Koncert pod tytułem Romans wschodni był jednym z najnowszych wydarzeń muzycznych przygotowanych przez Operę na Zamku w Szczecinie. Wykonawczyniami były dwie młode artystki z Ukrainy, absolwentki Akademii Muzycznej we Lwowie, a obecnie pracujące w Polsce, związane zawodowo ze szczecińskim teatrem. Sopranistka Victoria Vatutina ma w swoim dorobku artystycznym zarówno nagrody na międzynarodowych konkursach wokalnych, jak i czołowe role w operach Verdiego, Mozarta, Rossiniego, Pucciniego, które wykonywała w Operze Wrocławskiej, Operze Nova w Bydgoszczy oraz Operze na Zamku w Szczecinie.
Pianistka Olga Bilas także posiada spore doświadczenie estradowe. Występowała jako solistka i kameralistka na scenie Filharmonii Lwowskiej, zaś od 2017 roku jest korepetytorką w Operze na Zamku. Aby scharakteryzować bliżej postawę artystek, trzeba powiedzieć, że zdecydowały się zaprezentować w emitowanym na żywo koncercie w Polsce wyłącznie repertuar rosyjski, od którego byłyby stroniły, gdyby miały go wykonywać na Ukrainie, gdzie wciąż toczą się działania zbrojne.
Ten typ protestu można zestawić z postawą innej wybitnej śpiewaczki pochodzącej z Ukrainy, Olgi Pasiecznik, która całkowicie postawiła tamę repertuarowi rosyjskiemu. Trzeba jednak pamiętać, że całkowicie wykluczając twórczość rosyjskich kompozytorów i język rosyjski z naszego życia kulturalnego pominęlibyśmy sporą część wspaniałej muzyki, która przecież niesie głównie przesłanie pozytywne i odwołuje się do wartościowych ludzkich emocji. Tak właśnie było z koncertem przygotowanym przez obie artystki, bowiem Romans wschodni generalnie mówił o miłości, o najbardziej szlachetnych ludzkich uczuciach.
Kilka zaprezentowanych pieśni w warstwie melodycznej odwoływało się do kultury Orientu, która przepojona jest żarem i finezją w wypowiadaniu intymnych wyznań. Tak było w dwóch pieśniach Mikołaja Rimskiego-Korsakowa – w Na wzgórzach Gruzji, w Romansie wschodnim, czy w śpiewanym przez artystów z całego świata romansie Nie poj krasawica pri mnie Sergiusza Rachmaninowa. Tu trzeba zaznaczyć, że w języku rosyjskim słowo romans oznacza właśnie pieśń opowiadającą o miłości i o innych głębokich, mocnych uczuciach. Na recital pieśniarski, a w części także pianistyczny obu artystek można spojrzeć z co najmniej dwóch perspektyw, muzycznej i wizualnej. Wykonywanie muzyki klasycznej za pośrednictwem transmisji ekranowej nasuwa szereg problemów. Przede wszystkim może wydawać się nużące swoją statycznością i monotonią. Gwiazdy pop radzą sobie doskonale włączając w swoje koncerty ruch, taniec, migające światła, ekstrawaganckie kostiumy i makijaże, fantastyczne fryzury, odgłosy zachwyconej publiczności z którą nieustannie dialogują na poziomie kilku popularnych słów, a dodatkowo biorą w występach udział zespoły towarzyszące, wykonawcy popisów akrobatycznych i rewiowych itd. Artystów z gatunku sztuki wyższej, tzw. poważnej nie udaje się wtłoczyć w takie rozrywkowe ramy i pozostaje tylko skromna aranżacja, oszczędna gestykulacja i symboliczna mimika. W recitalu Romans Wschodni operatorzy kamer wykonali kilka zbliżeń na twarze artystek, na klawiaturę fortepianu i dodatkowo operowali przyciemnionymi światłami w momencie zakończenia jednego utworu i przed rozpoczęciem następnego. Victoria Vatutina starała się wspomagać rozumienie sensu wykonywanych utworów pewnymi działaniami scenicznymi i dyskretnymi gestami. Pierwszą pieśń Piotra Czajkowskiego, w której pojawiają się w refrenie słowa Wsio dla tiebia (wszystko tobie) artystka wykonała trzymając w rękach duży bukiet chryzantem i irysów. W kolejnej jeden z kwiatków rzuciła przed siebie, a potem wysłała do odbiorców pocałunek.
W oszczędny ale wyrazisty sposób starała się środkami aktorskimi interpretować kolejne utwory. W drugiej części koncertu pojawiła się już w innej sukni i w długim zielonym szalu, który następnie zsunął się na ziemię. Czy owa wspomagająca muzykę oprawa wizualna była wystarczająca do uczynienia z tego koncertu ciekawego widowiska? Na pewno pomagała w odbiorze, choć z drugiej strony, kiedy się zna najlepsze zapisy koncertów wokalnych, jak np. krążący w Internecie koncert z udziałem Anny Netrebko na londyńskich Promsach, gdzie artystka wykonuje cykl pieśni Musorgskiego, to można mieć uczucie niedosytu.
Perspektywa muzyczna koncertu prezentowała się ogólnie zadowalająco, choć samo wykonawstwo pieśni nie porywało, zwłaszcza, że wybrano utwory raczej spokojne, liryczne, o nieskomplikowanej strukturze muzycznej lecz wcale nietuzinkowe wokalnie. Głos Victorii Vatutiny ładny i dobrze prowadzony wydawał się z początku zbyt mocno korzystający z wibrata. Dotyczyło to zwłaszcza fragmentów śpiewanych forte. Wspaniale natomiast śpiewaczka posługiwała się pianami i potrafiła po mistrzowsku wejść ze słodyczą w głosie na wysokie tony. Popisowym numerem recitalu była pieśń Rachmaninowa Zdies choroszo (jak dobrze tu). Dosyć oryginalnie, bo parlandowo zabrzmiały radosne zawołania – Wiesna idiziot – w pieśni tego kompozytora Wiosenne wody, która zwykle jest popisowym punktem niezliczonej liczby recitali pieśniarskich. Ciekawie wypadła też zaśpiewana na bis, swobodnie i bez wielkiego zadęcia piosenka George Gershwina Our love is here to stay. Kilka słów należy się też występowi pianistki Olgi Bilas. Oczywiście akompaniując śpiewaczce wykazała się wystarczającą sprawnością i czujnością, ale wykonała też trzy kompozycje solowe. Najlepiej wypadły fortepianowe transkrypcje dwóch tańców z baletu Piotra Czajkowskiego Dziadek do orzechów. Tutaj można było podziwiać nie tylko muzykalność pianistki, ale także doskonałość fortepianowego opracowania dokonanego współcześnie przez wybitnego pianistę i dyrygenta Michaiła Pletniowa. Słychać to było np. w Tańcu ołowianych żołnierzyków, kiedy figuracje w wysokich rejestrach fortepianu do złudzenia przypominały orkiestrowe dzwoneczki. W trwającym około godziny koncercie poznaliśmy dwie utalentowane artystki, które swoją sztuką postanowiły cieszyć polskich melomanów. Ocena wysłuchanego koncertu to właściwie ocena jakości transmisji i sprzętu komputerowego używanego przez obie strony. Z ciekawością wysłuchałabym ponownie tego koncertu, ale w warunkach sali koncertowej, i wtedy w pełni mogłabym ocenić klasę obu artystek.
Joanna Tumiłowicz