Przegląd nowości

Śpiewanie obrazowe

Opublikowano: wtorek, 19, styczeń 2021 06:38

Pomysł znakomity, bo kojarzący w sposób niemal naturalny dwa rodzaje sztuki – muzykę i malarstwo – a zarazem tworzący silne uzasadnienie dla każdej z nich. Trzeba też przyznać, że twórcy scenografii, a zwłaszcza kostiumów mieli tu znakomite pole do popisu, więc ubiory w które przebrano artystów były prawdziwie „barokowe". 

 

Obrazy 1

 

Stworzono nawet kadłubową fabułę dla realizacji pomysłu – wszystko się dzieje jakby w muzeum czy też galerii sztuki barokowej, gdzie obrazy dosłownie wychodzą z ram i dają do wiwatu złodziejowi, który się ukrył w celach przestępczych. To stworzyło okazję do oprawy wizualnej 18 muzycznych „kawałków” operowych trzech znakomitości kompozytorskich tego okresu: Haendla, Vivaldiego i Monteverdiego – arii, ansambli i uwertury. Zmyślnie dobrano charakter prezentowanej muzyki do nastroju i tematyki obrazów malarzy tej epoki. 


Można by nawet przyjąć, że to właśnie artyści „wizualni” stający z pędzlami przy sztalugach tak się zasłuchali w śpiewanych dramatach operowych, że przenieśli te sytuacje emocjonalne i fabularne na swoje płótna. A przecież tak wcale nie było, to tylko bardzo sugestywna aranżacja twórców widowiska pt. Sekretne życie obrazów.

 

Obrazy 2

 

Zwłaszcza autorka scenariusza i reżyserka całości Ewa Rucińska wraz z przygotowującym projekcje wideo Piotrem Majewskim oraz autorką kostiumów Elżbietą Tolak, stworzyli takie wrażenie. Resztę pozostawiono już w rękach samych wykonawców, utalentowanych uczestników Akademii Operowej działającej przy Teatrze Wielkim – Operze Narodowej.

 

Obrazy 3

 

Pewnym ubarwieniem ruchowym dosyć statycznej muzyki były układy taneczne, do których udało się wciągnąć z sukcesem młodych wykonawców (choreografia – Ilona Molka). W zestawie nazwisk nie sposób pominąć opiekunów wokalnych grupy śpiewaków popisujących się swoimi dobrze prowadzonymi głosami, techniką wokalną i barwą. Za poziom artystyczny widowiska w ogromnym stopniu odpowiedzialni byli: Olga Pasiecznik, Izabela Kłosińska, Matthias Rexroth i Eytan Pessen.  


A więc gdy ktoś zasiadł przed swoim komputerem i połączył się za pośrednictwem platformy VOD ze spektaklem będącym dziełem TW-ON i Polskiej Opery Królewskiej, a realizowanej na małej scenie Teatru Wielkiego w Warszawie, mógł przez chwilę dać się uwieść magii muzyki i ruchu, zobaczyć jak w muzealnej galerii malarstwa barokowego pojawia się pracownik z plakietką OCHRONA i jakby otwiera sale dla zwiedzających.

 

Obrazy 4

 

Wkraczają dumnie na salę m.in. marszand sztuki, studentka malarstwa, para zakochanych, zagubiony turysta i… złodziej dzieł sztuki! Chwilę później, po wybrzmieniu uwertury Haendla Rodelinda strażnik zamyka muzeum. Zapada zmrok. I tu zaczyna się akcja, jak w bajce E.T.A. Hoffmanna o dziadku do orzechów –  „zabawki” zaczynają psocić i odgrywać własne role.

 

Obrazy 5

 

Tyle tylko, że już po kilkunastu minutach okazuje się, że owe „zabawki” nudzą się, wielokrotnie obsesyjnie powtarzają te same słowa, raczej nie udaje się im rozwiązać żadnej sprawy do końca, bo za chwilę następuje inna aria, zmieniają się „okoliczności przyrody” i pojawiają się inne osoby z równie niejasnym przesłaniem. Kto nie jest zakochany w pięknym śpiewie i stylistyce operowej muzycznego baroku chętnie wróciłby do obrazów Rembrandta czy Velazqueza, ale one gdzieś niewyraźnie przesuwają się w tle sceny. Być może błędem było, że nie pokazano w pasku na dole ekranu tekstu śpiewanych arii, choć niekiedy był on tak zdawkowy i ubogi, że to by w niczym nie pomogło odbiorcom widowiska. 


Trzeba było zatem słuchać, słuchać i słuchać, rozkoszować się brzmieniem orkiestry dawnych instrumentów Polskiej Opery Królewskiej Capella Regia Polona pod dyrekcją i klawesynowym kierownictwem Krzysztofa Garstki, i śledzić popisy wokalne. 

 

Obrazy 6

 

Generalnie panie śpiewały nieco lepiej i bardziej przykładały się do stworzenia postaci, panowie miewali niekiedy drobne błędy emisyjne i na scenie po prostu „figurowali” albo prześlizgiwali się w towarzystwie pań. W pierwszym podejściu widzimy słynny obraz Lekcja anatomii doktora Tulpa tłumaczącego widzom szczegóły anatomiczne ludzkiej ręki. Osoby przypatrujące się sekcji to wysoko postawieni mieszkańcy Amsterdamu. Na obrazie Rembrandta van Rijn nie skupia się jednak uwaga widzów, nie odpowiada mu żaden „kawałek" muzyczny, lecz dopiero przy kolejnym płótnie tego autora Burza na Morzu Galilejskim, na którym marynarze walczą o przetrwanie, coś zaczyna się dziać. 


Technicy wizualni potrafili poruszyć zastygłe w odrętwieniu postacie, chwieją się żagle, łódź się kołysze a my przenosimy się do wnętrza tej sceny, która powiększa się na naszych oczach i ogarnia żywiołem wody całą przestrzeń. Z morskiej toni wyłania się kobieta – Bogini – Katarzyna Drelich, która rozkazuje żywiołom uspokoić się. Scena kończy się triumfem Bogini i uspokojeniem żywiołu, choć wcześniej wystąpił Karol Skwara, w roli Neptuna z opery Monteverdiego, dobry bas, którego niskie tony nie są wychrypiane ostatkiem sił zgromadzonych w żołądku.

 

Obrazy 7

 

Po burzliwej nocy przychodzi świt, który zastaje Dziewczynę – Rozbitka – znakomitą głosowo Nataliię Kukhar, wyrzuconą na brzeg (aria Dopo notte). Natura sprzyja bohaterce, a aria staje się podróżą przez malarskie krajobrazy (obrazy m.in. Jacoba van Ruisdaela). I tu zaczynają się schody, bo bardzo dobra głosowo mezzosopranistka Inna Fedoriiy pokazuje, że otrzymała list, ale koperta jest bez znaczka, być może odkleił się w morskiej topieli. Koleżanka wyrywa jej kartkę i sama czyta.

 

Obrazy 8

  

Tak powstaje duet Ginevry i Ariodantego. Kwestia listu okazuje się niesłychanie zagmatwana, nawet bardziej niż to się dzieje w operach okresu klasycyzmu, choć ilustruje go całkiem sielankowy obraz List miłosny François Bouchera. Kobiety zaczynają rywalizować o względy nadawcy. Scena kończy się przywłaszczeniem listu przez zazdrosną rywalkę. Udaremnia to jednak pojawiający się Adorator Zakochanej – tenor Mykhailo Kushlyk. 


Jak zdaje się na początku, to właśnie ten mężczyzna jest tajemniczym nadawcą listu. Szybko jednak okazuje się, że Zakochana tak naprawdę nie odwzajemnia już uczuć Adoratora, a list, który otrzymała jest świadectwem jej niewierności. W kolejnej części widowiska list znowu się pojawia, z obrazu Dziewczyna czytająca list Jana Vermeera. Jest on jednak pisany w innej sprawie i wypada z rąk kobiety po przeczytaniu niepokojącej wiadomości. W tym wypadku osobą tą jest mezzosopranistka, Justyna Ołów, świetna nie tylko wokalnie, ale także aktorsko. 

 

Obrazy 9

 

W tym miejscu kończą się arie z oper Haendla, a zaczyna Koronacja Poppei Monteverdiego. A co ze złodziejem dzieł sztuki? Twórcy przedstawienia o nim nie zapomnieli i do wypłoszenia przestępcy zabierają się postacie ze słynnej Straży nocnej Rembrandta. Choć w istocie malarz chciał sobie zakpić z tych „funkcjonariuszy" i pokazał ich zupełną niekompetencję, jednak w ujęciu reżyserki przedstawienia są to faceci na schwał, i do tego paradnie ubrani.

 

Obrazy 10

 

Pojawia się dobry bas-baryton Paweł Horodyski, jest też wcielony do korpusu straży Adorator Mykhailo Kushlyk i nowy bas Yevhen Rakhmanin. Ale epizod mundurowy kończy się w ogrodach pałacu Trianon, gdzie w asyście służących Pani ubierana jest w misterną kreację. Okazuje się nią dosyć obfita w kształtach z jednej strony Haendlowska Alcina, z drugiej Madame Pompadour – Paula Kluczna-Lula, a w ogóle postać z obrazu Charlesa André van Loo.


Jeszcze jeden obraz jest wykorzystywany do zilustrowania kilku arii – to Huśtawka Jean- Honoré Fragonarda. Jest tu okazja do popisu pary: sopranistki Magdy Górniak i kontratenora Jakuba Foltaka, którzy choć odgrywają role ze starożytnego Rzymu są jednak ubrani jak za czasów Mozarta. Najwspanialszą fryzurę otrzymała od twórców przedstawienia Zuzanna Nalewajek, pełna wdzięku i już nie raz występująca w barwach Akademii Operowej.

 

Obrazy 11

 

Ucharakteryzowana jest ona jak na obrazie Velazqueza Marianna Austriaczka Habsburżanka, choć przedstawia Haendlowską AgrippinęTe historyczno-kostiumowe skoki kończy bohaterska Judyta triumfująca z opery Vivaldiego, a zarazem postać z obrazu Domenica Fiaselli, w osobie Katarzyny Szymkowiak.

 

Obrazy 12

 

Występuje ona w jedynej scenie, w której operowa bohaterka jest tożsama z postacią na obrazie. Udało się. To właśnie jej przypadnie rola osaczenia złodzieja, który czołga się po podłodze muzeum. Czy obetnie mu głowę, jak to zrobiła z Holofernesem? Uspokajamy, nic takiego nie będzie. Ale mezzosopranistka śpiewa ostro i dynamicznie. To czasem gorsze niż dekapitacja. Przedstawienie zamyka klamrą pojawienie się ochroniarza, który zda się całe przedstawienie przespał. 

                                                                    Joanna Tumiłowicz