Przegląd nowości

Leczenie śpiewem – Mariusz Kwiecień o przekazywaniu energii głosem

Opublikowano: poniedziałek, 21, wrzesień 2020 20:14

Spotykamy się podczas Antonina Campi Masterclass w Lublinie. Jak często można Pana oglądać w roli pedagoga młodych śpiewaków?

 

Od 4-5 lat coraz częściej prowadzę zajęcia masterclass, zdarzało się to już w Londynie, w Nowym Jorku, w Krakowie, Katowicach, Warszawie, Poznaniu. Jestem też na etacie w Akademii Muzycznej w Krakowie, nie mam własnej klasy, ale zaangażowanie jest intensywne, bo przez dwa dni w tygodniu prowadzę zajęcia na temat „Interpretacja muzyki wokalnej” dla studentów dwóch ostatnich lat. Bardzo ważne jest także, by ci młodzi ludzie mieli okazję sprawdzić swoje umiejętności na prawdziwej scenie, z profesjonalnym reżyserem, z orkiestrą, w kostiumach. Teraz w Operze Wrocławskiej, w której rozpoczynam pracę jako dyrektor artystyczny, zaplanowaliśmy jedną premierę w roku dla studentów. Dajemy im szansę. Partie śpiewane będą przygotowywane z własnymi profesorami na uczelni, a później to się ma sprawdzić w praktyce na scenie. W pierwszej obsadzie będą zaangażowani przeważnie absolwenci Akademii, w drugiej studenci. Przedstawienie wejdzie do normalnego repertuaru i każdy będzie mógł 2-3 razy wystąpić, pokazać się kolegom, rodzinie, a przede wszystkim sprawdzić swoje możliwości. Innej drogi do wejścia w zawód i robienia kariery nie ma. 30 lat temu ja sam tak właśnie zaczynałem.

 

Campi,Mariusz Kwiecien

 

Wróćmy do zajęć masterclass. Czy można w ciągu kilkudniowego kursu ze znakomitym pedagogiem-praktykiem poprawić swoje możliwości sceniczne i wokalne?

 

Ciekawe byłoby porównanie tego co jest na początku masterclass i na końcu, jak się konstruuje młodego artystę-śpiewaka. W ciągu 4-5 dni można wiele zrobić. Staram się pomóc adeptowi w każdy możliwy sposób, przekazując mu w sposób permanentny swoją energię. Bardzo dużo wtedy sam śpiewam, czasem nawet więcej niż uczestnik kursu. Śpiewacy są przecież typowymi słuchowcami. Są różne teorie na temat prowadzenia kursów, niektórzy mówią, że prowadzący nie powinien sam śpiewać uczniom. Jednak w jaki sposób wytłumaczyć śpiewakowi w którym miejscu jego dźwięk jest dobrze postawiony, a w którym źle, jeśli się tego nie pokaże głosem. Dopiero wtedy zrozumie, o czym mówię. Pomagam sobie dobrym gestem, działam na wyobraźnię. Do tego dochodzą uwagi o charakterze muzycznym, interpretacyjnym, nawet językowym i ruchowym. Każdy utwór, aria, pieśń to inny świat muzyczny i wymagający innego podejścia od artysty.

 

Zajęcia masterclass odbywają się w Lublinie „w realu”, w jednej sali jest pedagog, uczeń i akompaniator. Pracują z zachowaniem środków ostrożności, ale na żywo. Tymczasem na uczelniach artystycznych wiele podobnych zajęć odbywało się, i nadal pewnie będzie prowadzonych on line, przez sieć komputerową albo komórkową. Jak Pan ocenia skuteczność takiej edukacji?


To nie ma żadnego sensu. Krytykując tę formę nauczania zdaję sobie sprawę, że początkowo nie mieliśmy innego wyjścia, a trzeba było zachować jakiś kontakt z podopiecznymi. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy jaki charakter przybierze pandemia. Osobiście byłem mocno zaskoczony, gdy przyjechałem do Krakowa i zobaczyłem kompletnie puste ulice. Teraz uczymy się żyć z tą katastrofą.

 

Dotyka ona nie tylko edukacji artystycznej, ale całej sfery kultury. W USA przerwano do końca roku, a może i na dłużej, działalność tak wspaniałej instytucji jak Metropitan Opera, która dzięki bezpośrednim transmisjom promieniowała na cały świat.

 

Tam jest bardzo trudna sytuacja. Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem MET Peterem Gelbem i myślę, że my tu w Polsce możemy dodać otuchy tym za oceanem. Musimy otworzyć sezon operowy, choćby w Operze Wrocławskiej, aby oni tam też byli w stanie ruszyć. Sytuacja dotyczy nie tylko jednej Metropolitan Opera w Nowym Jorku, ale wszystkich innych wielkich i mniejszych scen operowych, w San Francisco, w Chicago, w Londynie itd.

 

Campi,Piotr Kalina

 

A za nimi wtłoczy się nadzieja w serca setek, tysięcy artystów, którzy na razie są jakby niepotrzebni. W Ameryce opery utrzymywane są z prywatnych datków i taka sytuacja sprawia, że ci sponsorzy nie widzą sensu, by dawać spore pieniądze na operę. Pogłębia się aura niepewności. To podcina skrzydła całym zespołom, całemu środowisku sztuki muzycznej. Jestem przekonany. że otwarcie sezonu operowego u nas doda otuchy wszystkim innym. To tak, jakbyśmy zawołali –  życzymy Wam zdrowego i szczęśliwego otwarcia teatrów. Ruch u nas to wzrost zaufania w bezpieczeństwo u innych. Nawet widownia wypełniona w 50 proc. to realna praca dla orkiestry, dla chóru, dla wszystkich zatrudnionych, nie mówiąc już o tym, że ogromne rzesze kulturalnej publiczności potrzebują takiej sztuki jak chleba. Ludzie mimo różnych obaw ryzykują idąc do kościoła albo organizując śluby i wesela. W operze, wśród zdyscyplinowanych, pełnych szacunku dla sztuki melomanów ryzyko jest o wiele mniejsze. Jesteśmy tak stworzeni, że nie potrafimy w pełni żyć bez kultury, bez sztuki.

 

Przeglądając biogramy artystów - muzyków można zauważyć, że u wielu z nich sporą część tych tekstów zajmuje lista nazwisk wielkich sław, które prowadziły różne masterclass. Podejrzewam, że ten spis ma na celu przekonać słuchaczy, że koncert będzie wielką, wspaniałą ucztą. Czy się mylę?

 

Ogłaszanie listy sławnych masterclass, w których uczestniczył dany muzyk, jest tylko zabiegiem promocyjnym, a nie gwarancją poziomu wykonania. Jeśli o mnie chodzi, takiej listy mogłoby w ogóle nie być, bo w końcu liczą się rzeczywiste umiejętności. Podobnie jest z udziałem w konkursach muzycznych i zdobytymi tam nagrodami. To wcale nie jest najważniejsze. Opierając się na moim przykładzie, zrobiłem karierę w świecie, a poza konkursem w Dusznikach Zdroju nigdzie nie otrzymałem żadnej nagrody, nie zdobyłem ani I, ani II ani III miejsca.


Zresztą nienawidziłem konkursów, bo są generalnie bardzo deprymujące. Liczy się uznanie publiczności i dyrektorów oper. Znam laureatów wielu konkursów, którzy nawet zdobyli na nich niezłe pieniądze, a jakoś nigdzie nie śpiewają. Teraz w Operze Wrocławskiej organizujemy przesłuchania, stanęło do nich ponad 100 solistów, ale nie patrzyłem w ich życiorysy, ile mają lat, u kogo studiowali itd. Dla mnie najważniejsze jest to, jak zaśpiewali. Od tego zależy ich dalsza droga artystyczna. 

 

Czym nas w najbliższym czasie zachwyci Opera Wrocławska?

 

Otwieramy sezon, ale byliśmy także aktywni w wakacje. Pokazywaliśmy swoje możliwości także na scenie na zewnątrz gmachu. Tutaj odbywały się otwarte próby do baletu Giselle. Staramy się wciągać młodzież do współpracy. Występował też chór operowy. Dawaliśmy mieszkańcom znać, że istniejemy, że się aktywnie przygotowujemy, że jesteśmy dla nich. Piękny fronton teatru jest wieczorami oświetlony na zielono. To jest kolor nadziei, naszego zwycięstwa. Sezon będzie na pewno ciekawy, a na jego zakończenie będziemy kontynuowali wrocławską tradycję  megawidowisk w Hali Stulecia zapoczątkowaną przez dyrektor Ewę Michnik. 

 

Campi,po koncercie

 

A kogo zobaczymy na scenie?

 

Opera ma bardzo dobry zespół, ale będziemy do obsad angażować także młodych, damy szansę debiutu również najlepszym uczestnikom Antonina Campi Masterclass w Lublinie. Tutaj pokazał się np. bardzo dobry tenor Piotr Kalina, a na takie głosy zawsze jest zapotrzebowanie. 

 

Mamy też świetnych barytonów, którzy szeroką ławą zdobywają zagraniczne sceny.

 

Dla polskich głosów nastał dobry czas. Do tej pory mieliśmy szereg obaw, artyści nie potrafili sprostać wymogom zagranicznych scen, nie mieli większej praktyki, szlifu i ogłady. Nawet problemy językowe utrudniały karierę. Teraz to się zmienia. Artur Ruciński jest już doskonale przygotowany i występował nawet w Metropolitan Opera. Świetnie zapowiada się Andrzej Filończyk. Słyszy się o Szymonie Mechlińskim. Tenor Piotr Buszewski może z czasem zastąpić Piotra Beczałę. Z ogromnym podziwem patrzymy na barytona Szymona Komasę. On już otrzymał zaproszenie od Opery Wrocławskiej. Doskonale też radzą sobie polskie soprany i mezzosoprany. Z tego bije spory optymizm.

 

Dziękuję za rozmowę

                                                      Rozmawiała Joanna Tumiłowicz