Oj były tu kiedyś koncerty sylwestrowe, oj były. Jak pamięcią sięgnę, choćby za dyrekcji Kazimierza Korda – trafił się taki Sylwester, gdzie koncert połączono z bankietem i tańcami, do których przygrywał Brass Band złożony także z muzyków filharmonicznych. W salach foyer serwowano dania gorące i zimne oraz napoje. Bilet zawierał opłatę łączną za rozrywki dla ducha i dla ciała. A podczas koncertu w charakterze prowadzącego występował nie kto inny, tylko znakomity reżyser Krzysztof Zanussi, który opowiadał różne zabawne anegdoty.
Jedną przytoczę z pamięci: ― Otóż poważny mężczyzna w sile wieku znalazł w ogrodzie żabkę, która przemówiła ludzkim głosem. Przedstawiła się mu jako zaczarowana księżniczka i poprosiła by ją pocałował, a zły czar ustąpi i z żabki wyłoni się młoda i piękna dziewczyna. ― Będziemy jeździć razem po świecie – obiecywała – będziemy szaleć, tańczyć, bawić się do upadłego. I to za jeden tylko pocałunek. Mężczyzna postał chwilę, podumał i wrzucił żabkę do kieszeni marynarki. – Na szaleństwa to ja już nie bardzo mam ochotę – powiedział – ale za to posiadanie gadającej żabki jest czymś unikalnym.
Niestety Sylwester z bankietem i zabawą taneczną nie wszedł na stałe do repertuaru Filharmonii Narodowej. Podobno panie sprzątaczki narzekały, że zbieranie z pięknego parkietu wdeptanych kotletów i sałatek jest zbyt uciążliwe. Uroczyste koncerty 31 grudnia odbywały się nadal, ale tylko z kieliszkiem szampana na zakończenie, zaś publiczność na powitanie Nowego Roku o północy musiała się udać do innych lokali. Podobnie było za dyrekcji Antoniego Wita, tyle tylko, że prowadzeniem koncertów i opowiadaniem anegdot zajmował się sam dyrygent.
Jego poczucie humoru było umiarkowane, ale repertuar muzyczny i soliści nadal potrafili zachwycić. I przyszedł pandemiczny Sylwester roku 2020, pełen ograniczeń i zakazów. Radiowa „dwójka” postanowiła transmitować to wydarzenie, także w wersji z obrazem za pośrednictwem youtube. W kompletnie pustej sali na widowni zasiadły przy udekorowanym kwiatami stoliku tylko dwie osoby, Róża Światczyńska z Pawłem Siwkiem w charakterze konferansjerów.
Już na wstępie podano nieprawdę, że na estradzie wystąpi orkiestra Filharmonii Narodowej w pełnym składzie, tymczasem z uwagi na konieczny dystans między muzykami zagrał skład zmniejszony. Jedna ze skrzypaczek wystąpiła nawet w maseczce. Na jakości transmisji na szczęście to się nie odbiło. Dyrygent Andrzej Boreyko przygotował repertuar lekki, ale ambitny i oryginalny, bo polonezowo-walcowy. Grała wyłącznie orkiestra, nie było solistów, jeśli nie liczyć krótkich epizodów samego dyrektora artystycznego.
Włączył się on do jednej z Polek Straussa uderzając w cymbałki, a w innej użył typowo sportowego gwizdka. Główną atrakcją muzyczną koncertu był zupełnie nieznany Polonez B-dur op. 20 Romana Statkowskiego dedykowany założycielowi warszawskiej filharmonii Emilowi Młynarskiemu i jego żonie. Było to pierwsze współczesne wykonanie utworu, nieco przyciężkiego, za to z nastrojową i melodyjną częścią środkową. W dalszej części koncertu także pojawiły się kompozycje polskie – słuchaliśmy Władysława Szpilmana fantazyjnego Walca w starym stylu i na zakończenie zamaszystego Poloneza A-dur Fryderyka Chopina w znakomitym opracowaniu orkiestrowym Grzegorza Fitelberga.
Pozostałe utwory, to poza Tańcem słowiańskim e-moll Antonína Dvořáka, dorobek muzyczny środowiska wiedeńskiego. Prowadzący koncert dziennikarze muzyczni Dwójki wielokrotnie nawiązywali do związków Warszawy z Wiedniem, choćby za pośrednictwem połączenia kolejowego, zabrakło jednak w tych solidnych zapowiedziach kolejnych utworów choćby krzty humoru czy jakiejś zabawnej anegdoty.
Okazje do żartów były, ale wszystkie przekazano na ręce Andrzeja Boreyki. W Sport-Polce op. 170 Josefa Straussa muzykom rozdano kibicowskie szaliki polskiej reprezentacji, dyrygent wykopał piłkę w stronę pustej widowni i użył gwizdka, wręczył też niesubordynowanemu koncertmistrzowi Krzysztofowi Bąkowskiemu żółtą kartkę, ten natomiast na zakończenie utworu odwdzięczył mu się (co za zwyczaje?) kartką czerwoną.
Okazją do kulturalnej zabawy był też Kadryl artystów op. 201 Johanna Straussa syna, w którym kompozytor zawarł cytaty z różnych hitów muzycznych, poczynając od Marsza weselnego Mendelssohna, a na środkowym fragmencie Marsza żałobnego z Sonaty b-moll Fryderyka Chopina, kończąc. A był tam jeszcze Marsz turecki Beethovena i co nieco z Mozarta itd. Można więc było zainicjować jakiś konkurs dla radio-interneto-słuchaczy, albo zabawić się w inny sposób. Dwójka zwykle prosi o telefony w najróżniejszych sprawach. Tymczasem prowadzący tylko podziękowali muzykom za piękny koncert i jeszcze Maestro Boreyko znalazł okazję, by uświadomić słuchaczom, że bez fizycznie obecnej na sali publiczności gra się dużo ciężej.
A jednak mimo tej „postnej” atmosfery w pamięci pozostaną piękne wykonania np. Walca róże południa op. 388 Johanna Straussa czy tego samego twórcy Polki-pizzicato i Walca życie artysty. Sporo cygańskiej energii mimo chłodu płynącego od zapowiadających koncert, dotarło po wykonaniu Imre Kálmána Uwertury do operetki Hrabina Marica.
Ten wieczór przyniósł bywalcom koncertów online więcej okazji do rozkoszowania się dobrą muzyką. Dokładnie w tym samym czasie ze sceny Teatru Wielkiego – Opery Narodowej nadawano Koncert Galowy profesorów i absolwentów tamtejszej Akademii Operowej. Wypełniła go muzyka Mozarta i Rossiniego, same najpopularniejsze arie i ansamble doskonale śpiewane przez młodych, nie zawsze jeszcze znanych artystów, oraz gwiazdy o ustalonej już międzynarodowej renomie.
Ciekawie ilustrowały poszczególne „numery” rzucane na ekran scenki w kostiumach z epoki – coś czego ten teatr w swoich inscenizacjach raczej nie stosuje. Do sieci TVP Katowice wstawiło na sylwestrowy wieczór przedstawienie Zemsty nietoperza Jana Straussa w wykonaniu artystów Opery Śląskiej, a jakby tego było mało Narodowy Instytut Fryderyka Chopina zaproponował internautom na youtube oglądanie koncertowego wykonania opery Hrabina Stanisława Moniuszki pod dyrekcją Fabio Biondiego. Jaki z tego wniosek? Że Internet jest o wiele lepszym i bardziej konsekwentnym propagatorem klasyki muzycznej niż wszystkie stacje telewizyjne razem wzięte. Wypada teraz życzyć, aby kolejne dni Nowego 2021 Roku były równie obfite w dobrą muzykę, jak Sylwester.
Joanna Tumiłowicz