Przegląd nowości

Dzieciństwo na Fionii – wspomnienia Carla Nielsena

Opublikowano: niedziela, 06, wrzesień 2020 17:28

W chwili, gdy w 1883 roku 18-letni Carl, syn Nielsa, wiejskiego grajka z wyspy Fionii, przepływał Wielki Bełt udając się do stolicy państwa Kopenhagi, powielał tym samym wzorzec wpisany w duńską świadomość narodową, a mianowicie podróż innego syna Fionii, Hansa Christiana Andersena. Z dołów, z prowincjonalnej biedoty, droga ta wiodła ku światu, ku sławie. Carl August Nielsen uznany za najwybitniejszego duńskiego kompozytora, był w pełni świadomy andersenowskiego mitu. Przypomniała mu go również matka, kiedy odwiedziła go w Odense, gdzie młody Nielsen był muzykiem wojskowym. W 1927 roku Nielsen wydał swe wspomnienia z dzieciństwa („Dzieciństwo na Fionii”), publikacja ta pozwoliła na wpisanie Nielsena w listę związku literatów duńskich.

 

Carl Nielsen 1

 

Możemy tu przeczytać następujący fragment: „Jak jej wszystko opowiedziałem, to powiedziała, że zawsze muszę w życiu dążyć do tego, by dać z siebie to, co najlepsze, że mam być pracowity i mam myśleć tylko o tym, by być zdolnym, i powiedziała coś jeszcze o Hansie Christianie Andersenie, który był tak samo biedny, jak ja, a i o tym, że w kiedyś w Brendekilde żył pewien ubogi chłopiec, który nauczył się dwudziestu języków i został sławny na całym świecie. Matka rozmawiała ze mną długo o różnych sprawach i dawała mi rady, jak mam się urządzić, gdy przyjadę do Kopenhagi”. Zakończyła mówiąc: „Wierzę w to, że potrafisz”. Drugi ze wspomnianych przez matkę Nielsena „syn Fionii”, to filolog Rasmus Rask, syn wiejskiego krawca, póżniejszy professor uniwersytetu w Kopenhadze, pierwszy badacz języka islandzkiego. Urodzony 9 czerwca 1865 roku w Nørre Lyndelse na Fionii jako siódme z dwunastu dziecko w ubogiej wiejskiej rodzinie, pracujący zarobkowo od najmłodszych lat. Carl Nielsen wspomina swoje dzieciństwo jako bardzo szczęśliwe. Wspomnienia powstały w 1927 roku, za namową lekarza, który w ten sposób chciał zmusić Nielsena do porzucenia stresującego bytu sławnego kompozytora, dyrygenta i osobowości kulturalnej kraju, i by choć na chwilę zajął się czymś innym.


Nielsen zaczął bowiem poważnie chorować na serce, zmarł wkrótce w 1931 roku. Jednym z „odstresowujących zajęć” były robótki na drutach (Nielsen ograniczał się do produkowania małych ręczniczków), drugą było pisanie wspomnień, większość z nich powstała podczas relaksujących podróży na Południe, niektóre fragmenty były dyktowane towarzyszce tych podróży, teściowej córki Nielsena, pani Møller.

 

Carl Nielsen 2

 

Wspomnienia Nielsena czytałam wielokrotnie, zawsze mnie fascynowały, nie tylko dając wgląd w podłoże psychiki kompozytora, ale będąc obrazem Danii tamtych czasów, obrazem tak różnym od polskich stereotypów. Tak więc podczas dwumiesięcznej przerwy w pracy (z powodu pandemii), postanowiłam zrobić coś, na co zwykle nie mam czasu – przetłumaczyłam wpsomnienia Nielsena na polski. Zaczęłam w ten dzień, kiedy ogłoszono „zamknięcie” kraju, skończyłam dzień przed powrotem do pracy. Wspomnienia Nielsena obejmują jego dzieciństwo, młodość, aż do momentu wyjazdu do Kopenhagi by rozpocząć studia w konserwatorium.


Nie są napisane ściśle chronologicznie, raczej tematycznie. W jednym rozdziale możemy zobaczyć jak wyglądała praca dzieci w cegielni, w innym, jakie przeżycia i myśli towarzyszyły małemu Nielsenowi, kiedy pilnował gęsi, pasł krowy, w póżniej towarzyszył ojcu i jego „zespołowi” w graniu na wiejskich weselach.

 

Carl Nielsen 3

 

Niewiele jest wspomnień poświęconych całkowicie muzyce, muzyka jest tu jednak wszechobecna. Sposób odbierania wrażeń, sposób konstruowania opowiadań, jest na wskroć „muzyczny”. Już poprzednio, czytając te wspomnienia, fascynował mnie styl pisania Nielsena, to szczególne połączenia powagi, tragedii i humoru – jak i doskonałe wyważenie efektów poszczególnych scen. Fenomenalne są również opisy Nielsena ludzi, których spotykał, potrafi on w kilku słowach oddać charakter każdego z opisanych bohaterów. 


Jak już wspomniałam, niewiele jest tu czysto muzycznych fragmentów, niektóre z nich chcialabym jednak tu przytoczyć. W pierwszym fragmencie Nielsen jest jeszcze bardzo małym chlopcem, przed pójściem do szkoły. Rodzina mieszka w domku na środku pól, a cała okolica przynależy do dużego majątku Bramstrup, gdzie mieszka „dziedzic”, pan Langkilde: „Właściciel majątku, radca Langkilde, był bardzo przyjaznym człowiekiem.

 

Carl Nielsen 4

 

Często chodził pieszo po swych włościach i zawsze miał dla każdego jakieś dobre słowo. Któregoś dnia przechodził obok naszego domu. Mama była przed domem i wieszała  pranie. Pan Langkilde przystanął i zaczął z nią rozmawiać. Stałem nieopodal przy ułożonych deskach, na którym ćwiczyłem granie różnych melodii. Razem z bratem odkryliśmy bowiem, że różne kawałki drewna wydawały różne dźwięki, i zaznaczyliśmy kredą na końcówkach, jakie dźwięki to były i teraz mogliśmy, uderzając młotkiem po drewnie, wygrywać różne melodie. 


Pan Langkilde przerwał rozmowę i zapytał: „A to co?!” – „To moi chłopcy grają na deskach”. Podszedł wtedy do mnie i zachęcił mnie, żebym grał dalej. Bawiło go to, jak widział mnie biegającego i podskakującego w górę, by uderzać we właściwe tony we właściwym rytmie. (...) Radca Langkilde powiedział: „Naprawdę zdolny z ciebie chłopiec” i chwycił mnie dwoma palcami za nos. Ponieważ matka już dawno mnie nauczyła, że wtedy trzeba wydmuchać, więc zrobiłem to, czego mnie uczono; nie wiem z jakim rezultatem, ale starszy pan zaśmiał się serdecznie i powiedział coś pochlebnego o zdolnościach wychowawczych mojej matki. 

 

Carl Nielsen 5

 

Już po wydaniu wspomnień córka Nielsena, Anne Marie Telmányi, zilustrowała niektóre fragmenty książki, między innymi scenę „grania na deskach”. Następny fragment dotyczy pierwszych prób gry na skrzypcach: „Kiedy miałem około sześciu lat zachorowałem na odrę. Ojciec był wtedy długo poza domem, pewnie nudziłem się na dobre w łóżku, bo mama dała mi małe skrzypeczki, trzy czwarte wielkości, które wisiały na ścianie. Powiedziała, że mógłbym spróbować na nich pograć. Kiedy skończyła najcięższą robotę, siadała w pobliżu łóżka łatając ubranie i śpiewała mi różne melodie, które miałem odegrać na skrzypcach. Miała niezbyt silny, ale czysty głos i kiedy fałszowałem, mówiła: „Nie, słuchaj porządnie” i próbowaliśmy na nowo. (…) „Matka miała dobry słuch i była pewna melodii, i do momentu powrotu ojca nauczyłem się grać kilka melodii. Kiedy zagrałem je ojcu, to nie powiedział ani słowa, tylko nastroił skrzypce i oddał mi je na nowo”. W następnym fragmencie Nielsen opisuje wrażenie, jakiego doznał, widząc pierwszy raz pianino. Razem z matką poszli pewnego dnia do Odense (oddalonego od domu o około 10 km), by załatwić jakieś sprawy i odwiedzić dwóch wujków z których jeden, przyrodni brat matki, był niewidomy i sprawował urząd organisty w pobliskiej miejscowości: „Wujek ucieszył się z naszej wizyty, no ale mieliśmy dla niego z pół kiełbasy oraz ze cztery-pięć jajek.


Wtedy nadszedł dla mnie ten wielki moment! Wujek Hans podszedł do pianina, otworzył je i powiedział, że mogę sobie na nim pobrzękać. Było to zwykłe pianino z mahoniu, nie ma jednak sensu bym opisywał, jakie uczucie ogarnęło mną, jak dotykałem klawiszy i powoli znajdowałem melodie grając jednym, lub dwoma palcami. Spróbuję za to opisać, co teraz myślę na ten temat, co mogło leżeć u podstaw tego niezapomnianego zachwytu, jaki czułem podczas odkrywania tajemnic tego rzędu klawiszy, który miałem przed sobą. Słuchałem już wcześniej muzyki, słyszałem ojca, grającego na skrzypcach albo na kornecie, słyszałem mamę, kiedy śpiewała, i próbowałem już, wtedy kiedy leżałem chory w łóżku, grać na małych skrzypcach. 

 

Carl Nielsen 6

 

Ale to było coś zupełnie innego. Tutaj leżały dźwięki przede mną w długim, lśniącym szeregu. Nie tylko mogłem je słyszeć, mogłem je również widzieć, i raz za razem czyniłem nowe odkrycia. Przede wszystkim to, że niskie dźwięki położone były na lewo, a wysokie przeciwnie, na prawo. Nie mogłem jednak pojąć, jaką rolę miały te czarne pionki, i dopiero, kiedy się pomyliłem w pewnej melodi, w której było „fis” zamiast „f”, odkryłem, że wszystko ma sens i czarne klawisze też coś znaczą. Na skrzypcach trzeba znaleźć dźwięki na strunach, a na rogu albo trąbce wargi muszą uformować wysokość dźwięku, nikt nie potrafi dokładnie powiedzieć, gdzie dźwięk leży, co wargi mają robić, ani ile powietrza potrzeba, by wydobyć właściwy dźwięk. A tutaj było wszystko jasne i zrozumiałe, i chyba to mnie najbardziej cieszyło. Nie pamiętam, czy grałem jakieś akordy, trójdźwięki, lecz używając jednego palca obu rąk grałem całe szeregi słodkich tercji i podczas gdy moje palce poruszały się równolegle, myślałem: dwa drozdy siedzą na gałązce buku.” Przytoczę jeszcze jeden fragment wspomnień, bo są dla mnie szczególnie cenne, jako że opisują pewnego nauczyciela, do którego obowiazków należało granie i śpiewanie w kościele podczas niedzielnych nabożeństw.


„Każdej niedzieli w kościele potrafił wprowadzić w zdumienie każdego, kto miał najsłabsze nawet muzyczne zdolności. Biedny człowiek był zupełnie niemuzykalny, aż przykro było patrzeć, i aż dziwne było, że ten skądinąd zdolny człowiek, nie został zwolniony od obowiązku zajmowania się czymś, czego natura całkowicie mu odmówiła.

 

Carl Nielsen 7

 

Niestety, do jego obowiązków należało granie i śpiewanie w kościele, tak że mordował się okrutnie na organach i próbował również śpiewać, nikt nie zaprzeczył, że robił, co mógł. To było okropne! Nie był w stanie rozróżnić ani dźwięków ani akordów, chyba, że wgapiał się w klawisze i w swoje palce, a i tak się zdarzało, że lewa i prawa ręka grały każda w swej tonacji. Jak to postrzegał, to momentalnie przestawał. Gdyby tylko pozwolił kongregacji, która – mimo wszystko – jako tako dawała sobie radę na własną rękę, śpiewać dalej, to jeszcze byłoby pół biedy, ale niestety, zaczynał z całą mocą od początku, aż wszyscy doznawali szoku, jak statek, wpadający na molo.


(…) W psalmie podczas komunii nie grał na organach, wtedy zaczynał melodię w bardzo niskim rejestrze, tak że nie było się w stanie rozstrzygnąć, jaki to dźwięk. (…) W pewnym momencie robił taki melodyczny skok, że kończyliśmy na bardzo wysokim dźwięku. Gdyby był wrócił do toniki, to nie byłoby to zupełnie złe, ale fizycznie możliwe; niestety, szedł dalej po kole kwintowym, i po trzech, czterech zwrotkach lądowaliśmy bardzo wysoko, jakieś dziesięć, dwanaście tonów wyżej, tak że nie można było kontynuować.

 

Carl Nielsen 8

 

Wtedy marszczył brwi, robił pauzę, przełykał coś, tak że widzieliśmy jabłko Adama w ruchu, i znowu zaczynał na najniższym dźwięku, jaki mógł wydobyć. Nikt nie mógł zrozumieć, jak mógł tak niezręcznie obchodzić się z tą bardzo prostą melodią. (…) Miał bardzo przeszywający głos, jak dzikie zwierzę przed karmieniem, a ponieważ był spokojnym, poważnym i trochę powściągliwym człowiekiem, to te nagłe głośne wrzaski – kiedy zaczynał śpiewać psalm – były przerażające.


Mimo to – on też miał swoich wielbicieli i tych, co go podziwiali, jako śpiewaka i artystę; część chłopów, zwłaszcza kobiet, uważało, że: „ten głos, to słychać aż za dziesiątą miedzą”. Wspomnienia Nielsena sa również bardzo bogate w opisy przyrody wyspy Fionii, którą często nazywa się „sadem Danii”. Miłość do rodzinnych stron nie opuszczała Nielsena przez całe życie. „Na Fionii jest wszystko inne” – powtarzał bardzo często.

 

Carl Nielsen 9

 

W 1921 roku rozpisano konkurs na tekst kantaty, opiewajacej urodę duńskiego krajobrazu, lub historię kraju. Konkurs wygrał Aage Berntsen, pochodzacy z Fionii, Carlowi Nielsenowi powierzono skomponowanie muzyki. Tak powstala kantata „Wiosna na Fionii” (Fynsk Forår) prawykonana w 1922 roku, przy udziale około 500 członków chórów amatorskich z całego kraju. Kantata jest kwintesencją „narodowego” Nielsena, jest to muzyka lekka, zgrabna i wpadająca w ucho. Bardzo różna od Nielsena-symfonika. Ale o tym napiszę innym razem.

                                                                                  Eva Maria Jensen