Przegląd nowości

Co pozostało po Bogdanie Paprockim

Opublikowano: poniedziałek, 09, listopad 2020 14:22

Przede wszystkim niezapomniany głos tenorowy, którym wyśpiewał i nagrał niemal cały kanon narodowej twórczości wokalnej, począwszy od moniuszkowskiego Jontka, Stefana, Kazimierza, Franka (Flis), tytułowego Janka Władysława Żeleńskiego, Stacha w Krakowiakach i Góralach, wiele najpiękniejszych arii operowych i mnóstwo pieśni.

 

Nie opuściwszy nigdy kraju, gdzie przez ponad połowę wieku trwał na pozycji pierwszego polskiego tenora, najpierw w Operze Śląskiej, a potem do końca życia w Operze Narodowej, zaśpiewał kilkadziesiąt partii w operach ze światowego repertuaru. Oto niektóre z nich: Opowieści Hoffmanna, Faust, Carmen, Traviata, Rigoletto, Trubadur, Bal maskowy, Don Carlos, Napój miłosny, Don Pasquale, Madama Butterfly, Cyganeria, Tosca, Andrea Chenier, Rycerskość wieśniacza, Uprowadzenie z seraju, Czarodziejski flet, Eugeniusz Oniegin.

 

Umierając przed ponad 10 laty po przekroczeniu dziewięćdziesiątki niemal do ostatnich dni prezentował dobrą formę wokalną, zwłaszcza w polskich pieśniach (Gdybym był młodszy, dziewczyno…) i niektórych ariach (Cisza dokoła…, Szumią jodły…) na licznych festiwalach, jubileuszach, turniejach tenorów i galach operowych, wszędzie witany owacją na stojąco podziwiany i nagradzany niemilknącymi oklaskami. Na scenie pojawiał się coraz rzadziej (stary Faust, Abdallo w Nabucco), ale w garderobach i bufetach warszawskiego Teatru Wielkiego niezmiennie otoczony swymi tenorowymi synami i wnukami, których doszkalał, ogrywał w karty, niejednokrotnie strofował, ale również pomagał i przekazywał swą bezcenną wiedzę.

 

Po jego śmierci Adam Zdunikowski (szczególny pupil Mistrza) zaproponował powołanie Stowarzyszenia im. Bogdana Paprockiego, którego został prezesem, zjednując sobie do zarządu Marka Czekałę, Sylwestra Kosteckiego (którego Nieboszczyk równie często wyróżniał i cenił) oraz Iwonę Hossę jako skarbnika, bo jako wybitna śpiewaczka z Poznania umie liczyć i szanuje wartość pieniądza.

 

Stowarzyszenie to prezentuje już wcale pokaźny dorobek. W listopadzie ubiegłego roku zainicjowało i zorganizowało Konkurs Wokalny im. Bogdana Paprockiego, który odbył się w Operze Nova w Bydgoszczy, zgromadził 80 uczestników, a w gronie jurorów najpoważniejsze polskie autorytety wokalne (m.in. Toczyska, Podleś, Dobber, Kwiecień, Siwek, Kostecki).


 

Ich wspólną cechą jest, że – podobnie jak patron Konkursu – sami nie prowadzili nigdy żadnych klas wokalnych, nie uczą śpiewać, nie mają swych protegowanych wychowanków, a więc mogą i powinni oceniać sprawiedliwie, według najwyższych zasad wokalnego profesjonalizmu. Niechże biorą to pod uwagę uczestnicy przyszłych edycji tego Konkursu, poddając się ocenie tak mądrze skompletowanych jurorów!

 

W niedzielę 25 października już po raz drugi świętowaliśmy zorganizowany przez Stowarzyszenie w Filharmonii Narodowej doroczny Galowy Wieczór In Memoriam – Bogdan Paprocki. Doskonale zaprezentowali się w nim laureaci ubiegłorocznego Konkursu Szymon Rona (Cuius animam ze Stabat Mater Rossiniego) i Nazari Kaczała (Agnus Dei Arlezjanki Bizeta). W mozartowskim Requiem wystąpili Iwona Sobotka (boska!), Małgorzata Walewska (zniewalająca), Rafał Bartmiński (idealny) i Rafał Siwek (niedościgniony). Dyrygował na najwyższym poziomie Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Grała mistrzowsko Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus, a śpiewał – lepiej od niebiańskich aniołów – Chór Akademicki Politechniki Warszawskiej, przygotowany przez Dariusza Zimnickiego i Justynę Pakulak.

 

Wykonawcy poprosili, aby to Requiem było dedykowane również serdecznej pamięci o zmarłych niedawno przedwcześnie wspaniałych śpiewaczkach Joannie Cortés i Hannie Zdunek oraz gwiazdom warszawskiego baletu Łukaszowi Gruzielowi i Ewie Głowackiej.

 

Stowarzyszenie zamówiło u młodego kompozytora wykształconego w paryskiej Sorbonie dziesięciominutowy utwór na tenor i orkiestrę do przejmującego tekstu Philippe Jaccotteta pt. „Dans la Cascade Celest” (Tańczące fontanny niebiańskie). Wykonał go ujmująco młody solista bydgoski Krzysztof Zimny, interpretując muzykę subtelną, bogatą dźwiękowo, klimatem nawiązującą do Szymanowskiego, a nie awangardową czy ekscentryczną. Kompozytor nazywa się Julian Paprocki, co jest przypadkową tylko zbieżnością nazwisk.

 

Już teraz apeluję do orkiestr symfonicznych Torunia, gdzie Mistrz się urodził i Lublina, gdzie otrzymał tuż po wojnie pierwsze ostrogi wokalne (cykl lekcji u samego Ignacego Dygasa) oraz do Opery Śląskiej, gdzie do dziś odczuwamy obecność jego ducha, aby tam właśnie powtórnie wykonać dedykowane mu te Tańczące fontanny niebiańskie.

 

Niechże również takie kompozytorskie epitafium pozostanie po niezapomnianym Bogdanie Paprockim.

                                                             Sławomir Pietras