Przegląd nowości

Koncert zaskoczeń w Oranżerii Królowej Marysieńki

Opublikowano: czwartek, 12, listopad 2020 13:51

Był to drugi z kolei koncert VII Międzynarodowego Festiwalu Ignacego Jana Paderewskiego, a ponieważ odbywał się w czasie pandemii i w przeddzień całkowitego zakazu realizacji imprez kulturalnych, potraktujmy go jako szczególnie cenne wydarzenie, które na długo powinno zapaść w pamięci. Co się zaskakującego wydarzyło? To się układa w dłuższą opowieść. Po pierwsze nie przyjechał Pavel Dombrovsky, jeden z solistów ze Wschodu, laureat dziesiątka nagród, m.in. zwycięzca pierwszego Konkursu Muzyki Polskiej w Rzeszowie w 2019 roku.

 

Radosław Sobczak

 

W jego miejsce z podobnym programem zaprezentował się Polak, Radosław Sobczak, z kolei mocno związany z Koreą Południową, gdzie bywał wykładowcą. Zagrał  na początku solo dwie kompozycje Paderewskiego, w tym słynny Menuet, (miejscami za głośno), a później z dobrze przygotowaną Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus Koncert d-moll Bacha. Grał z nut, ale mimo to muzykował w sposób fenomenalny. On właściwie tworzył wspólnie z Bachem to dzieło, cieniował, wyróżniał motywy, dyskutował z partią orkiestrową, wpadał w zadumę i zrywał się do lotu. Jego styl można było określić, jako intelektualnie – ekspresjonistyczny.

 

Paderewski,festiwal 1

 

Utwór grany na krótkim fortepianie Steinwaya brzmiał całkiem współcześnie i tutaj z zaskoczeniem przyszła myśl, że w taki sposób grywał Bacha Glenn Gould. Genialny Kanadyjczyk miał co prawda „całego Bacha” w głowie, pamiętał nie tylko swoją część, ale także partyturę orkiestrową, tym niemniej w interpretacji Radosława Sobczaka coś z tej Bachowsko-Gouldowskiej kreacji mieliśmy w Oranżerii Pałacu Wilanowskiego. Nasz pianista do tego wszystkiego był fizycznie podobny do Goulda, kołysał się przy fortepianie jak Gould i osiągał efekty muzyczne całkiem Gouldowskie. Po Sobczaku przyszedł do fortepianu drugi pianista Michał Karol Szymanowski (ponoć potomek z TYCH Szymanowskich), by zagrać ( z pamięci) 12. Koncert A-dur Wolfganga Amadeusza Mozarta. Co by się działo, gdyby orkiestrą Sinfonia Iuventus nie kierował Marek Wroniszewski? Trudno zgadnąć, rzecz w tym, że w przetworzeniu I Części Allegro pianista zapomniał co ma zagrać i zaczął trochę po Mozartowsku improwizować.


Orkiestra początkowo posłusznie czekała, gdy jednak owa improwizacja zaczęła niepokojąco zmierzać w rejony atonalne Marek Wroniszewski zdjął ze swego pulpitu partyturę, odwrócił się do pianisty i wskazując precyzyjnie czubkiem batuty „feralne miejsce" pokazał soliście – „tu jesteśmy". Obaj główni wykonawcy zachowali się profesjonalnie, nie było żadnej obsuwy, przerwy w muzyce i siedzący w dalszych rzędach być może nawet nie zorientowali się, że „coś się dzieje”. Dalej utwór potoczył się bez zakłóceń.

 

Michał Szymanowski

 

Podobno jednym z objawów ataku wirusa Covid są zaniki pamięci, czy tak było w tym przypadku? W każdym razie Michał Szymanowski nie stracił kontenansu i po odegraniu jeszcze wirtuozowskiej Suity Tańców Polskich Paderewskiego dał się skusić na dwa dodatkowe bisy. Zakończył tym, czym zaczął jego poprzednik Radosław Sobczak – Menuetem. Dla ogólnego obrazu koncertu w Oranżerii wypada dodać, że miał on dosyć swobodną i niewymuszoną atmosferę, co było zasługą obu dyrektorów Festiwalu – Wiesława Dąbrowskiego i Jana Popisa. Panowie prześcigali się w żartobliwych zwischenrufach, dogadywali sobie wzajemnie, a również nie oszczędzili wykonawców.

 

Paderewski,festiwal 2

 

Gdy przed wykonaniem orkiestrowego utworu Paderewskiego Suita C-dur dyrygent Wroniszewski podszedł do fortepianu i zamknął klapę instrumentu, która go odgradzała od publiczności, Jan Popis skomentował głośno ten „wyczyn" ,tłumacząc, że Marek Wroniszewski jest także utalentowanym pianistą i potrafi obsłużyć to urządzenie. Erupcja dowcipów pojawiła się też na zakończenie wieczoru, gdy Wiesław Dąbrowski postanowił podziękować złożonej z młodych muzyków orkiestrze Sinfonia Iuventus. Wówczas padł pomysł, że trzeba by także podziękować Jerzemu Semkowowi, patronowi i autorowi pomysłu założenia tego zespołu. „Ale cmentarze zamknięte” odpowiedział kolega dyrektora. Organizatorzy koncertu i całego Festiwalu ubolewali też w kilku komentarzach nad tym, że nie ma w Warszawie ulicy Paderewskiego, nie ma też muzeum jego imienia. Nie dali sobie wmówić, że tę lukę wypełnia trochę pomnik wielkiego Polaka i muzyka stojący w Łazienkach. „Zbyt wycofany” – padło w odpowiedzi.

                                                                                      Joanna Tumiłowicz