyków. W tych ciężkich dla artystów czasach i trudnych dla publiczności sposobach kontaktu z muzyką, postanowili wspólnie pomuzykować, z czego powstało nagranie płytowe Adela. Nie ma ono nic wspólnego ze słynną koloraturową pokojówką, noszącą to właśnie imię w nieśmiertelnej Zemście nietoperza, ani nie jest artystycznym pseudonimem kontratenora Jakuba Józefa Orlińskiego, który swym pięknym sopranem gdyby chciał, mógłby zaśpiewać ową operetkową Adelę mimo, że urodą, wdziękiem i sposobem bycia jest jak najbardziej męski, z wysokim współczynnikiem przystojności w dodatku.

 

W skład tego niezwykłego tercetu weszli również pianista i kompozytor Aleksander Dębicz i gitarzysta Łukasz Kuropaczewski. Pierwszy adaptował na gitarę i fortepian motywy z twórczości Scarlattiego, Bacha, Ravela, Albeniza i Satie, dodał kilka własnych utworów i namówił swego przyjaciela Łukasza, wybitnego wirtuoza gitary, aby razem to zagrać, a następnie utrwalić w nagraniu płytowym.

 

W całej historii muzyki duet gitary z fortepianem nie występuje ani w kompozycjach, ani w jakichkolwiek transkrypcjach, zwłaszcza z udziałem kontratenora, który dołączył ze swymi wokalizami w Aqua e VinhoQuarantine Songi pieśnią Rodriga Adela (stąd tytuł albumu).

 

Zwyciężyła tu fantazja twórcza Aleksandra Dębicza (również mistrzostwo na fortepianie) i gitarowa biegłość Łukasza Kuropaczewskiego, koncertującego obecnie od Carnegie Hall w Nowym Jorku, Royal Festival Hall w Londynie, Concertgebouw w Amsterdamie, Tonhalle w Zurichu, Operze w Santiago de Chile, Schlezwig Holstein Festivalu, aż po Salę im. Piotra Czajkowskiego w Moskwie. W jaki sposób udało się związać z tym przedsięwzięciem Jakuba Józefa Orlińskiego, kontratenora o niewyobrażalnej karierze dosłownie na całym świecie, pozostaje tajemnicą panoszącej się pandemii (wyzwalającej nawet najwybitniejszym artystom luzy w kalendarzach koncertowych), oraz muzycznej chemii, która w sposób widoczny i słyszalny zadziałała między tą trójką wirtuozów.

 

Ich wzajemne relacje podczas koncertu, rozmowy z publicznością, muzyczne komentarze, dowcip i stwarzanie przyjacielskiej atmosfery – oto pozamuzyczne wrażenia z ich jedynego występu w Teatrze Muzycznym w Poznaniu.

 

Tych koncertów w Polsce powinno być o wiele, wiele więcej, zanim Łukasz Kuropaczewski wróci na swe międzynarodowe trasy koncertowe, do swej działalności pedagogicznej w Grazu i Poznaniu, oraz gitarowego wykonywania polskiej muzyki współczesnej Tansmana, Meyera, Góreckiego i Pendereckiego, a Aleksander Dębicz do swych recitali fortepianowych, komponowania muzyki filmowej, teatralnej i radiowej.


 

Nie zdając sobie sprawy, ile niezapomnianych wrażeń czeka mnie podczas koncertu promującego płytę Adela wybrałem się, aby posłuchać Jakuba Józefa Orlińskiego, którego po raz pierwszy oglądałem na żywo. W czasach moich doświadczeń zawodowych tylko raz miałem do czynienia z kontratenorem. Był to osobnik wydobywający swe dźwięki w sposób piskliwy i uporczywy, ale wydawał się potrzebny do niektórych epizodów operowych. Wybitna, gwiazda operowa i profesorka wokalistyki Antonina Kawecka ostrzegała mnie: Nie angażuj tej wokalnej hermafrodyty. Będziesz miał tylko kłopoty!

 

Nie posłuchałem i rzeczywiście… Mała przydatność do repertuaru, skłonność do intryg i źle skrywane pretensję, próby siania zamętu poprzez kontakty z lokalnymi pismakami i politykami, wreszcie pozorowana działalność związkowa i sianie niepokoju w zespołach, a coraz słabsze rezultaty w dyszkantowej wokalistyce – oto rezultaty tego niefortunnego angagement. Kawecka miała rację! Ten przypadek na wiele lat zniechęcił mnie do babskiej kontratenorowej natury mimo, że jej posiadacze zapuszczali wąsy, płodzili dzieci, starali się mówić barytonem i wiele robili, aby wydawać się mężczyznami.

 

Aż tu ten Jakub Orliński! Toż to wielki talent wokalny, wybitna muzykalność, rzadko spotykana uroda głosu, niezwykłe wyczucie sceny, prezencja, ujmujący sposób bycia, swoboda poruszania się i łatwość konwersowania z publicznością, przywróciła moją wiarę w sens uprawiania wokalnej techniki kontratenorowej.

 

„Na ta dupa jest pokrycie!” – jak mawiał wielki polski dyrygent i wybitny dyrektor teatrów operowych Walerian Bierdiajew. Od razu będę namawiał dyr. Marzenę Jezierzańską z łódzkiego Grand Touru, aby w ramach naszych podróży organizować wyjazdy na zagraniczne spektakle operowe Orlińskiego. W Ojczyźnie bowiem coś nie słychać, aby planowano jakiś spektakl z udziałem tej niezwykłej, raz na pokolenie zabłysłej, jakże mocno świecącej i oryginalnej gwiazdy. Nie chciałbym dyrektorom polskich scen operowych przeszkadzać w trudach galwanizowania Don CarlosówMadama ButterflyToski Onieginów w oczekiwaniu, aż skończy się pandemia, a oni zaczną to wszystko znów od początku!

                                                                         Sławomir Pietras