Przegląd nowości

Miłość, woda i śmierć

Opublikowano: czwartek, 24, wrzesień 2020 17:54

Trzy największe żywioły towarzyszyły słuchaczom recitalu Tomasza Koniecznego, który wystąpił na estradzie Filharmonii Narodowej w towarzystwie Lecha Napierały. Śpiewak, znakomity bas-baryton całkowicie zdominował występ, bo to i głos potężny, brzmiący, a właściwie grzmiący zarówno w dole, jak i w górze, a także osobowość o wybitnym talencie aktorskim, dla którego każde słowo, każde zdanie ma istotne znaczenie i można jego wymowę wzmocnić odpowiednim ruchem, mimiką, skłonem, a wreszcie modulacją głosu.

 

Tomasz Konieczny

 

Najpotężniejsze emocje targające człowiekiem, szał miłości, potęga oceanu (też może nieźle dać się we znaki) czy wreszcie zmaganie ze śmiercią Tomasz Konieczny wyrażał po pierwsze za pomocą swojego głosu, który wykorzystuje na podobieństwo naszego oszalałego klimatu, przechodząc od jednej skrajności w drugą, np. wczoraj mieliśmy ponad 30 st. Celsjusza a dziś szykuje się przymrozek, wczoraj była cisza i susza, a dziś zalewa nas bezlitośnie i targa trąbami powietrznymi.

 


 

Tak wyglądała interpretacja większości zaprezentowanych pieśni Sergiusza Rachmaninowa, potem Romualda Twardowskiego i wreszcie Modesta Musorgskiego. Tomasz Konieczny pokazał się w nich jak nieobliczalny Słowianin, a nie Wagnerysta po germańsku sumienny i niesamowicie uparty. Ta nowa specjalność śpiewaka nie była wcale lekka, łatwa i przyjemna, choć przecież z pozoru powinna być bliższa ciału i duszy Polaka. Rosjanie jednak śpiewaliby pieśni, a właściwie romanse Rachmaninowa zupełnie inaczej, bardziej lirycznie, choć i dramatyzmu, albo rozpaczy jest tam ogromnie dużo. Konieczny ukazał je jako sceny z tragedii, niemal pozbawione delikatności, wywołujące gniew, rzadziej rezygnację. Nawet gdy Artysta śpiewał Nie uchodzi czyli nie odchodź, to jego prośba była tak głośna i mocna, że nikt rozsądny nie odrzuciłby wezwania. 

 

Tomasz Konieczny 8

 

Pieśń W mołczanii noczi tajnoj  – (Wobec milczenia tajemniczej nocy) – najmniej było owego milczenia i poczucia bezruchu. W sumie 13 utworów bardziej sprawiało wrażenie przeglądu poezji rosyjskiej połączonej z żywiołową interpretacją głosową. Śpiewacy rosyjscy najczęściej kończą recitale pieśni Rachmaninowa szalenie dynamicznym, ale i optymistycznym romansem Wiosenne wody. Konieczny nie dał słuchaczom takiej szansy. Kończąca tę część występu pieśń Obrocznik do słów Afanasija Feta jest przepełniona patosem śmierci, ostatecznego starcia śpiewaka z ryczącą bestią – dosłownie. Po huraganowych zwrotach przeplatanych szeptami i niemal melodeklamacjami piano wydawało się, że nastąpi odprężenie w pieśniach Romualda Twardowskiego, który osobiście przybył na koncert. Cykl Oblicze morza do słów najwybitniejszych polskich poetów współczesnych, m.in. Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Jarosława Iwaszkiewicza, był opatrzony bogatą, impresjonistyczną ścieżką fortepianową. Zaczęło się rzeczywiście spokojnie i łagodnie od krótkiego czterowiersza Westchnienia Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, ale w kolejnych utworach cyklu morze się poważnie rozbujało, aż wreszcie nadszedł stan sztormowy w pieśni Korsarz, słowa Kazimierza Sowińskiego. Pojawiły się „chmury szarpane mocą opętańczą” i była konieczność „wśród fal wściekłych z piorunami tańczyć”. Takich scen muzycznych Tomasz Konieczny nie mógł przepuścić w sposób niejasny. Jego głos potężnie wzbijający się w sali wypełnionej w połowie nic sobie nie robił z telefonicznego dzwonka, który jeden ze słuchaczy pozostawił niewyłączony.

 


 

Artysta rzucający gromy, nawet śpiewając przypadkowo piano, mógł spokojnie dopuścić nawet więcej osób, które mają non stop włączone smartfony, bo wątłe melodyjki nikły w potężnym brzmieniu rewelacyjnego bas-barytona. Trzecia część recitalu zawierająca słynny cykl Musorgskiego Pieśni i tańce śmierci doskonale pieczętowała „wybuchowy” recital.

 

Tomasz Konieczny 968-35

 

Znów zaczęło się pozornie niewinnie – Kołysanką, chociaż upiorną. Chore, jęczące dziecko umiera na rękach matki, a ona stara się go uśpić powtarzając zwyczajowe ba juszki baju, czyli po naszemu lulajże lulaj. I te kluczowe słowa każdej kołysanki artysta wyśpiewuje zmienionym, szyderczym głosem, jaki ma dla nas ta straszna pani. Dobrze iż Tomasz Konieczny zarzucił już manierę śpiewania niektórych fraz takim wymuszonym, nieco spłaszczonym brzmieniem, jednak w tym miejscu było on uzasadnione, jak nigdzie indziej. Cykl zawierający jeszcze Serenadę Trepaka kończy pełen grobowego patosu obrazek z pola bitewnego Połkowodziec.

 


 

Znów śmierć się pojawia, teraz na pobojowisku, bo to ona jest tutaj głównodowodzącym. Ale ta pieśń nie jest protestem antywojennym, raczej groteskowym hołdem dla poległych, o których po latach już nikt nie wspomni. W ostatnich frazach głos Koniecznego wbija się i grzmi całą potęgą wysokich tonów. 

 

Tomasz Konieczny 828-439-kopia

 

Po recitalu przyszedł bis – aria tytułowego bohatera z opery Rachmaninowa Aleko. Potwierdziła ona wcześniej zgłoszone uwagi. Z pewnością żaden inny śpiewak nie byłby w stanie naśladować Tomasza Koniecznego, bo jego talent aktorsko-interpretacyjny i charakterystyczne warunki głosowe są absolutnie niepowtarzalne. Artysta nie próbuje pięknej, wyrównanej kantyleny. Jego aparat głosowy wydaje dźwięki precyzyjne, nierzadko metaliczne. Nie w jego stylu są lekkie zdjęcia, „lejące się” figuracje, zarówno w pochodzie do góry, jak i w opadaniu. Śpiewa ostro, mocno, wyraziście, ale jego kreacje są przejmujące.

                                                                Joanna Tumiłowicz