Przegląd nowości

Koncert na dwa pokolenia

Opublikowano: niedziela, 06, wrzesień 2020 16:29

Cechą charakterystyczną sztuki Trzy dni deszczu Richarda Greenberga jest zabieg cofania w czasie, jakbyśmy weszli do tunelu czasoprzestrzennego. Najpierw obserwujemy życie i problemy dorosłych dzieci dwóch wybitnych architektów, a później te same osoby występują w rolach swoich rodziców. Metamorfoza jest bardzo udana. Niewielkie zabiegi w charakteryzacji i kostiumach podnoszą wiarygodność przemiany, a wspomaga to wrażenie scenografia, dzieło Olgi Mazur i Łukasza Misztala.

 

Trzy dni 1

 

Akcja toczy się w tym samym mieszkaniu, które współcześnie jest opuszczone, a sprzęty przykryte są jasnymi pokrowcami, zaś w przeszłości było urządzone na modłę lat 60. XX wieku. Dodatkowo złudzenie przeniesienia w czasie potęguje popularna muzyka nadawana ze stylowego radia – opracowanie muzyczne Michał Lamża. Istota pomysłu dramaturga, a zwłaszcza reżysera Rafała Mohra polega jednak na tym, by pokazać, że losy dzieci w dużej mierze są zaprogramowane przez rodziców. I rzecz nie tylko w prawidłach genetyki, ale także odebranego wychowania i naturalnej inercji, lub odwrotnie, młodzieńczego buntu.

 


Osoby z pokolenia wcześniejszego, dojrzewającego w latach 60. jeśli już sygnalizowały większy upór i ambicje w realizacji celów życiowych, coś z tego przenoszą na swe potomstwo, choć czasami może to przybierać karykaturalną postać. Tak to przynajmniej wygląda, jeśli się porówna losy młodego architekta Theo i jego syna Pipa, który stał się popularnym aktorem serialowym. Z kolei Ned, nieco wycofany, niepewny siebie i jąkający się wspólnik Theo ma w swoim synu Walkerze nieudaną kopię wiecznego frustrata i uciekiniera. Najbardziej „normalna" jest córka Neda o imieniu Nan i choć jej matka w przeszłości była nieco szalona, rozpaczliwie szukająca spokojnej przystani życiowej, to ona jedna stara się spoić potomków obu rodzin, którzy spotykają się na rozprawie spadkowej po pogrzebie Neda. I tutaj kolejny trop, do którego prowadzą nas autorzy tej mądrej sztuki.

 

Trzy dni 2

 

Lekarstwem na większość problemów, egzystencjalnych , emocjonalnych, a nawet materialnych jest przyjaźń a także miłość, która przechodzi z pokolenia starszego na potomków. Oczywiście nie ma tutaj żadnej reguły. Ludzie dziś rzadziej rozmawiają ze sobą, nie potrafią się często porozumieć w najdrobniejszych sprawach, ale jest zawsze nadzieja, że dobre doświadczenia z dzieciństwa i młodości, a także tradycja rodzinna potrafią załagodzić konflikty. W przedstawieniu w Teatrze WARSawy prawdziwy koncert gry aktorskiej daje nam wykonawczyni dwóch ról, Nan i jej matki, Justyna Kowalska występująca na stałe na deskach Teatru Narodowego. Ona w obu wcieleniach zmienia się diametralnie, ze statecznej, eleganckiej choć smutnej kobiety robi się naraz roztrzepaną dziewczyną, która co i rusz wpada w amok swoich pożądań i radosnych rojeń. Jej partner, przyszły mąż, a także syn w osobie Macieja Raniszewskiego ma także trudną rolę, bo jego metamorfoza prowadzi w odwrotnym kierunku, rozwichrzony charakter powstaje z nieśmiałego jąkały, a następnie milczącego, wycofanego ojca, który zbytnio nie lubi swoich dzieci. Wreszcie przyjaciel i biznesowy wspólnik Theo, choć w nowym wcieleniu ma inny zawód, pozostaje w przyjacielskich stosunkach z potomkami Neda, ale w wykonaniu Piotra Ligienzy zmiana dotyczy głównie kostiumu, uczesania i okularów. Czy z tego interesującego przedstawienia można wyciągnąć także jakąś wiedzę na temat sztafety pokoleń? Wydaje się, że tylko taką, iż natura ludzka zawsze miała te same potrzeby i podobnie reagowała na różne ograniczenia. Że człowiek kiedyś i dziś, u nas i za oceanem zwykle poszukuje tego samego – szczęścia.

                                                                 Joanna Tumiłowicz